Wybory prezydenckie w USA odbędą się 8 listopada, ale już teraz wielu Amerykanów może brać udział w tzw. wczesnym głosowaniu. Pojawiają się jednak pierwsze problemy - głównie z maszynami do oddawania głosów. Czy mogą one wpłynąć na wynik wyborów? Materiał "Faktów z Zagranicy" TVN24 BiS.
Większość maszyn do głosowania w Stanach Zjednoczonych ma ponad 10 lat, a niektóre z nich pamiętają jeszcze lata 90. Wiele nie tworzy też papierowych kopii zapasowych, co praktycznie uniemożliwia ponowne przeliczenie głosów.
To rodzi obawy co do przebiegu tegorocznego głosowania, zwłaszcza że oboje kandydatów sugeruje możliwość zakłócenia wyborów.
Donald Trump mówi wprost, że mogą być one sfałszowane. Hillary Clinton podkreśla z kolei, że na wynik głosowania po raz pierwszy tak mocno próbują wpłynąć siły z zewnątrz.
"Zorganizowanie spisku jest skomplikowane i drogie"
Ponieważ Amerykanie nie muszą czekać z decyzją do dnia wyborów, wiele z nich już teraz bierze udział w tzw. wczesnym głosowaniu. I to właśnie przy jego okazji w jednym ze stanów opisano sytuację, w której głos oddany na kandydata republikanów zaliczono na konto demokratki. Zdarzają się też incydenty, w których dzieje się odwrotnie.
Eksperci uspokajają jednak, że takie pojedyncze przypadki nie mogą wpłynąć na ostateczny wynik wyborów.
- Zdarzają się drobne oszustwa podczas samego głosowania, ale to coś innego niż fałszowanie większej liczby głosów czy ich kradzież - przyznaje republikanin Al Schmidt, który jest autorem raportu o nieprawidłowościach, jakie miały miejsce przy poprzednich wyborach.
- Zorganizowanie oszustw i spisku to skomplikowane i drogie przedsięwzięcie. Szansa, że uda się to zorganizować i nikt tego nie zauważy jest bliska zeru - tłumaczy politolog David Thornburgh. Dodaje, że maszyny do głosowania nie są też podłączone do internetu, stąd nie ma obaw, że w dniu wyborów dojdzie do ataku hakerskiego.
Wielu wciąż pamięta jednak zamieszanie wokół wyborów sprzed 16 lat.
Ubiegający się wówczas o fotel prezydenta USA Al Gore i George Bush szli łeb w łeb w głosowaniu na Florydzie. Niezbędne było ponowne przeliczenie głosów, które przeciągało się tygodniami. Winne okazały się nieprecyzyjne dziurkacze do kart do głosowania. Ostatecznie do Białego Domu wprowadził się wtedy kandydat republikanów.
Autor: ts / Źródło: Fakty z Zagranicy - TVN24 BiS