Gdy potężne trzęsienie ziemi nawiedziło 11 marca Japonię, kapitan Susumu Sugawara był na pełnym morzu. Udało mu się pokonać falę i dotrzeć do lądu. Jego dom znajdujący się na wyspie Ooshima został zupełnie zniszczony przez niszczycielską falę.
Tsunami uszkodziło również dwa promy, kursujące pomiędzy wyspą a stałym lądem, odcinając od świata około 3 tysięcy mieszkańców wyspy, którzy przeżyli kataklizm.
Łódź Sugawary może normalnie zabrać na pokład 25 osób, ale 69-letni kapitan za każdym razem zabierał z wyspy na ląd 50 ludzi. W drugą stronę woził za to niezbędne rzeczy tym, którzy chcieli pozostać na wyspie. Jego łódka odegrała dużą rolę w zapewnieniu transportu.
- Wszystkie inne łodzie, które mogły przewozić ludzi, zostały zniszczone. Pomyślałem więc, że można wykorzystać moją, zwłaszcza, że udało mi się przeżyć tsunami - mówi skromnie Japończyk.
"Myślałam, że nie żyje"
Woził także na wyspę ludzi, którzy chcieli odnaleźć swoich bliskich. W ten sposób w piątek 25 marca, równo 2 tygodnie pod tragedii, spotkał swoją żonę i siostrzeńca, którzy zmierzali na wyspę. Sugawara nie miał pojęcia, że udało im się uciec z wyspy.
- Kiedy nadeszło trzęsienie, mąż był w morzu. Myślała, że nie żyje. Ale został ocalony i próbował ocalić innych - mówiła przez łzy żona kapitana, Yoshiko. Stwierdziła, że jej małżonek zawsze był bezinteresowny i chciał odpłacać za dobro, które go w życiu spotkało.
Kapitan planuje nadal kursować pomiędzy Ooshimą a stałym lądem tak długo, jak będzie to konieczne.
Źródło: Reuters