Rakija, której produkcja jest głęboko zakorzeniona w tradycji bułgarskiej, okazała się deską ratunku w kryzysie zarówno dla zwykłych obywateli i restauratorów, jak i dla fiskusa. W renomowanych restauracjach nad Morzem Czarnym w tym sezonie hitem jest "rakija domowa", za którą nie zapłacono akcyzy. Według niektórych szacunków, wartość niezapłaconego podatku to 15-20 mln euro.
Cudzoziemcy chwalą sobie wyprodukowaną domowym sposobem wódkę z owoców, ponieważ rakija ta jest tańsza i nierzadko lepsza od monopolowej. Tymczasem inspektorzy finansowi z kolei pilnie starają się kontrolować, czy za napoje uiszczono obowiązkową akcyzę.
Kilka dni temu w Warnie poinformowano o skonfiskowaniu 1100 litrów nielegalnej rakii, której producent uniknął zapłacenia 6050 lewów (3025 euro) akcyzy. Według policji warneńskiej w regionie działa 128 "zarejestrowanych obiektów produkcji alkoholu etylowego", zwanych potocznie "kotłami", a nielegalnych jest co najmniej dwa razy tyle.
Dochody z akcyzy podejrzanie małe…
Według dziennika "Standart", w Bułgarii jest ponad 9 tys. nielegalnych "kotłów". Oficjalnie zarejestrowanych jest 1300, lecz w nich również pędzi się nielegalnie. W państwach unijnych na urządzeniach do produkcji spirytusu są liczniki, pokazujące dokładną ilość gotowej produkcji - na bułgarskich tego nie ma.
… do ściągnięcia jest 20 mln euro
Nie jest możliwe, by fiskus otrzymywał rocznie tylko 160 tys. lewów (80 tys. euro) z akcyzy, podczas gdy według oficjalnej statystyki połowa wszystkich zbiorów winogron idzie na prywatny użytek. Stowarzyszenie producentów i importerów alkoholu
- Nie jest możliwe, by fiskus otrzymywał rocznie tylko 160 tys. lewów (80 tys. euro) z akcyzy, podczas gdy według oficjalnej statystyki połowa wszystkich zbiorów winogron idzie na prywatny użytek - powiedział.
Według szacunków Botewa nielegalni producenci alkoholu nie płacą akcyzy wartej co najmniej 30-40 mln lewów (15-20 mln euro). Na ściągnięcie tych środków liczy fiskus.
Rakiję pędzono już w IX wieku, za chana Kruma
Bułgarzy nie rozumieją logiki urzędników z Brukseli, zgodnie z którą mają płacić za coś, co sami wyprodukowali. Sami sadzili drzewa i winnice, zbierali owoce, włożyli tyle pracy, a potem mają płacić 82,5 lewów (41,25 euro) za 30 litrów rakii. To poddaje ciężkiej próbie ich poczucie sprawiedliwości. Bułgarska gazeta "Standart"
Pierwsze wieści o nielegalnym alkoholu sięgają początków IX wieku, kiedy chan Krum zakazał produkcji wina w ramach pierwszej na Bałkanach kampanii walki z pijaństwem. W pięciowiekowym okresie niewoli tureckiej (1393-1878) Bułgarom pędzenia rakii i produkcji wina nie zakazywano. W okresie komunistycznym przywódca Todor Żiwkow w latach 60. ubiegłego wieku odważył się zakazać domowej produkcji rakii, lecz po kilku dniach odwołał tę decyzję.
Alkoholu broni „Radość narodu”
- Nie da się wytrzymać ubóstwa bez rakii - pod takim hasłem rolnicy z południowo-zachodniej Bułgarii protestowali w styczniu 2007 roku, kiedy zgodnie z wymaganiami unijnymi wprowadzono akcyzę na domową wódkę. W Płowdiwie protesty organizowała wówczas nieformalna organizacja "Radość narodu".
- Bułgarzy nie rozumieją logiki urzędników z Brukseli, zgodnie z którą mają płacić za coś, co sami wyprodukowali. Sami sadzili drzewa i winnice, zbierali owoce, włożyli tyle pracy, a potem mają płacić 82,5 lewów (41,25 euro) za 30 litrów rakii. To poddaje ciężkiej próbie ich poczucie sprawiedliwości - napisał "Standart".
Według dziennika "lepiej byłoby, gdyby resort finansów i policja zajęły się przemytnikami alkoholu na przemysłową skalę, zamiast nękać obywateli, którzy i tak będą pędzić bimber".
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu