Rosyjski opozycjonista Aleksiej Nawalny udzielił pierwszego wywiadu wideo od czasu próby jego otrucia. Powiedział, że stan jego zdrowia znacznie się poprawił i lekarze są zaskoczeni tempem rekonwalescencji. Ponownie wyraził przekonanie, że za jego otruciem stoi prezydent Rosji Władimir Putin.
W dwugodzinnej rozmowie przed kamerą z popularnym dziennikarzem internetowym Jurijem Dudziem Nawalny opowiedział o wydarzeniach przed nagłym załamaniem się stanu jego zdrowia 20 sierpnia. Mówił o reakcji swej rodziny i o spotkaniu w szpitalu w Berlinie z kanclerz Niemiec Angelą Merkel.
W wywiadzie powiedział także, że stan jego zdrowia znacznie się poprawił i lekarze są zaskoczeni tempem rekonwalescencji. W programie uczestniczyła też jego żona - Julia. Nawalny opisał też swoje uczucia, gdy poczuł się źle: nie czując bólu, miał silne odczucie, że umiera i wkrótce nastąpi śmierć.
Nawalny wiąże próbę otrucia z przyszłorocznymi wyborami do niższej izby parlamentu Rosji
- Moja wersja polega na tym, że zrobili to funkcjonariusze albo FSB [Federalnej Służby Bezpieczeństwa - red.], albo SWR [Służby Wywiadu Zagranicznego - red.], na polecenie, co jest oczywiste, niewątpliwe, Putina - powiedział Aleksiej Nawalny o próbie jego otrucia.
Jego zdaniem "całokształt czynników" świadczy na rzecz tej wersji. - Dwaj ludzie: (Aleksandr) Bortnikow z FSB i (Siergiej) Naryszkin ze Służby Wywiadu Zagranicznego mogą napisać: "zastosować aktywne działania i przygotować koktajl numer 9". I bez wątpienia nikt oprócz Putina nie może wydać im polecenia, by koktajl numer 9 zastosować wobec obywatela Federacji Rosyjskiej - powiedział.
Dodał, że do użycia środka bojowego typu nowiczok potrzebne jest specjalne laboratorium i ludzie, którzy wiedzą, jak posłużyć się tą trucizną. Argumentował też, że gdy był w szpitalu w Omsku przyjeżdżała tam grupa lekarzy powołana przez ministra zdrowia, która orzekła, że pacjenta nie można przewozić za granicę. - Potem, personalne, osobiste kłamstwo Putina, na fantastyczną skalę, że symulowałem i sam się otrułem - podsumował Nawalny.
Jego zdaniem to, co się wydarzyło, jest związane z przyszłorocznymi wyborami do niższej izby parlamentu Rosji, Dumy Państwowej. Przypomniał, że przez ostatnie dwa lata narastała presja na założoną przez niego Fundację Walki z Korupcją (FBK). - Mimo to nie tylko po prostu przeżyliśmy, a staliśmy się silniejsi - zauważył. Działalność FBK jego zdaniem zaszkodziła rządzącej partii Jedna Rosja podczas wyborów regionalnych. - Oni (władze - red.) zdawali sobie sprawę, że przed wyborami do Dumy Państwowej grożą im wielkie, wielkie problemy - powiedział Nawalny.
Opozycjonista spędzi w Niemczech około dwóch miesięcy
Nawalny nie określił dokładnie, kiedy zamierza wrócić z Niemiec do Rosji, ale wykluczył sytuację, że nie będzie mógł wrócić do kraju. Dopuścił, że spędzi w Niemczech około dwóch miesięcy.
Choć stan jego zdrowia znacznie się poprawił i lekarze są zaskoczeni tempem rekonwalescencji, to - jak mówił Nawalny - nikt nie wie, ile czasu ona zajmie. Gdy pytał o to lekarzy, odpowiadali mu, że medycy nie mieli do czynienia wcześniej z takimi sytuacjami i dopiero na jego przykładzie obserwują ten proces.
Przed kamerą Nawalny powiedział, że "nikt nie wie", w jaki sposób poddany został działaniu trucizny. Wyraził przypuszczenie, że w hotelu w Tomsku dotknął czegoś, na czym znajdował się ten środek. Jak wskazał, między opuszczeniem hotelu a momentem, gdy źle się poczuł na pokładzie samolotu, minęły 3-4 godziny. Jego zdaniem, gdyby trucizna znajdowała się w jedzeniu lub napoju, działanie byłoby szybsze.
Nawalny podkreślił, że bojowy środek trujący jest "supertajny", jego posiadanie i przechowywanie w jakichkolwiek ilościach jest zakazane. - Jeden z problemów dla Putina polega teraz nawet nie na pytaniu, czy to on kazał mnie otruć, czy też nie on, a na tym, że dowiedziony został fakt, iż w Rosji ktoś uzyskał nowiczok i go użył. Samo w sobie jest to naruszeniem konwencji o zakazie broni chemicznej - powiedział opozycjonista.
Próba otrucia
Znany bloger, krytyk Kremla i orędownik walki z korupcją w szeregach władz Aleksiej Nawalny 20 sierpnia leciał z syberyjskiego Tomska do Moskwy. Na pokładzie samolotu źle się poczuł i stracił przytomność. Maszyna wylądowała awaryjnie w Omsku. Opozycjonista trafił do tamtejszego szpitala. Jego współpracownicy twierdzili, że został otruty. Dwa dni później, na prośbę rodziny, Nawalny został przetransportowany do kliniki Charite w Berlinie.
Laboratorium Bundeswehry przeprowadziło testy toksykologiczne próbek krwi Nawalnego. Po badaniach przedstawiciele niemieckich władz przekazali opinii publicznej, że wyniki "dały jednoznaczny dowód: otrucie przy użyciu środka z grupy nowiczoków, toksycznych substancji paralityczno-drgawkowych".
W niemieckim szpitalu Nawalny był leczony przez miesiąc, na oddziale intensywnej terapii spędził trzy tygodnie. Był podłączony do respiratora i wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej. Został z niej wybudzony 7 września. Później niemieccy lekarze przekazali, że stan zdrowia Nawalnego poprawił się do tego stopnia, że jego leczenie może zostać zakończone. Ostrzegali jednak, że "długoterminowe konsekwencje ciężkiego otrucia można będzie ocenić w późniejszym czasie".
Wcześniej władze na Kremlu podały, że z "zadowoleniem przyjęto informację, iż Nawalny wraca do zdrowia" oraz że "może on wrócić do Rosji, jeśli zechce, jak każdy inny obywatel".
Źródło: PAP