Decyzja UE pod dyktando Chińczyków


- Unijni dyplomaci pod presją delegacji chińskiej, w tym premiera Wen Jiabao, odwołali konferencję prasową po środowym szczycie UE-Chiny. Zrobiono tak, ponieważ chińscy oficjele byli niezadowoleni z dopuszczenia na nią niezależnych dziennikarzy z Chin - ujawniły źródła w Komisji Europejskiej.

Najpierw przedstawicieli niezależnych chińskich mediów nie chciano wpuścić do budynku Rady UE, gdzie odbywał się szczyt z udziałem premiera Chin Wena Jiabao, przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya oraz przewodniczącego KE Jose Barroso.

- Ostatecznie mogliśmy wejść do Rady, ale wtedy okazało się, że konferencji prasowej nie będzie. Delegacja chińska powiedziała, że to dlatego, że na sali będziemy my - powiedział w piątek jeden z chińskich dziennikarzy. Jego zdaniem, premier Chin zażądał odwołania zapowiadanej w programie konferencji, bo wolał uniknąć niewygodnych pytań ze strony niezależnych mediów.

Siła nacisku

W imieniu stowarzyszenia brukselskich korespondentów API, jego szef Lorenzo Consoli wyraził oburzenie próbą nierównego traktowania dziennikarzy i blokowania dostępu na konferencję dla przedstawicieli prasy niechętnej rządowi w Pekinie. Skrytykował też dyktowanie przez Chiny organizacji szczytu, za który odpowiadała strona unijna.

- Cieszymy się z końcowej decyzji Rady, by wpuścić wszystkich, ale szkoda, że konferencja prasowa w ogóle się nie odbyła - powiedział. Jego zdaniem, mogli na niej wystąpić we dwóch Barroso i Van Rompuy - skoro Wen Jiabao odmówił udziału. A tak pozostało wrażenie, że przedstawiciele UE ugięli się pod presją Chin.

- Żałujemy tego, co się stało. Decyzja została podjęta przez chińskie władze. Próbowaliśmy przekazać naszym chińskim partnerom zasadę, że nie wolno dyskryminować dziennikarzy, bo w UE obowiązuje wolność prasy - powiedziały pragnące zachować anonimowość źródła w Komisji Europejskiej.

Oficjalnie KE trzyma się innej wersji. - Konferencja prasowa nie odbyła się, ponieważ szczyt był opóźniony, zabrakło czasu i została podjęta decyzja, by jej nie organizować - powtarzał rzecznik Oliveir Bailly na briefingu prasowym.

Źródło: PAP