Co się stało na pokładzie airbusa? Linie milczą, pasażerowie "płakali"


Ponad dobę po awaryjnym lądowaniu Airbusa A380 linii British Airways w Vancouver, media w Kanadzie i USA zastanawiają się, co było jego przyczyną. Relacje pasażerów nakazują zadanie kilku istotnych pytań o to, co się działo na pokładzie maszyny. Brytyjski przewoźnik milczy.

Samolot o numerze rejsu BA286 wyleciał w nocy z poniedziałku na wtorek z San Francisco i kierował się do Londynu. Jednak ponad godzinę po starcie nagle skręcił na północ, a pasażerowie dowiedzieli się, że wylądują w kanadyjskim Vancouver. Na pokładzie dwupoziomowej, ogromnej maszyny było około 400 pasażerów i 25 członków załogi. Część osób trafiła po wylądowaniu do szpitala, kilka godzin później wszystkich jednak z niego wypisano.

Kapitan mówił o toksycznych oparach?

Oficjalnie, o tym locie airbusa A380 wiadomo tylko tyle, bo od ponad doby, zasłaniając się trwającym śledztwem, British Airways tych wydarzeń nie komentują. O swoich przeżyciach mówią jednak pasażerowie, których relacje przytaczają media w Kanadzie i USA.

Wtorkowy komunikat British Airways po udanym lądowaniu maszyny mówił o 25 członkach załogi, którzy trafili do szpitala na badania po tym, jak część z nich poczuła się źle w czasie lotu. To był powód zmiany trasy rejsu. Dlaczego do szpitala zabrano całą załogę, nie sprecyzowano.

ABC News twierdzi jednak, że dotarła do komunikatu kapitana rejsu, który poinformował wieżę kontroli lotów w Vancouver o tym, co dzieje się na pokładzie.

Stacja we wtorkowy wieczór wyemitowała fragment rozmowy mającej pochodzić z kabiny pilotów samolotu. Kapitan rejsu pytany o to, dlaczego chce lądować w Kanadzie, tłumaczy w krótkim komunikacie, że w samolocie pojawiły się "toksyczne opary, coś w rodzaju toksycznego gazu" (ang. toxic fumes, toxic gas). Kapitan dodaje, że "11 członków załogi zasłabło", a wśród poszkodowanych jest też "kilku pasażerów".

Pierwsze takie doniesienia przekazywała kanadyjska stacja CBC News we wtorkowy poranek, British Airways kilka godzin później zaprzeczały jednak, dodając, że w samolocie "nie było dymu" i żaden z pasażerów nie ucierpiał.

Pasażerowie zaczęli płakać

Cytowani we wtorkowy wieczór przez portal tej telewizji, a także dziennik "The Vancouver Sun" i ABC News, pasażerowie, potwierdzili jednak taką właśnie wersję wydarzeń. Mówili, że same stewardessy informowały ich "o dymie lub gazie" jako powodzie zasłabnięcia kilku osób.

Jeden z pasażerów, który miał rozmawiać z członkiem załogi rejsu BA286 powiedział nawet w rozmowie z amerykańską stacją, że "trzech pracowników przewoźnika zemdlało".

Inny - Stefan Orberg cytowany przez CBC News - powiedział, że sama stewardessa zapytała go o to, "czy nie pieką go oczy" i po takiej uwadze, zestresowany, "sam nie był już tego pewien". Inne cytowane przez stację osoby dodały, że część osób usłyszała w głośnikach komunikat o "usterce technicznej" i potrzebie wcześniejszego lądowania.

"The Vancouver Sun" pisze też, że pasażerowie lotu "długo byli trzymani w niewiedzy" i sami zorientowali się, że lecą w innym kierunku (północ, a nie wschód), patrząc m.in. na ekrany połączone z kamerami umieszczonymi w podwoziu maszyny.

Kilka osób powiedziało mediom, że "coś się działo na górnym pokładzie samolotu". Kilka innych jednak - że "na dolnym". Jeszcze inny pasażer, podróżujący do Londynu Szkot cytowany przez CBC News, relacjonował, że w samolocie "dało się wyczuć atmosferę stresu, ludzie naprawdę nie wiedzieli, co się dzieje, a cześć osób zaczęła płakać".

Sytuacja wyglądała na poważną, bo w pewnej chwili z kabiny pilotów nadszedł komunikat o "pilne stawienie się starszego personelu", a stewardessy przestały wydawać posiłki. Do końca lotu większość pasażerów już ich nie dostała - dodano w relacji dziennika.

Wiele pytań, żadnych odpowiedzi

Jak wylicza portal telewizji CBC News, ponad dobę po awaryjnym lądowaniu nie ma więc dalej pewności, ile osób zasłabło, jak poważne były to zasłabnięcia, czy wśród poszkodowanych rzeczywiście znaleźli się pasażerowie i co te zasłabnięcia spowodowało. Telewizja pisze, że relacje osób mówiące o tym, że coś działo się na dolnym lub górnym pokładzie mogą wskazywać na to, że w czasie lotu miał miejsce "początek masowej histerii", ale z drugiej strony pracownicy linii lotniczych są w takich sytuacjach przeszkoleni, skoro więc sami poczuli się źle, musiało się stać coś poważniejszego.

Za tym ostatnim argumentem przemawia też fakt zawrócenia takiej maszyny jaką jest Airbus A380. Nawet w przypadku zdarzających się niekiedy na jej pokładach incydentów, dochodzi do tego bardzo rzadko, bo samolot jest tak duży, że na wielu lotniskach po prostu by się nie zmieścił.

We wrześniu tego roku Airbus A380 Asiana Airlines zawrócił do Los Angeles z rejsu do Seulu po tym, jak detektory w luku bagażowym poinformowały załogę o "dymie" w jednej z komór.

Z kolei w maju na pokładzie A380 Qantas Airways lecącego z Sydney do Dallas, w wyniku zmiażdżenia baterii w jednym z ekranów zainstalowanych w fotelu pasażerskim, z jego wnętrza też zaczął się wydobywać dym. Mały pożar ugaszono w trakcie lotu, dwie godziny przed zaplanowanym lądowaniem.

Maszyna bezpiecznie wylądowała.

Z danych międzynarodowych agencji lotniczych i ekspertów wynika, że Airbus A380 to jeden z najbezpieczniejszych samolotów pasażerskich świata. Od czasu, kiedy pierwszy raz wzbił się w powietrze w 2005 r., na jego pokładzie nie zginęła i nie zmarła jeszcze żadna osoba - pisze "The Vancouver Sun".

Autor: adso / Źródło: CBC News, ABC News, The Vancouver Sun