Uściski dłoni, uśmiechy do kamer i komplementowanie małżonek - pierwsze spotkanie George'a W. Busha z prezydentem-elektem Barackiem Obamą, przynajmniej publiczna jego część, upłynęło w serdecznej atmosferze.
Obama przyleciał z żoną z Chicago i przybył na 1600 Pensylvania Avenue przed godz. 20.00 czasu polskiego. Bush czekał na niego przed wejściem. Wymienili uściski dłoni, pozowali do fotografii wraz z małżonkami, a później zniknęli we wnętrzach Białego Domu.
W słynnym Gabinecie Owalnym Bush i Obama rozmawiali następnie o sprawach kraju i problemach międzynarodowych. Żadne szczegóły tej rozmowy nie wypłynęły jednak na zewnątrz. Obaj politycy nie urządzili bowiem konferencji prasowej po spotkaniu.
Wizyta prezydenta-elekta w Białym Domu na krótko po wyborach jest długoletnią amerykańską tradycją - ma podkreślić ciągłość rządów i ułatwić transfer władzy.
Spotkanie przeciwieństw
Mimo serdecznej na pozór atmosfery obserwatorzy przypominają ogromne różnice ideologiczne i osobowościowe dzielące Busha i Obamę - demokratę i pierwszego Afroamerykanina wybranego na prezydenta USA. W końcu Obama wygrał wybory głównie dzięki negacji polityki administracji republikanina.
Z kolei Bush krytykował Obamę jako niedoświadczonego, jego zdaniem nieprzygotowanego do prezydentury polityka.
Wymiana dobrych słów
Obaj politycy spotykali się już oczywiście wcześniej. W swej książce "Odwaga nadziei" Obama opisuje swoje spotkanie z Bushem pod koniec 2004 r., gdy zaczynał swoją kadencję w Senacie. Wytknął mu wtedy skłonność do bezrefleksyjnej pewności siebie i apodyktyczności w stosunkach z ludźmi. - Przypomniało mi się wówczas o niebezpiecznej izolacji, jaką przynosi władza - napisał.
Po wyborach 4 listopada Bush złożył jednak Obamie serdeczne gratulacje i obiecał pomoc w procesie transferu władzy. Obama zrewanżował się dobrym słowem już na pierwszej konferencji prasowej jako prezydent-elekt. Demokrata przypomniał, że obejmie rządy dopiero 20 stycznia i do tego momentu prezydentem jest Bush.
Źródło: Reuters, PAP, Gazeta Wyborcza