Amerykanie podzieleni po wolcie Trumpa. "Międzynarodowy wybuch dziecięcej złości"

Przywódcy musieli przedyskutować wiele drażliwych kwestii. Materiał "Faktów po południu"
Przywódcy musieli przedyskutować wiele drażliwych kwestii. Materiał "Faktów po południu"
tvn24
Przywódcy musieli przedyskutować wiele drażliwych kwestii. Materiał "Faktów po południu" z 10.06.2018 r.tvn24

Część amerykańskich polityków uważa, że wolta Donalda Trumpa, który na szczycie G7 w Kanadzie poparł końcową deklarację G7, a następnie wycofał swoje poparcie dla tego oświadczenia, zwiększyła izolację USA na świecie. "Washington Post" ocenił to jako "międzynarodowy wybuch dziecięcej złości", prezydenta USA bronił z kolei doradca ekonomiczny Białego Domu.

W komunikacie końcowym po szczycie napisano, że przywódcy USA, Kanady, Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec, Włoch i Japonii zgodzili się co do tego, że istnieje potrzeba "wolnego, sprawiedliwego i obopólnie korzystnego handlu", oraz co do znaczenia walki z protekcjonizmem. "Dążymy do ograniczenia barier celnych, barier nietaryfowych i subsydiów" - głosi oświadczenie.

Francja, Niemcy i Wielka Brytania poparły końcową deklarację. Prezydent USA Donald Trump w sobotę niespodziewanie ogłosił, że wycofuje swe poparcie dla tego oświadczenia.

"Ameryka jest z nimi, nawet jeśli nasz prezydent nie jest"

Republikański senator John McCain, jeden z najbardziej poważanych amerykańskich polityków na arenie międzynarodowej, w reakcji na woltę Trumpa zapewnił na Twitterze sojuszników Ameryki, że "większość Amerykanów z obu partii nadal opowiada się za wolnym handlem, globalizacją i popiera sojusze oparte na 70-letnim wspieraniu wspólnych wartości".

McCain zapewnił sojuszników, że "Ameryka jest razem z nimi, nawet jeśli nasz prezydent nie jest".

Postępowanie Trumpa na szczycie G7 w kanadyjskim Charlevoix konserwatywna komentatorka dziennika "Washington Post" Jennifer Rubin nazwała "międzynarodowym wybuchem dziecięcej złości".

Spotkało się ono z ostrą krytyką przywódców opozycyjnej Partii Demokratycznej. Przywódca demokratów w Senacie Chuck Schumer zadał na Twitterze pytanie, czy zachowanie Trumpa podczas szczytu G7 "było działaniem na rzecz interesów bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych czy Rosji". Przedstawicieli poprzedniej demokratycznej administracji prezydenta Baracka Obamy najbardziej oburzyła propozycja Trumpa, aby powrócić do formuły G8, czyli spotkań siedmiu najbardziej uprzemysłowionych demokracji świata i Rosji.

"Niepokojąca propozycja"

Susan Rice, była doradczyni do spraw bezpieczeństwa narodowego z administracji Baracka Obamy, nazwała propozycję Trumpa "bardzo niepokojącą i destrukcyjną".

Rice, która za pierwszej kadencji Obamy (2009-2013) była ambasadorem USA w ONZ, powiedziała też, że z powodu retoryki i poczynań Trumpa Stany Zjednoczone są coraz bardziej "izolowane w świecie, ponieważ najbliżsi sojusznicy nie są pewni, czy mogą na nas polegać".

Poczynań Trumpa podczas szczytu G7 bronił Larry Ludlow, doradca ekonomiczny Białego Domu. Występując w niedziele w programie telewizji CNN "State of the Union", ostro skrytykował premiera Kanady Justina Trudeau, który "zadał nam cios w plecy", krytykując Trumpa już po jego odlocie z Kanady.

Zdaniem Ludlowa w ten sposób zmusił prezydenta do wycofania się z komunikatu końcowego szczytu G7.

Autor: TG//now / Źródło: PAP