Kontrowersyjny i z reguły negatywnie nastawiony do Stanów Zjednoczonych prezydent Wenezueli Hugo Chavez poparł Baracka Obamę na dwa dni przed wyborami prezydenckimi w USA. Czy "El Presidente" wyświadczył mu właśnie niedźwiedzią przysługę?
- Pojutrze w Stanach Zjednoczonych będą wybory. To, że cały świat czeka, aż czarnoskóry zostanie prezydentem USA, nie jest rzeczą błahą - powiedział Chavez w przemówieniu telewizyjnym. - Nie chcemy, by był rewolucjonistą, nie żądamy, by był socjalistą. Nie, (chcemy) tylko tego, by czarnoskóry (kandydat) został prezydentem Stanów Zjednoczonych Ameryki - powiedział Chavez.
Wyraził też nadzieję, że następny mieszkaniec Białego Domu zniesie embargo nałożone na Kubę, wycofa wojska z Iraku i zakończy "groźby" wobec Iranu i Wenezueli.
Trudne stosunki
Stosunki na linii Waszyngton-Caracas są bardzo napięte. W połowie września Chavez wyrzucił z kraju amerykańskiego ambasadora w geście solidarności z Boliwią. W tym samym miesiącu w Wenezueli wylądowały rosyjskie bombowce strategiczne Tu-160, co na pewno nie spodobało się Ameryce.
Pod koniec października zakpił też z kandydatki na wiceprezydenta USA Sary Palin. - Musimy powiedzieć, jak Chrystus powiedział: Przebaczcie jej, ona nie wie, co mówi - to była jego replika na określenie go przez gubernator Alaski mianem dyktatora.
Źródło: Reuters