"Chcą nas zastraszyć gdziekolwiek jesteśmy"


Syryjscy dyplomaci zastraszają swych rodaków przebywających poza granicami kraju za krytykowanie reżimu w Damaszku i udział w antyrządowych demonstracjach - podał "Wall Street Journal".

Przedstawiciele administracji USA powiedzieli gazecie, że dysponują wiarygodnymi dowodami, iż reżim Baszara el-Asada wykorzystuje ambasady do odnajdywania m.in. osób o podwójnym amerykańsko-syryjskim obywatelstwie, którzy brali udział w pokojowych demonstracjach w Stanach Zjednoczonych.

"Zdrajcy" na emigracji

Według "WSJ", który powołuje się na sześciu Amerykanów pochodzenia syryjskiego, personel placówek dyplomatycznych poszukuje i fotografuje manifestantów, a następnie wysyła zdobyte informacje do Damaszku. Dyplomaci, w tym ambasador Syrii w Waszyngtonie, mianem "zdrajców" określają dysydentów przebywających na emigracji.

Sześciu Amerykanów, indagowanych przez "WSJ", twierdzi, że z powodu ich działalności w USA, syryjskie władze przesłuchiwały, groziły i aresztowały w kraju członków ich rodzin. - Chcą nas zastraszyć gdziekolwiek jesteśmy - powiedział Hazem Hallak, amerykańsko-syryjski naukowiec mieszkający w Filadelfii. Hallak twierdzi, że jego brat Sakher został zamordowany w maju przez syryjskie tajne służby, kiedy wrócił z konferencji medycznej w USA, choć nie był zaangażowany w działalność opozycyjną.

Według Hallaka, funkcjonariusze syryjskich sił bezpieczeństwa przed zabiciem torturowali jego brata, ponieważ chcieli uzyskać listę syryjskich działaczy i przedstawicieli amerykańskich władz, z którymi rzekomo spotkał się podczas pobytu za Atlantykiem.

Wojna z opozycją

Według trzech innych osób, FBI prowadzi obecnie dochodzenie mające wyjaśnić, czy ambasador Syrii Imad Mustafa i personel placówki w Waszyngtonie grozili Amerykanom syryjskiego pochodzenia. W wywiadzie, który opublikowano na łamach "WSJ", dyplomata odrzucił wszelkie oskarżenia, nazywając je "kłamstwami i czystymi kalumniami".

Nowojorska gazeta podaje też przykłady nękania przez przedstawicieli syryjskich władz dysydentów przebywających w USA, Europie i Ameryce Łacińskiej.

Od początku rewolty w Syrii, która wybuchła w połowie marca, według danych organizacji broniących praw człowieka śmierć poniosło już 1827 cywilów i 416 żołnierzy.

Źródło: PAP