Ukraińscy żołnierze wkroczyli do Buczy na północny zachód od Kijowa, trzy dni po wycofaniu się stamtąd wojsk rosyjskich. Na ulicach zobaczyli ciała cywilów. Na terenie należącym do kościoła znaleziono masowy grób. Ofiar okupantów jest ponad 300, mówi burmistrz. Reporterzy agencji Reutera, którzy zostali wpuszczeni do miasta, opisują to, co w Buczy zobaczyli.
Mer Buczy Anatolij Fedoruk poinformował w piątek, że ukraińskie wojska wyzwoliły miasteczko, położone w obwodzie kijowskim. Dzień 31 marca przejdzie do historii miasta jako wielkie zwycięstwo naszych sił zbrojnych - oświadczył.
Bucza była jednym z miejsc, w których od pierwszych dni po 24 lutego toczyły się szczególnie ciężkie walki z rosyjskimi wojskami próbującymi okrążyć Kijów. Panowała tam katastrofalna sytuacja humanitarna. Ewakuację miejscowej ludności utrudniali, a nierzadko uniemożliwiali rosyjscy żołnierze, terroryzujący ludność cywilną. W mieście brakowało wody, prądu i żywności. Mieszkańcy byli zmuszeni do ukrywania się przed ostrzałami w piwnicach.
Teraz wychodzą na ulice, ale muszą uważać. Choć na miejscu są już ukraińskie oddziały, uciekający Rosjanie mogli zostawić za sobą miny. Miasto jest zdewastowane.
Ciała na ulicach
"W zimnym, wilgotnym powietrzu wciąż unosi się zapach materiałów wybuchowych, zmieszany z odorem śmierci" - relacjonuje sytuację w Buczy agencja Reutera w depeszy opublikowanej wieczorem 2 kwietnia.
66-letnij Wasilij spogląda na szczątki kilkunastu cywilów, rozrzucone wzdłuż drogi przed jego domem, "grymas wykrzywia jego twarz". Cytowany przez agencję, mówi - podobnie jak inni mieszkańcy Buczy - że to ofiary rosyjskich żołnierzy okupujących te tereny kilka tygodni.
Na skrawku trawy leży ciało mężczyzny. Jego twarz jest ziemista, oczy zapadnięte. Obok rower, którym najprawdopodobniej jechał tuż przed śmiercią. Kilka metrów od drzwi wejściowych do domu Wasilija, na środku ulicy, leżą zwłoki innego człowieka. Jak mówi rozmówca Reutera, to ojciec chrzestny jego syna. I najlepszy przyjaciel.
Zarówno te dwie opisane ofiary jak i kolejne, nie mają na sobie mundurów - podkreślają reporterzy Reutera. Ciała wciąż leżą na widoku. Niektórzy z zabitych wciąż ściskają w sztywnych rękach torby z zakupami - czytamy.
Wysłannicy agencji podkreślają, że wielu z nich nie żyje już dość długo - że da się to wyraźnie określić, patrząc na ciała.
Większość ofiar wygląda, jakby spała - trudno stwierdzić, czy zginęli od odłamków, wybuchu czy kuli. Jedno z ciał, na które trafili reporterzy Reutera, nie ma fragmentu głowy.
Masowy grób w Buczy
Burmistrz Buczy Anatolij Fedoruk cytowany przez Reutera mówi, że rosyjscy żołnierze zamordowali ponad 300 mieszkańców miasta. Część ofiar miała "związane za plecami ręce", a strzały "oddano w tył głowy".
Na terenie jednego z miejscowych kościołów znajduje się masowy grób - wciąż otwarty. Z czerwonej ziemi wystają ręce i stopy ofiar - relacjonuje Reuters.
Na ulicach oprócz ciał, znajdują się wraki spalonych rosyjskich czołgów i pojazdów opancerzonych, a także niewybuchy rakiet i pocisków moździerzowych.
Buczę patrolują obecnie ukraińscy wojskowi, przemierzający miasto - tam, gdzie to możliwe - w pojazdach, z których powiewają niebiesko-żółte flagi. Mieszkańcy ich witają.
"Miałam sen, że odeszli i nie wrócili"
74-letnia Marija Żelezowa pracowała jako sprzątaczka w fabryce samolotów. Zły stan zdrowia uniemożliwił jej opuszczenie miasta, nim dotarły tam rosyjskie wojska.
Spacerując ze swoją 50-letniią córką Iryną, ze łzami w oczach opowiada dziennikarzom Reutera, jak otarła się o śmierć. - Za pierwszym razem wyszłam z pokoju, gdy nagle kula roztrzaskała szybę w oknie i utknęła w komodzie - wspomina. - Za drugim razem odłamki szkła omal nie wbiły mi się w nogi - opowiada. Za trzecim razem idąc ulicą nie zauważyła żołnierza stojącego z karabinem. - Kule przeleciały tuż obok mnie. Kiedy doszłam do domu, nie byłam w stanie mówić - relacjonuje.
Zdejmując z ramienia białą opaskę, którą - jak mówi - kazali mieszkańcom nosić okupanci, oświadcza: - Nie chcemy, żeby wracali. Miałam dzisiaj sen, że odeszli i nie wrócili.
Źródło: Reuters