Abchazowie ruszyli, ONZ bezradna

Aktualizacja:

Kolejny dzień gruzińsko-rosyjskiego konfliktu zaczął się niepomyślnymi wiadomościami dla Tbilisi. Ofensywę w wąwozie Kodori rozpoczęli separatyści z Abchazji, a Rada Bezpieczeństwa ONZ nie zdołała przekonać Rosji do zawieszenia broni.

Jak donosi agencja Interfax, atak rozpoczął się o 6:00. Walki w wąwozie Kodori, jedynej kontrolowanej przez Gruzję części Abchazji, zaczęły się już w sobotę. Abchazi zaatakowali wtedy jego górną część. W niedzielę Abchazja zarządziła mobilizację rezerwistów i wysłała do wąwozu 1000 żołnierzy.

Obecny atak to dalszy ciąg odpowiedzi na gruzińską odmowę złożenia broni przez ich wojska stacjonujące w zbuntowanej republice. Szef dyplomacji separatystycznej Abchazji Siergiej Szamba zaznaczył we wtorek, że w ofensywie nie biorą udziału rosyjskie siły, a tylko abchascy żołnierzy i zmobilizowani wcześniej rezerwiści.

Kapitulacji domagał się też od Gruzinów dowódca "rosyjskich sił pokojowych" w Abchazji, generał Siergiej Czaban. - Jeśli ultimatum zostanie odrzucone, zostaną użyte wszystkie konieczne środki - groził Rosjanin, ale Tbilisi ultimatum, które wygasło w poniedziałek rano, odrzucili.

"Żaden policjant nie odda broni" - deklarowało gruzińskie MSW i słowa dotrzymało. Rosjanie również - jak podawali Gruzini. Armia rosyjska zaczęła ofensywę na Gruzję od strony zbuntowanej republiki.

ONZ obradował po raz piąty

W nocy w sprawie Gruzji obradowała Rada Bezpieczeństwa ONZ. Dwoje oenzetowskich obserwatorów, B. Lynn Pascoe i Edmond Mulet, zrelacjonowało na nadzwyczajnym posiedzeniu Rady ruchy wojsk rosyjskich w Gruzji. Potwierdzili, że oddziały powietrzno-desantowe weszły na teren Gruzji z Abchazji i nie napotykając oporu przejęły kontrolę nad bazą wojskową Senaki.

- Inwazja wojskowa na Gruzję trwa - podsumował gruziński ambasador przy ONZ Irakli Alasania. - Uważam, że teraz Rada Bezpieczeństwa musi podjąć jakieś działania - dodał.

Zachód chce wycofania Rosjan

Francja i Niemcy przedłożyły nowy projekt rezolucji, wzywającej Rosję do wycofania swoich wojsk z Gruzji. Dokument nawołuje do natychmiastowego zawieszenia broni na Południowym Kaukazie oraz wycofania wszystkich wojsk na pozycje, jakie zajmowały przed eskalacją konfliktu w nocy z czwartku na piątek. Wzywa również do poszanowania suwerenności Gruzji.

Aby nakłonić do przyjęcia rezolucji Rosję, która dysponuje w RB prawem weta, w projekcie nie użyto żadnych ostrych sformułowań potępiających działania Rosji.

Głosowanie nad projektem rezolucji odbędzie się najwcześniej we wtorek. - To, czy zostanie ona przyjęta, czy też nie, zależy wyłącznie od Rosji - oznajmił ambasador USA przy ONZ Zalmay Khalilzad. Jak dodał, zachowanie Moskwy podczas głosowania wykaże, jakie są jej rzeczywiste cele na Południowym Kaukazie.

Rosjanie: nie ma mowy

Przypuszczalnie jednak Rosja nie zaakceptuje rezolucji, podobnie jak odrzucała poprzednie projekty. - Nie wyobrażam sobie, abyśmy mogli tę rezolucję zaakceptować - przyznał ambasador Rosji przy ONZ Witalij Czurkin. Powtórzył także, że Moskwa rozważy zawieszenie broni dopiero wówczas, gdy Gruzja wycofa swoich żołnierzy z Osetii Południowej i podpisze zobowiązanie do wyrzeczenia się przemocy.

Według Czurkina, w rezolucji brakuje odniesień do "agresji Gruzji" lub "okrucieństw ze strony Gruzji". Od chwili wybuchu konfliktu w nocy z czwartku na piątek, Rosja oskarża Gruzję o przeprowadzenie czystek etnicznych w prorosyjskiej Osetii Południowej. Dyplomata powiedział, że Rosja zbiera dowody na poparcie zarzutów ludobójstwa.

Waszyngton nie chce psuć relacji z Moskwą

W poniedziałek wieczorem o wycofanie wojsk z Gruzji zaapelował do Moskwy prezydent USA George W. Bush. Amerykański dyplomata Zalmay Khalilzad zaznaczył, że gdyby apel Busha został odrzucony, istnieje szereg innych rozwiązań. Zastrzegł jednak, że Waszyngton nie życzy sobie wrogich relacji z Moskwą.

Źródło: Reuters, PAP, TVN24