Zawodnicy Indiany Pacers wreszcie zaprezentowali styl gry z początku sezonu, gdy przez wiele spotkań nie znaleźli pogromcy. W pierwszym meczu finału Konferencji Wschodniej pokonali na własnym parkiecie broniących mistrzowskich pierścieni Miami Heat 107:96.
Pacers pokazali, dlaczego to oni a nie Heat, przystąpili do tej rywalizacji jako najlepsza drużyna na Wschodzie. Kryzys, który dopadł drużynę pod koniec fazy zasadniczej i na początku play-offów, jest już za nimi.
Siła kolektywu
24 punkty i siedem asyst zaliczył Paul George, ale to grą drużynową Pacers stłamsili rywala. Każdy gracz z wyjściowego składu gospodarzy rzucił przynajmniej 15 "oczek".
- Na takie mecze czeka się od lat. Marzyliśmy o szansie zmierzenia się z tą drużyną. Jestem szczęśliwy, że udało się nam wygrać - powiedział po meczu George.
Pacers odpadali z Heat w każdym z ostatnich dwóch sezonów. W zeszłym dopiero ostatni mecz przesądził o ich porażce w finale Konferencji.
Porażka pod koszem
Gospodarze dominowali na parkiecie od początku spotkania. Na przerwę schodzili z 10-punktową przewagą. Później wzrosła ona nawet do 19 "oczek". Mimo świetnej postawy Dwayne'a Wade'a (27 pkt) i LeBrona Jamesa (25 pkt i 10 zbiórek) Heat nie zdołali odrobić strat. Goście ani razu nie wyszli na prowadzenie.
Pomysłu na rywala nie potrafił znaleźć trener Erik Spoelstra, który zaczął mecz niskim składem - z Jamesem i Shanem Battierem w roli podkoszowych - ale później przebudował ustawienie, wprowadzając w "pomalowane" Udonisa Haslema. Żadna z taktyk nie przyniosła skutku.
- Mają bardzo silny fizycznie zespół. Musimy ich pokonać kolektywem. Zrobimy to już w meczu nr 2 - powiedział James.
Indiana Pacers - Miami Heat 107:98 (30:24, 25:21, 28:25: 24:26)
Pacers: George 24, West 19, Hibbert 19, Stephenson 17, Hill 15, Watson 11, Scola 2 Heat: Wade 27, James 25, Andersen 14, Allen 12, Bosh 9, Chalmers 6, Battier 3
Autor: koma / Źródło: Reuters