Ponad 50 lat po sławnej aferze związanej z zestrzeleniem samolotu szpiegowskiego USA nad ZSRR, jego pilot otrzymał pośmiertnie medal za "heroizm" wykazany podczas sowieckiej niewoli. Wcześniej, po powrocie do USA, Gary Powers był często krytykowany, ponieważ nie "skorzystał" z kapsułki z trucizną i ostatecznie skończył życie zapomniany przez państwo.
Do incydentu, który "rozsławił" kapitana lotnictwa wojskowego USA Francisa Gary Powersa i wywołał ostre spięcie na linii Moskwa-Waszyngton, doszło pierwszego maja 1960.
Koniec nietykalności
Powers jako pilot unikalnej maszyny szpiegowskiej U-2 wystartował z lotniska w Pakistanie i wleciał w przestrzeń powietrzną ZSRR. Miał wykonać długi lot nad całym Krajem Rad, obfotografować szereg istotnych obiektów wojskowych i wylądować po kilkunastu godzinach w Norwegii.
Podobne loty U-2 trwały już od 1956 roku i były pilnie śledzone przez radziecką obronę przeciwlotniczą. Pomimo prób zestrzelenia intruzów, nigdy nie zdołano tego zrobić ponieważ amerykański samolot latał wyjątkowo wysoko jak na ówczesne czasy. Unosząc się na ponad 21 kilometrach U-2 był nieosiągnalny dla radzieckich myśliwców i rakiet.
Technika wojskowa w ZSRR ulegała jednak gwałtownemu rozwojowi, o czym boleśnie przekonał się Powers. Podczas swojego lotu (jednego z wielu. Pierwszy raz nad ZSRR wleciał w 1956 r.) natknął się na jeden z pierwszych wprowadzonych do służby dywizjonów rakiet przeciwlotniczych S-27 Dźwina. Jedna z odpalonych rakiet wybuchła w pobliżu U-2 i poważnie uszkodziła maszynę. Powers zdecydował się wyskoczyć z spadającego samolotu i w tym momencie zaczęły się problemy, które zniszczyły mu życie.
Kosztowne błędy
Zgodnie z instrukcją pilot powinien był przed opuszczeniem maszyny uruchomić system jej samozniszczenia. Powers jednak tego nie uczynił i U-2 rozbił się w całości na polu niedaleko Diegtiarska na Uralu. Maszyna była poważnie uszkodzona i rozbita na kwałki, ale nie w drobny mak i Rosjanie mogli z łątwością "poskładać" szczątki. Dzięki temu nie mogło być wątpliwości, że to szpiegowski U-2, a nie samolot meteorologiczny, który "zboczył z kursu", jak twierdziły USA.
Po wylądowaniu ze spadochronem na radzieckiej ziemi Powers popełnił drugi, w oczach CIA i Pentagonu, błąd. Mianowicie nie skorzystał z ukrytej dawki śmiertelnej trucizny, którą miał zażyć, aby uniemożliwić pojmanie i przesłuchanie, które potencjalnie mogło doprowadzić do ujawnienia największych tajemnic amerykańskiego wywiadu. W zamian Powers trafił na dwa lata do radzieckiej niewoli i stał się narzędziem propagandy podczas pokazowego procesu, podczas którego złożył wymuszoną "samokrytykę".
Niewdzięczna ojczyzna
Ostatecznie w 1962 roku pilot został wymieniony na pojmanego na zachodzie radzieckiego szpiega. Powrót Powersa do domu nie był jednak specjalnie radosny. Pilot znalazł się pod ostrą krtyką z powodu swoich "błędów", a wojsko chciało jak najszybciej go "ukryć" i zapomnieć o wstydliwej porażce. Przez kilka lat Powers latał jako pilot testowy w firmie, która zbudowała U-2 - Lockheed Martinie. Później zostało mu tylko pilotowanie helikopterów lokalnych stacji telewizyjnych, co było dla takiego pilota dotkliwą degradacją i zniewagą. Ostatecznie zginął w wypadku lotniczym podczas pracy w 1977 roku.
Dokładny opis incydentu i czasu spędzonego przez Powersa w niewoli został odtajniony częściowo dopiero w 1998 roku. Wówczas wojsko zrehabilitowało pilota, honorując medalem jego niezłomną postawę podczas 107 dni przesłuchań przez KGB, kiedy nie zdradził żadnych tajemnic.
W minionym tygodniu przyznano mu kolejną pośmiertną nagrodę, Srebrną Gwiazdę, trzecie najwyższe rangą odznaczenie wojskowe USA. Uzasadnieniem ma być "heroiczna" postawa Powersa w radzieckiej niewoli. Tym samym po ponad 50 latach amerykańskie wojsko zdobyło się na gest uznania wobec pilota.
Autor: mk//kdj / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: USAF