Co najmniej cztery tysiące niemuzułmańskich mieszkańców wiosek ewakuowano z rejonu walk między muzułmanami Rohingya a birmańskim wojskiem na północnym zachodzie Birmy - poinformowały władze tego kraju. Z kolei tysiące Rohingya uciekło do sąsiedniego Bangladeszu.
Z terenów walk ewakuowano również lokalne władze.
Ministerstwo ubezpieczeń społecznych, pomocy i ds. przesiedlania organizuje tymczasowe miejsca schronienia dla przesiedlonych: w buddyjskich klasztorach, urzędach i na lokalnych komisariatach policji.
Niemal sto ofiar śmiertelnych
Tymczasem od piątku około dwóch tysięcy muzułmanów Rohingya, głównie kobiet i dzieci, zdołało przedostać się do sąsiedniego Bangladeszu. Banglijskie MSZ wyraziło zaniepokojenie, że - jak to ujęto - tysiące "nieuzbrojonych obywateli Birmy" zgromadziło się w pobliżu granicy, żeby przedostać się do Bangladeszu. Od początku lat 90. XX w. z Birmy do Bangladeszu uciekło około 400 tys. Rohingyów.
Według informacji podawanych przez birmański rząd w najkrwawszych od października 2016 roku starciach, które na nowo rozgorzały w piątek, śmierć poniosło 98 osób, w tym około 80 rebeliantów Rohingya i 12 członków rządowych sił bezpieczeństwa.
W sobotę w stanie Rakhine (Arakan) walki były kontynuowane. Najostrzejsze starcia miały miejsce nieopodal głównego miasta Maungdaw - wynika z informacji władz i mieszkańców.
Do, jak pisze Reuters, dramatycznej eskalacji konfliktu doszło, gdy w piątek Rohingya zaatakowali siły bezpieczeństwa w kilku miejscach w niespokojnym regionie kraju. Według wojska muzułmańscy bojownicy przeprowadzili skoordynowane ataki na 24 policyjne punkty kontrolne i przejścia graniczne oraz na jedną bazę wojskową w stanie Rakhine.
Podejrzenie czystek etnicznych
Konflikt w tym regionie wybuchł w październiku 2016 roku, gdy w odpowiedzi na podobne ataki na trzy przejścia graniczne wojsko rozpoczęło operację na szeroką skalę. ONZ podejrzewa, że w jej trakcie birmańskie siły bezpieczeństwa dokonywały zbiorowych gwałtów i zabójstw. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że te przestępstwa można zakwalifikować jako zbrodnie przeciwko ludzkości, a nawet czystki etniczne.
Do piątkowej ofensywy przyznała się grupa o nazwie Armia Zbawienia Rohingya z Arakanu (ARSA), dawniej znana jako Harakah al-Jakin lub "Ruch Wiary". Była ona związana z październikowymi atakami i ostrzegła przed kolejnymi. ARSA uzasadniła ataki koniecznością obrony w obliczu naruszeń praw Rohingya ze strony wojska.
W zamieszkanej głównie przez buddystów Birmie sposób traktowania liczącej 1,1 mln mniejszości stał się jedną z najbardziej kontrowersyjnych kwestii dotyczących praw człowieka w czasie, gdy w kraju po latach brutalnej wojskowej dyktatury następują polityczne zmiany.
Noblistka nie pomoże?
Chociaż przedstawiciele Rohingyów przebywają w Birmie od pokoleń, to nie mają obywatelstwa i przez buddystów są uważani za nielegalnych imigrantów, głównie z Bangladeszu. Żyją w biedzie, mają ograniczony dostęp do opieki zdrowotnej, rynku pracy, i edukacji, są też pozbawieni swobody poruszania się.
Laureatka Pokojowej Nagrody Nobla, wieloletnia dysydentka, a obecnie kierująca rządem Aung San Su Kyi, jest oskarżana przez niektórych krytyków na Zachodzie o to, że milczy w sprawie od dawna prześladowanych Rohingyów oraz że broniła kontrofensywy wojska po październikowych atakach - zwraca uwagę Reuters.
Autor: mm/adso / Źródło: PAP