Blokować można, ale nie trzeba

Aktualizacja:
 
Blokować można, ale nie trzebasxc.hu

Europosłowie przeciw cenzurze internetu. Podczas głosowania z projektu Komisji Europejskiej usunięto obowiązkowe blokowanie stron z pornografią dziecięcą, pozostawiając tę decyzję władzom poszczególnych krajów.

Pomysł blokady pojawił się w projekcie dyrektywy o przeciwdziałaniu seksualnemu wykorzystywaniu dzieci. Według pierwotnej wersji KE chciała, żeby blokowanie stron internetowych z dziecięcą pornografią było dla państw członkowskich obowiązkowe. Europosłowie podczas głosowania w Komisji LIBE, odpowiedzialnej za wolności obywatelskie, sprawiedliwość i sprawy wewnętrzne, zrezygnowali z tego rozwiązania.

W obecnej wersji państwa muszą w pierwszej kolejności starać się usunąć stronę, a dopiero gdy okaże się to niemożliwe – bo na przykład korzystają one serwerów poza UE albo trwałoby to wyjątkowo długo – mogą ją zablokować.

Usuwać, nie blokować

- Ta dyrektywa ma na celu natychmiastowe usunięcie materiału z sieci. Gdy nie można tego osiągnąć od razu, państwa członkowskie muszą mieć możliwość blokowania stron internetowych. Musi to być przeprowadzone zgodnie z narodową legislacja i z zastosowaniem wszystkich narzędzi ochrony prywatności – argumentowała eurodeputowana Roberta Angelilli.

Europosłowie wprowadzili też gwarancje ochrony praw podstawowych w przypadku, gdyby państwa mimo wszystko zdecydowały się na stosowanie blokady. Są wśród nich transparentne procedury, konieczność informowania dostawcy treści o powodach restrykcji i możliwości apelacji od tej decyzji.

Dlaczego nie blokować?

Europejskie organizacje działające na rzecz wolności sieci protestowały przeciwko projektowi dyrektywy od początku, prowadziły też kampanię na rzecz jej zmiany. Przeciwnicy dyrektywy argumentowali, że blokowanie stron internetowych nie jest rozwiązaniem przede wszystkim dlatego, że jest praktycznie niewykonalne. Wymagałoby ono bowiem koordynacji działań wszystkich dostawców internetu, a poza tym dany serwis wcale nie po blokadzie nie zniknie - dalej byłby dostępny dla internautów korzystających z firm spoza UE.

Kolejne argumenty dotyczyły cenzury: raz wprowadzona może być nadużywana oraz rozciągnięta na inne rodzaje naruszeń, na przykład praw autorskich. Niektórzy obawiali się też, że narzędzie to będzie używane do blokady nieprawomyślnych portali w rodzaju Wikileaks, która zdaniem wielu polityków narusza prawo.

"Nie oznacza to końca walki o wolny Internet"

-To ogromny sukces europejskich aktywistów, którzy ostatni tydzień spędzili dzwoniąc i pisząc do biur poselskich w Brukseli. Jednak nie oznacza to końca walki o wolny internet. Przed nami jeszcze głosowanie plenarne w Parlamencie i, co najważniejsze, ostateczna decyzja Rady Unii Europejskiej, czyli rządów– uważa Katarzyna Szumilewicz z fundacji Panoptykon.

To kolejna kampania internautów przeciwko cenzurze sieci. Dwa lata temu pod wpływem ich akcji Europarlament zrezygnował z projektu Pakietu Telekomuniakcyjnego, który pozwoliłby dostawcom internetu decydować, jakie witryny udostępnią swoim klientom. Rok później podobny protest w Polsce spowodował usunięcie z ustawy hazardowej zapisu o rejestrze stron i usług niedozwolonych.

Źródło: tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu