Po raz pierwszy od 70 lat żadna partia w Australii nie zdobyła większości pozwalającej na rządzenia. Po przeliczeniu trzech czwartych głosów minimalnie prowadzą konserwatyści przed laburzystami, ale o składzie rządu prawdopodobnie zdecydują Zieloni i niezależni.
Po raz pierwszy od 1940 roku wybory parlamentarne, które odbyły się w niedzielę w Australii, nie dały zdecydowanej przewagi ani rządzącym laburzystom, ani konserwatystom. Po przeliczeniu 76,7 proc. oddanych głosów, jak podała australijska telewizja ABC, konserwatyści z Partii Liberalnej Australii (LPA) uzyskali 72 miejsca w 150-osobowej Izbie Reprezentantów, a laburzyści z Australijskiej Partii Pracy (ALP) - 70 mandatów, podczas gdy większość absolutna wynosi 76 mandatów.
Nie wiadomo, komu przypadną pozostałe miejsca, ale według projekcji ogłoszonych przez TV ABC, konserwatyści ostatecznie zdobędą 73 mandaty, a laburzyści - 72. Niezależni uzyskają 4 mandaty, a Zieloni - jeden i po raz pierwszy wejdą do parlamentu. Obie główne partie już zabiegają o ich poparcie.
"Pozostało kilka dni napiętego oczekiwania"
Premier Julia Gillard, która po przeprowadzeniu zręcznej detronizacji Kevina Rudda ze stanowiska szefa rządu i przywódcy partii w czerwcu zajęła jego miejsce, zadeklarowała po zakończeniu głosowania gotowość pozostania u steru rządów.
- Przyjaciele, Bill Clinton powiedział przy okazji wyborów w USA: "ludzie przemówili, ale zajmie trochę czasu, żeby stwierdzić, co dokładnie powiedzieli", i w takiej sytuacji znaleźliśmy się dziś. Wiemy, że w naszej wspaniałej demokracji każdy głos jest ważny, każdy musi być policzony. Pozostało kilka dni napiętego oczekiwania, ale nadal będziemy walczyli o utworzenie rządu tego kraju - powiedziała pani Gillard na konferencji prasowej.
"Labour Party straciła swą dominującą pozycję"
Jej przeciwnik, konserwatysta Tony Abbott, któremu prognozy wyborcze nie dawały zwycięstwa, oświadczył na triumfalnym spotkaniu swych zwolenników w jednym z hoteli w Sydney: - Labour Party straciła swą dominującą pozycję.
Australijskie media elektroniczne, analizując na gorąco wyniki wyborów, wskazują jako przyczynę porażki laburzystów zapowiedź podniesienia o 40 proc. podatków płaconych przez potężny australijski przemysł górniczy. Zareagował on kampanią medialną wymierzoną przeciwko rządowi, mimo iż Australia pozostała jednym z niewielu krajów świata, który nie odczuł skutków światowego kryzysu gospodarczego.
We własnej partii ambitna pani Gillard straciła sporo ze swej popularności zdobytej u boku poprzedniego premiera, Kevina Rudda, ze względu na bezwzględność, z jaką wykorzystała w czerwcu tego roku jego bardzo osłabione notowania w sondażach.
Źródło: PAP