Chaos w Jemenie

Aktualizacja:

Co najmniej 6 osób zginęło, a 120 zostało rannych w niedzielę w mieście Taizz na południu Jemenu po tym, jak siły bezpieczeństwa ostrzelały uczestników antyprezydenckiej demonstracji, domagających się uwolnienia ich towarzysza - podały źródła medyczne.

Policja użyła ostrej amunicji, gazu łzawiącego i armatek wodnych, aby rozproszyć demonstrantów domagających się przed budynkiem miejscowych władz uwolnienia aresztowanego w sobotę uczestnika antyprezydenckich protestów - powiedział fotograf agencji Reuters obecny na miejscu zdarzenia. Od gazu łzawiącego ucierpiało ok. 200 osób. Protestanci rzucali w policjantów kamieniami oraz butelkami z koktajlem Mołotowa.

Złamali umowę?

Również w niedzielę na północ od jemeńskiej stolicy, Sany, słychać było siedem eksplozji - relacjonowali mieszkańcy. Po wybuchach rozległy się odgłosy strzałów z broni maszynowej w dzielnicy al-Hasaba.

Na razie nie wiadomo nic więcej o eksplozjach, jednak wg Reutera mogą stanowić pogwałcenie porozumienia zawartego dzień wcześniej przez rząd Jemenu i potężny klan plemienny Haszed, którego przywódcą jest Sadek al-Ahmar. Przewiduje ono, że nastąpi zawieszenie broni, a wojownicy plemienni oddadzą zajęte wcześniej budynki rządowe w Sanie.

W Sanie przez kilka dni trwały walki sił prezydenta Alego Abd Allaha Salaha i wojowników plemion domagających się dymisji prezydenta. W walkach zginęło 115 osób (wg innych źródeł - 124 osoby).

W kraju panuje chaos po tym jak, mimo poczynionych wcześniej ustaleń, prezydent Salah odmówił podpisania porozumienia z opozycją i przekazania władzy. Liderzy partii rządzącej podpisali dokument gwarantujący odejście prezydenta, ale on sam odmówił.

Źródło: PAP