Tom Rice 75 lat temu wylądował ze spadochronem za niemieckimi liniami w Normandii. Teraz, w wieku 97 lat, powtórzył swój wyczyn i w ten sposób uczcił pamięć poległych towarzyszy.
Amerykanin przygotowywał się do skoku przez pół roku, ćwicząc pod okiem trenera. Wykonał go w środę z odwzorowaniem wszelkich szczegółów - wyskoczył z C-47 Douglas, tego samego typu samolotu, co 75 lat temu i pokonał taką samą trasę.
Po wylądowaniu pokazał palcami znak zwycięstwa. Jak zapewniał, czuł się "świetnie". Dodał, że jest gotów "wrócić i zrobić to jeszcze raz". - Piękny skok, piękny lot, wszystko było doskonałe - mówił mężczyzna.
Tom Rice nie był jednak jedynym weteranem, który powtórzył swój wyczyn sprzed lat. W czwartek Brytyjczycy Harry Read oraz John Hutton uczynili to samo, skacząc ze spadochronem nad miejscowością Sannerville we Francji.
"Skaczmy do diabła"
Tom Rice był jednym z 18 tysięcy spadochroniarzy, którzy 6 czerwca 1944 roku wylądowali w Normandii. Ich misją było powstrzymanie niemieckich posiłków przed dotarciem do frontu, podczas gdy główne siły inwazyjne aliantów szturmowały Normandię z plaż.
Rice był członkiem 501. Spadochronowego Pułku Piechoty 101. Dywizji Powietrznej wojsk amerykańskich. 22-letni wówczas Amerykanin omal nie zginął skacząc z pokładu samolotu C-47 Douglas. - Byliśmy pod ostrzałem. Pomyślałem: "skaczmy do diabła" - powiedział weteran w rozmowie z telewizją CNN, opowiadając o swoim wyczynie sprzed siedmiu dekad. - Myśl o tym, co mamy zrobić i jak to zrobimy, przemknęła szybko przez moją głowę. Byłem całkowicie skoncentrowany na wydostaniu się z tego samolotu - wspominał.
Aby uniknąć nieprzyjacielskich kul, pilot C-47 musiał jednak przyspieszyć, przekraczając bezpieczną prędkość do oddania skoku. Rice miał już opuścić pokład, ale podmuch powietrza był tak silny, że jego ręka utknęła w drzwiach. Gdy zdołał się uwolnić i wyskoczyć, samolot przekroczył już planowaną strefę zrzutu. Rice wylądował w nieznanej części Normandii. Później wielokrotnie był raniony. - Pochodzę z miasta Coronado w Kalifornii. Tam wszyscy szli do marynarki wojennej, tylko ja poszedłem do spadochroniarzy. Brałem udział w walkach przez ponad pół roku. Dwa skoki bojowe. Czterokrotnie ranny. Składam hołd tym, którzy nie wrócili, zostali ranni albo stracili życie. To oni są bohaterami - stwierdził Rice.
75. rocznica D-Day
Lądowanie w Normandii było największą w czasie II wojny światowej operacją desantową. Inwazja była częścią operacji "Overlord", otwierającej drugi front w Europie.
Przed świtem 6 czerwca 1944 roku operację "Overlord" rozpoczął desant trzech dywizji powietrzno-desantowych, których zadaniem była osłona skrzydeł rejonu lądowania. O godzinie 6.30, przy wsparciu lotnictwa i artylerii, zaczęły lądować pierwsze jednostki. 150 tysięcy żołnierzy pierwszego rzutu skierowało się na ponad trzech tysiącach barek desantowych ku pięciu sektorom wybrzeża. Amerykanie utworzyli przyczółki na plaży "Utah" oraz "Omaha", na której doszło do najcięższych walk. Natomiast Brytyjczycy i Kanadyjczycy odpowiadali za przyczółki: "Gold", "Juno" i "Sword".
Siły niemieckie w Normandii były zbyt słabe, by skutecznie przeciwstawić się inwazji, ale lokalna obrona poszczególnych plaż zdołała zadać aliantom poważne straty. W sumie z pierwszego rzutu operacyjnego zginęło około 2,5 tys. żołnierzy, a 8,5 tys. zostało rannych.
Udział Polaków
W momencie lądowania w Normandii w ramach Królewskich Sił Powietrznych służyło 12 polskich dywizjonów, z których jedenaście bezpośrednio uczestniczyło w operacjach związanych z D-Day. Wsparcie zapewniały także trzy obsługiwane przez Polaków okręty wojenne, które zostały udostępnione przez Brytyjczyków Polskiej Marynarce Wojennej. Na lądzie istotną rolę odegrała także między innymi 1 Dywizja Pancerna gen. Maczka, która później wyzwoliła Holandię.
Lądowanie w Normandii było największą w czasie II wojny światowej operacją desantową. Inwazja była częścią operacji "Overlord", otwierającej drugi front w Europie. Przed świtem 6 czerwca 1944 roku operację "Overlord" rozpoczął desant trzech dywizji powietrzno-desantowych, których zadaniem była osłona skrzydeł rejonu lądowania. O godzinie 6.30, przy wsparciu lotnictwa i artylerii, zaczęły lądować pierwsze jednostki. 150 tysięcy żołnierzy pierwszego rzutu skierowało się na ponad trzech tysiącach barek desantowych ku pięciu sektorom wybrzeża. Amerykanie utworzyli przyczółki na plaży "Utah" oraz "Omaha", na której doszło do najcięższych walk. Natomiast Brytyjczycy i Kanadyjczycy odpowiadali za przyczółki: "Gold", "Juno" i "Sword". Siły niemieckie w Normandii były zbyt słabe, by skutecznie przeciwstawić się inwazji, ale lokalna obrona poszczególnych plaż zdołała zadać aliantom poważne straty. W sumie z pierwszego rzutu operacyjnego zginęło około 2,5 tys. żołnierzy, a 8,5 tys. zostało rannych. (http://www.tvn24.pl)
Autor: momo / Źródło: CNN, CNBC