Billie Jean James, mieszkanka Las Vegas, zaginęła w kwietniu. Jej mąż nie wiedział, gdzie się podziała. Obawiał się, że 67-latka dostała zawału lub straciła pamięć. W akcję zaangażowała się policja, ale pomimo długich poszukiwań starszej pani nie udało się znaleźć. Teraz okazało się, że cały czas "była w domu".
Mieszkanka pustynnego miasta była powszechnie znana z chorobliwego gromadzenia wszystkiego, co tylko zdołała znaleźć. Mieszkanie państwa James przypominało więc w efekcie wysypisko wciśnięte w cztery ściany. Od podłogi do sufitu zalegały w nim stare ubrania, puste opakowania po jedzeniu i wszelkiej maści śmieci.
Pomiędzy górami odpadków były wytyczone wąskie ścieżki, po których małżeństwo się przemieszczało.
Niezwykłe znalezisko
Od zaginięcia kobiety minęło prawie pięć miesięcy, gdy mąż w końcu znalazł żonę. W domu. Przypadkiem natrafił na jej stopę pomiędzy "skarbami" zgromadzonymi w jednym z pokojów. Okazało się, że przez cztery miesiące mieszkał z rozkładającym się ciałem własnej żony.
Było to odkrycie tym dziwniejsze, że mieszkanie przeszukiwały wcześniej specjalne psy-tropiciele policji Las Vegas, którym nie udało się odnaleźć kobiety.
- Fakt, że nasze zwierzęta nie zdołały znaleźć ciała, należy tłumaczyć olbrzymimi utrudnieniami natury środowiskowej, na jakie natrafiły w tym mieszkaniu - oświadczył rzecznik policji Las Vegas Bill Cassell.
Odór śmieci zgromadzonych na zamkniętej przestrzeni był tak silny, że uniemożliwił wyczucie doczesnych pozostałości kobiety nawet wyszkolonym zwierzętom.
Źródło: telegraph.co.uk
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu