|

Rosjanie nadchodzą?

Zapad-2021
Zapad-2021
Źródło: mil.ru

Podczas ćwiczeń Zapad-2021 nie rozpocznie się wojna Rosji z Polską. Ona od dawna się toczy – pisze Marek Menkiszak, kierownik Zespołu Rosyjskiego Ośrodka Studiów Wschodnich.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Nie rzadziej niż co cztery lata okładki niektórych polskich tygodników politycznych wypełniają mrożące krew w żyłach obrazy przedstawiające najczęściej rosyjskie czołgi, rakiety i uzbrojonych po zęby żołnierzy, a nawet grzyby nuklearnych eksplozji. Tytuły części dzienników krzyczą zdaniami pytającymi, czy wybuchnie wojna z Rosją. W ślad za tym eksperci lub osoby za takowych uchodzące udzielają na ten temat wywiadów, a politycy różnych opcji ze zmarszczonymi czołami odnoszą się do tej ponurej perspektywy. W rzeczywistości do tego powtarzającego się spektaklu dochodzi częściej, także wtedy, gdy Rosja po raz kolejny przerzuca - w ramach niezapowiedzianych ćwiczeń - znaczące siły zbrojne pod granicę z Ukrainą czy wprowadza je - po uprzednim ogłoszeniu - na ćwiczenia odbywające się na białoruskich poligonach. Zwykle po kilkunastu dniach, gdy żołnierze wracają do stałych miejsc dyslokacji, medialne wzmożenie ucicha i wszyscy zapominają o apokaliptycznych scenariuszach, bombardujących obywateli naszej Ojczyzny. Aż do następnego razu. 

Można to zrozumieć. W końcu media, nawet te korzystające z sutych kontraktów reklamowych, muszą stale rywalizować o uwagę coraz bardziej kapryśnego odbiorcy, a horrory w różnej postaci z reguły dobrze się sprzedają. Eksperci oferujący czarne scenariusze, ryzykują znacznie mniej niż ci, którzy uspokajają. Jeśli taka pesymistyczna prognoza się sprawdzi, okryją się chwałą, jeśli nie, odczuwający ulgę odbiorca raczej puści to w niepamięć. Podobnie politycy, skoncentrowani na śledzeniu słupków sondaży, nie mogą sobie pozwolić na publiczne lekceważenie potencjalnych zagrożeń, a czasami mają skłonność, aby zagrać na strachu obywateli.

Magia liczb

Nie inaczej jest teraz, gdy na rosyjskich i białoruskich poligonach rozpoczyna się kulminacja aktywnej fazy strategicznych ćwiczeń Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej (i "sojuszniczych" pododdziałów białoruskich) Zapad-2021. Ćwiczenia te odbywają się regularnie co cztery lata, począwszy od 2009 roku (w 1999 roku pod tą nazwą odbyły się ćwiczenia bez udziału Białorusi). Ich kryptonim, poza zmieniającym się rokiem, sugeruje jeden ze strategicznych kierunków, na jakim się odbywają: Zapad to Zachód, a zatem zachodni teatr działań i odpowiadający mu Zachodni Okręg Wojskowy, najważniejsza tarcza i miecz Rosji przeciw postrzeganym jako główny potencjalny przeciwnik NATO i siłom USA w Europie. W ramach rotacji co roku ćwiczenia odbywają się na innym kierunku: Wschód (bynajmniej nie przeciwko Chinom, lecz Japonii i zwłaszcza USA w regionie Pacyfiku), Kawkaz (Kaukaz, przeciw rozproszonym zagrożeniom na Kaukazie Południowym, w Azji Centralnej i w regionie szerszego Bliskiego Wschodu) i Centrum, gdzie w Centralnym Okręgu Wojskowym znajduje się strategiczny odwód rosyjskich sił zbrojnych, gotów do działania na wszystkich azymutach.

Takie ćwiczenia - w przeciwieństwie do organizowanych dość często przez Rosję, począwszy od 2013 roku, ćwiczeń niezapowiedzianych (tzw. nagłych) - są planowane z dużym wyprzedzeniem, a ich podstawowe parametry podawane niekiedy już rok wcześniej. To wtedy często zaczyna się gra liczbami i pojawia się jeden z wielu rosyjskich paradoksów. Bo Moskwa jednocześnie uspokaja i straszy. Uspokaja głównie kanałami oficjalnymi, starając się zademonstrować, że bynajmniej nikomu nie zagraża i często zaniża liczebność sił uczestniczących w ćwiczeniach do około 13 tysięcy żołnierzy. Ta liczba nie jest przypadkowa.

Zgodnie z ratyfikowanym przez Rosję, ale faktycznie naruszanym tzw. Dokumentem Wiedeńskim OBWE, tyle właśnie wynosi próg powodujący konieczność uruchomienia szeregu środków budowy zaufania i bezpieczeństwa. Obejmują one m.in. wcześniejszą notyfikację ćwiczeń, dostarczenie informacji na ich temat czy zaproszenie zagranicznych obserwatorów. Rosja także to robi, ale na mniejszą niż wymagana skalę i nie chcąc być formalnie związana, dzieli ćwiczenia na wiele mniejszych przedsięwzięć, twierdząc, że są to odrębne ćwiczenia.

menkiszak całość
Marek Menkiszak w rozmowie z TVN24

Rosja jednak chce także straszyć swoich potencjalnych przeciwników, przede wszystkim zachodnią opinię publiczną, prężąc muskuły. Dlatego często rosyjscy "niezależni eksperci" (najczęściej powiązani ze służbami specjalnymi) ujawniają, że "rzeczywista" liczba ćwiczących żołnierzy liczona jest nawet nie w dziesiątkach, ale w setkach tysięcy. Niekiedy same rosyjskie władze cywilne lub wojskowe albo prokremlowskie media uczestniczą w kolportowaniu takich rewelacji. I w efekcie możemy się dowiedzieć, że w ćwiczeniach Zapad-2021 będzie brała udział zatrważająca liczba 200 tysięcy rosyjskich żołnierzy (około 1/5 całego ich stanu), a także 430 czołgów, 110 samolotów i śmigłowców bojowych oraz 15 okrętów wojennych. Nie jest to rekord. Zgodnie z podobnymi rosyjskimi enuncjacjami w ćwiczeniach Wostok (Wschód) 2018 uczestniczyło łącznie nawet 300 tysięcy żołnierzy, 36 tysięcy czołgów, transporterów opancerzonych i artylerii, około tysiąca samolotów i śmigłowców bojowych oraz 80 okrętów wojennych. Z kolei w ćwiczeniach obrony cywilnej w październiku 2015 roku miało wziąć udział… 40 milionów Rosjan (1/3 dorosłej ludności)!

Takie liczby, podobnie jak te niższe, są równie fikcyjne i wynikają z kolei z łączenia uczestników dziesiątek, jeśli nie setek, przedsięwzięć realizowanych w ciągu kilku miesięcy (w przypadku Zapadu-2021 od czerwca). Tymczasem, wedle ocen ekspertów, w kulminacji aktywnej fazy ćwiczeń Zapad-2021 uczestniczyć będzie poniżej 100 tysięcy rosyjskich żołnierzy, podobnie jak cztery lata wcześniej, gdy oficjalnie miało ich być… około 13 tysięcy (jak w 2009, 2013 i 2017 roku). 

Zapad-2021
Zapad-2021
Źródło: mil.ru

Zarządzanie strachem

Jak każde ćwiczenia wojskowe, zwłaszcza te strategiczne, zakładające operowanie znacznymi siłami na dużej przestrzeni oraz te nagłe, ćwiczenia Zapad są sprawdzianem gotowości bojowej i faktycznie stanowią symulację wojen na średnią i duża skalę. Ich scenariusze są co do zasady agresywne. Faktycznie, bo formalnie zawsze - jak dawniej w Układzie Warszawskim - ćwiczona jest w nich obrona przed agresją umownego przeciwnika, po której dochodzi do zmasowanej kontrofensywy sił własnych. Często też zarówno oficjalne informacje, jak i medialne "kontrolowane przecieki", pozwalają ocenić, do jakiego typu ofensywnych operacji są one przygotowaniem.

Jednym z bardziej spektakularnych tego przykładów były ćwiczenia Zapad-2009, w trakcie których miano ćwiczyć m.in. uderzenia taktyczną bronią jądrową w ramach przeprawy przez rzekę przypominającą Wisłę na północny zachód od Warszawy oraz zmasowane operacje desantowe na wybrzeżach symulujących państwa bałtyckie. Uwadze mediów z reguły uchodzą najciekawsze elementy takich ćwiczeń, jak szybki przerzut znaczących sił zbrojnych na duże odległości czy ofensywne użycie środków walki radioelektronicznej paraliżujących łączność na znacznych obszarach.

Zapad-2021
Zapad-2021
Źródło: mil.ru

Ujawnianie tego typu informacji, w czym najczęściej wydatnie pomagają zachodni komentatorzy skwapliwie powtarzający rosyjskie źródła, ma na celu odstraszanie i zastraszanie potencjalnych przeciwników. Po to, aby - w optymalnym scenariuszu - doszli oni do wniosku, że "drażnienie Rosji" jest zbyt ryzykowne i trzeba szukać z nią porozumienia. Z punktu widzenia grupy rządzącej Rosją przeciwnikami są władze i elity polityczne Stanów Zjednoczonych i ich państw sojuszniczych, w tym członków NATO.

Jest na tej liście i to już co najmniej od końca lat 90. także Polska, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Polska jest przez kremlowskie elity postrzegana z jednej strony jako państwo relatywnie słabe, o statusie wasala USA i Niemiec (choć czasami trudno wytłumaczyć logikę tych prymitywnych klisz), a z drugiej jako państwo znajdujące się w strategicznym konflikcie z Rosją i zdolne wyrządzać pewne szkody jej interesom politycznym, gospodarczym i w sferze bezpieczeństwa. Status Polski jako wroga Rosji jest zatem pochodną zarówno pryncypialnej postawy naszego kraju, broniącego swoich strategicznych interesów, jak i elementem ogólnego kryzysu w stosunkach Rosji z Zachodem, najgłębszego od zakończenia zimnej wojny przed ponad 30 laty. 

bim ZAPAD
Manewry Zapad-21. Rosyjsko-białoruskie ćwiczenia przy polskiej granicy
Źródło: TVN24

Czasami, paradoksalnie, to nakręcanie histerii służy jednocześnie Rosji i jej potencjalnym ofiarom. Tak bywało choćby na Ukrainie, gdzie mniej więcej co kilka miesięcy eksperci, służby specjalne czy przedstawiciele władz zapowiadają wysokie prawdopodobieństwo rosyjskiej inwazji na większą skalę w ramach toczącej się nieprzerwanie od 2014 roku wojny w Donbasie. Do takich sytuacji dochodzi niekiedy przed wyborami parlamentarnymi czy prezydenckimi albo ważnymi spotkaniami międzynarodowymi, co ma służyć zabieganiu o poparcie wewnętrzne i zewnętrzne. Można założyć, że takie alarmy celowo inspiruje sama Rosja - poprzez ruchy wojsk czy podsuwanie tajnych informacji - która poza straszeniem chce także prowadzić do usypiania czujności zachodnich stolic. Te po kilkunastu takich sytuacjach z coraz większym zniecierpliwieniem odnoszą się do podobnych rewelacji, zwiększając ryzyko padnięcia pewnego dnia ofiarą zaskoczenia.

Bardziej spektakularnym przykładem takiej paradoksalnej zbieżności interesów były rewelacje o mającej nastąpić jesienią 2017 roku rosyjskiej inwazji i okupacji Białorusi pod pretekstem ćwiczeń Zapad-2017. Niektórzy białoruscy komentatorzy (powiązani z władzami) kolportowali te rewelacje (kreowane na podstawie ujawnionej znaczącej liczby wagonów zamówionych do transportu rosyjskich żołnierzy), aby pozyskać zachodnich odbiorców do idei wsparcia reżimu Łukaszenki jako gwaranta "białoruskiej niepodległości". Eksperci ukraińscy widzieli w tym zapowiedź rosyjskiej inwazji na Ukrainę od północy, przez terytorium Białorusi. Komentatorzy rosyjscy tradycyjnie straszyli natowskich sąsiadów, a powtarzający te rewelacje komentatorzy zachodni i polscy budzili czujność przed groźnym rosyjskim imperializmem. Także obecnie, przy okazji ćwiczeń Zapad-2021, u niektórych dziennikarzy, ekspertów i polityków budzi się najwyraźniej pokusa, aby zagrać na społecznych emocjach.

Zapad-2021
Zapad-2021
Źródło: mil.ru

Wojna nasza powszednia

Czy oznacza to, że Rosja nam nie zagraża, a wszystko to propaganda? Bynajmniej. Z zaliczenia Polski przez kremlowskich decydentów w poczet wrogów Rosji wynika, że Moskwa nie tylko posiada stale aktualizowane plany wojny z NATO, w tym przeciw Polsce, listy strategicznych obiektów wojskowych i cywilnych będących celem ataku konwencjonalnego (w tym cybernetycznego) i nuklearnego, czy obecnych w Polsce czynnych i uśpionych agentów mających realizować zadania nie tylko politycznego sabotażu. Oznacza to także, że agresywne działania, mające de facto charakter wojny, Rosja realizuje wobec Polski systematycznie od wielu lat, a ulegają one eskalacji wraz z kolejnymi, pogłębiającymi się kryzysami w stosunkach rosyjsko-zachodnich. Zatem "wojna z Rosją" toczy się od dawna, tym bardziej że w percepcji rosyjskich decydentów granica między "pokojem" i "wojną" dawno uległa zatarciu.

Ataki cybernetyczne, w tym na systemy zarządzania państwem i infrastrukturę krytyczną, sankcje gospodarcze i presja energetyczna, dezinformacja i próby żerowania na konfliktach politycznych i społecznych, zabójstwa polityczne, próby zamachów stanu, sztucznego wywoływania fal migracyjnych czy innych operacji dywersyjnych - dokonywane w Europie czy USA przez służby specjalne i inne struktury powiązane z Kremlem - stały się w ostatnich kilkunastu już latach nową normalnością w polityce Rosji. Działania te, popularnie nazywane "wojną hybrydową", uzupełniają działania militarne, prowokacje i demonstracje zbrojne, w tym zmasowane, niezapowiedziane rosyjskie ćwiczenia wojskowe, zakłócanie ćwiczeń wojskowych USA i NATO, naruszanie przestrzeni powietrznej sąsiednich państw zachodnich, a nawet symulacje ataków nuklearnych (jak wobec Szwecji w 2013 roku).

Manewry białorusko-rosyjskie Zapad
Manewry białorusko-rosyjskie Zapad
Źródło: mil.ru

Nie oznacza to jednak, że pewnego dnia (czy nocy) "szalony Władimir" wpadnie nagle na pomysł, aby wysłać przeciw Polsce pancerne zagony, czy tym bardziej nacisnąć atomowy guzik. Planowanie i realizowania agresji jest w Rosji głęboko przemyślane i oparte na racjonalnej kalkulacji potencjalnych zysków i strat. Tak było między innymi w wojnach Rosji z Gruzją w 2008 roku i z Ukrainą od 2014 roku, które Kreml celowo traktował i traktuje jako wojny ograniczone i pośrednie (proxy). Problem polega jednak na tym, że kryteria tej racjonalności są odmienne od zachodnich, a kluczową rolę odgrywa w nich subiektywna percepcja poziomu zagrożenia.

Mówiąc w wielkim skrócie i uproszczeniu, Rosja byłaby gotowa do wojny na większą skalę w dwóch sytuacjach. Po pierwsze, gdy Putin i jego najbliżsi współpracownicy doszliby do wniosku, że Zachód, na czele z USA, aktywnie realizuje próbę zmiany rosyjskiego reżimu i próba ta ma szanse powodzenia. W ograniczonym zakresie zapewne także wówczas, gdy znaczące siły USA i NATO miałyby być dyslokowane na stałe na terytoriach bezpośrednio przylegających do granic Rosji (zwłaszcza na Ukrainie czy - co skrajnie mało prawdopodobne - na Białorusi). Czyli w sytuacji, gdy powstałoby postrzegane zagrożenie dla egzystencjalnych interesów Rosji (a w istocie dla putinowskiego reżimu).  

Po drugie, gdy w państwach i strukturach zachodnich (USA, NATO, Unii Europejskiej) powstałby kryzys na tyle głęboki, że doprowadziłby do paraliżu decyzyjnego, uniemożliwiającego szybką i zdecydowaną odpowiedź na potencjalną rosyjska agresję o narastającej skali. W ograniczonym zakresie także wówczas, gdy kryzys wewnętrzny w którymś z państw uznawanych przez Rosję za wrogie, a niebędącym objętym efektywnymi gwarancjami sojuszniczymi lub które takie gwarancje utraciło, sparaliżowałby wolę zdecydowanego oporu ludności takiego państwa przeciw narastającej rosyjskiej agresji. Ponadto konflikt taki może być efektem niekontrolowanej eskalacji - niekoniecznie sprowokowanego - poważnego incydentu wojskowego z udziałem sił rosyjskich.

Dopóty, dopóki Polska jest członkiem NATO i UE, sojusznikiem USA i ma dobre stosunki z zachodnimi sąsiadami, polskie siły zbrojne zwiększają swój potencjał, a siły sojusznicze stacjonują na polskim terytorium, a ani Polska, ani te państwa i struktury nie są ogarnięte głębokim kryzysem wewnętrznym paraliżującym ich działanie, jest bardzo mało prawdopodobne, aby Rosja w sposób świadomy i zaplanowany podjęła działania zbrojne przeciwko naszemu krajowi. Moskwa obserwuje przy tym bardzo uważnie nie tylko sytuację polityczną, społeczną i gospodarczą w państwach uznawanych za wrogie, w tym w Polsce, ale nawet toczącą się w nich debatę publiczną.

Ci, którzy - nawet w ramach naturalnej w demokratycznym państwie - ostrej dyskusji, publicznie podają w wątpliwość gwarancje sojusznicze, postulują wystąpienie Polski z NATO czy UE lub próbują skłócić nas z naszymi sojusznikami, niebezpiecznie podwyższają ryzyko, że Kreml w swej wypaczonej percepcji uzna to za obniżenie progu kosztów swych agresywnych działań i podejmie skalkulowane ryzyko.

Co najmniej tak długo, jak Federacją Rosyjską rządzić będzie obecna elita, jesteśmy zatem skazani na stan permanentnego zagrożenia, którego nie należy ani lekceważyć, ani ulegać niepotrzebnej histerii.  

Czytaj także: