Najpierw Lionel Messi, potem Cristiano Ronaldo. Puchar Świata już czwarty raz w karierze przeszedł wybitnym piłkarzom koło nosa. Pierwszy raz jednak zakończyli występ na mundialu w tym samym dniu. Z rosyjskich mistrzostw Argentyńczyków wyrzucili tym razem Francuzi, Portugalczyków - Urugwaj.
Co z tego, że piłkarze Albicelestes mogą chodzić z podniesionym czołem. W Kazaniu stworzyli niezapomniany spektakl. Odrobili straty, w drugiej połowie nawet prowadzili, ale polegli 3:4. Ostatni gol z 93. minuty Sergio Aguero był na otarcie łez. Argentyńczycy w walce o ćwierćfinał postawili się Francuzom, choć od ich gry w fazie grupowej aż bolały oczy.
Cierpiał sam Messi. Jeśli przypomnimy jego zakrytą dłońmi twarz przed meczem o wszystko z Nigerią, turniej w Rosji być może kosztował go najwięcej. Afrykańczykom wbił jednak gola, później zwycięskiego - na 2:1 - w 86. minucie dołożył Marcos Rojo. Argentyna ocalała, choć wcześniej zremisowała z Islandią (1:1 po zmarnowanej jedenastce Messiego) i została upokorzona przez Chorwatów (0:3).
Jak trener
- Messi musi wznieść Puchar Świata. Futbol jest mu to winny - zapowiadał selekcjoner Jorge Sampaoli.
Po sobotnim meczu w Kazaniu wiadomo, że kapitanowi Albicelestes i jednemu z największych piłkarzy w dziejach, uciekła czwarta szansa.
W Rosji nie miało prawa się to udać. Argentyna awans wyszarpała w ostatniej chwili. Już na turnieju drużyna wciąż ledwo oddychała. Sampaoli podejmował niezrozumiałe decyzje, a niektóre - te najważniejsze dotyczące składu - konsultował ponoć z Messim. Po klęsce w drugim meczu gruchnęła wieść, że mundialu nie dokończy. Dotrwał, ale cudu nie było. Również kapitan nie pociągnął kolegów do wielkich rzeczy.
Przeklęci Niemcy
Najbliżej pucharu był cztery lata temu. Zespół zarządzany przez Alejandro Sabellę w miarę sprawnie pokonywał kolejne przeszkody. W półfinale Argentyna lepiej strzelała karne od Holendrów i zameldowała się w finale MŚ, pierwszym od 1990 roku. I ponownie na drodze Albicelestes stanęli Niemcy. Gol w dogrywce Mario Goetzego i kolejna narodowa trauma. Nagroda najlepszego piłkarza turnieju była marnym pocieszeniem dla Messiego, zdobywcy czterech bramek w Brazylii. W 2010 wszystko stało na głowie. Niemal przegrane eliminacje musiał ratować sam Diego Maradona. Udało się, więc dlaczego miałoby się nie powieść w RPA? Ale to było złudne marzenie kibiców, którzy wierzyli w boską moc Diego i w to, że natchnie on swojego następcę. W grupie B jeszcze wszystko działało. Drużyna Maradony ograła kolejno Nigerię (1:0), Koreę Południową (4:1) oraz na koniec Grecję (2:0). W 1/8 wyeliminowała Meksyk (3:1). Argentyna dotarła do ćwierćfinału, choć Messi nie strzelił ani jednego gola. Z Niemcami też się nie udało. Rywale trafili za to cztery razy.
Rzucał kadrę
Pierwszym mundialem był ten w Niemczech cztery lata wcześniej. Messi dopiero wkraczał do wielkiego futbolu. W popisowym meczu, wygranym 6:0 z Serbią i Czarnogórą, dopisał jednak gola. Drużyna Jose Pekermana (dziś selekcjonera Kolumbii) wyrosła wtedy na wielkiego faworyta. Później w boju o półfinał Argentyna prowadziła z gospodarzami. Trener, chcąc bronić wyniku, zdjął w 72. minucie Juna Romana Riquelme, rozgrywającego będącego wtedy w życiowej formie. Wprowadził za niego defensywnego pomocnika Estebana Cambiasso. Przeliczył się. Niemcy zdążyli wyrównać, lepiej też strzelali jedenastki i awansowali dalej. Messi już raz w 2016 roku rzucał w diabły grę w reprezentacji. Po przegranym mundialu w Brazylii, później jeszcze dwukrotnie nie udało się zwyciężyć w Copa America. Gwiazdor Barcelony, gdzie akurat wygrał wszystko, zmienił później zdanie.
24 czerwca skończył 31 lat. W reprezentacji uzbierał grubo ponad setkę meczów, strzelił 65 goli. Pytanie, czy dostanie od losu jeszcze jedną szansę na spełnienie w kadrze, czy może sam - już bezpowrotnie - z niej zrezygnuje.
Trzy razy jeden
A Ronaldo? Po niespodziewanym triumfie na mistrzostwach Europy przed dwoma laty, do Rosji przyjechał głodny sukcesu. Zdawał sobie sprawę, że na poprzednich trzech mundialach nie zaistniał.
Najbliżej sukcesu był na tym pierwszym, w 2006 roku. Pierwsze mundialowe trafienie zaliczył w fazie grupowej, z rzutu karnego przeciwko Iranowi. Był to zarazem jego ostatni gol na turnieju w Niemczech (nie licząc tego w konkursie jedenastek w ćwierćfinale z Anglią). Marzeń o finale pozbawiła go w półfinale Francja (0:1), a o brązowym medalu - gospodarze (1:3).
Więcej niż o czwartym miejscu Portugalczyków mówiło się jednak o słynnym "oczku", które CR7 puścił w kierunku ławki rezerwowej swojej drużyny w ćwierćfinale z Anglikami, a chwilę wcześniej domagał się (z udanym skutkiem) czerwonej kartki swojego ówczesnego klubowego kolegi z Manchesteru United Wayne'a Rooneya. Tamtejsze tabloidy rozpętały kampanię nienawiści przeciwko Portugalczykowi. Ten, po powrocie na wyspy był niemiłosiernie wygwizdywany.
Większe rozczarowanie przyniosły mu dwa kolejne mundiale. W 2010 roku Portugalczycy pożegnali się z turniejem po czwartym meczu (porażka w 1/8 finału z Hiszpanią 0:1), a CR7 znów strzelił w nim tylko jednego gola (z Koreą Północną). Jeszcze gorzej było cztery lata później, w Brazylii. Klęska z Niemcami (0:4), szczęśliwy remis (2:2) z USA, zwycięstwo (2:1) z Ghaną i Ronaldo wraca do domu już po fazie grupowej. I znowu, tylko z jednym golem.
Miłe złego początki
Na mundialu w Rosji już w pierwszym meczu zrobił tyle, co na trzech poprzednich turniejach. Hat-trickiem z Hiszpanami zapisał się w historii jako: najstarszy strzelec hattricka w długiej historii mistrzostw świata (w dniu meczu miał 33 lata i 130 dni), pierwszy piłkarz w historii, który trafiał do siatki w ośmiu kolejnych wielkich turniejach - od mistrzostw Europy 2004 i czwarty piłkarz, który cieszył się z gola na czterech mundialach. Kolejny mecz z Marokiem i znowu gol i znowu rekord. Tym razem z 85. golami w reprezentacji został najlepszym europejskim strzelcem w historii wyprzedzając samego Ferenca Puskasa.
Wydawało się, że to będzie jego turniej. Ale było znacznie gorzej. Z Iranem nie wykorzystał okazji, a z Urugwajem zapisał się w protokole tylko z powodu żółtej kartki. Kolejnego meczu na rosyjskich boiskach już nie będzie. Może w Katarze, za cztery lata. Tyle że wtedy Portugalczyk będzie miał już 37 lat.
Zarówno Messiemu, jak i Ronaldo statystyki mundialowe psują występy w decydujących meczach - w fazie pucharowej - nie strzelili gola przez łącznie... 1270 minut.
Autor: kz/twis, lukl / Źródło: sport.tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA