Poniedziałek, 24 sierpnia Chora na raka Paulina Pruska, która swoje zmagania z rakiem przez wiele miesięcy opisywała na blogu, jest już po operacji w bostońskiej klinice. Czuje się coraz lepiej. - Dziękuję ludziom, którzy wpłacili pieniądze. Uratowali mi życie - mówi wzruszona Paula.
Paulina pięć dni temu przeszła operację w klinice w Bostonie. Zabieg był możliwy dzięki tysiącom wpłat od znajomych, ale również całkowicie obcych ludzi. Zbiórkę pieniędzy dla Pauli zorganizowali przyjaciele. Sama Paula swoją walkę z rakiem, którego nazwała Panem Śmieciuchem, opisywała na blogu.
- Myśl, że operacja się udała i że nie ma już tego guza pierwotnego we mnie, to myśl, z którą musiałam się przez kilka dni oswoić, bo nie mogłam w to uwierzyć - mówi Paula w rozmowie z reporterem TVN24.
Paula już wstaje z łóżka i pokonuje codziennie nowe trudności. - To są takie powolne kroczki, ale jest ich coraz więcej za każdym razem - cieszy się.
"Dziękuję ludziom, bo uratowali mi życie"
W Polsce lekarze nie chcieli podjąć się zoperowania guza Pauli. Jak mówi jej siostra, Marta, proponowali amputację nogi i części biodra. Za oceanem guza wycięli - ale za leczenie trzeba zapłacić 250 tysięcy dolarów. Większość kwoty udało się zebrać w ciągu zaledwie czterech miesięcy - dzięki pomocy innych ludzi.
- Te pieniądze pozwoliły mi spełnić jedno z moich najskrytszych marzeń - przyznaje Paula. - Bardzo dziękuję za to ludziom, bo uratowali mi życie - mówi wzruszona.
Pierwszy etap walki ze Śmieciuchem na razie wygrywa. To, czy wyzdrowieje, zależy od dwóch rzeczy: pieniędzy i wyniku badania mikroskopowego, na który rekonwalescentka niecierpliwie czeka. Jak mówi, wtedy okaże się, czy złośliwy mięsak został w całości wycięty. - Ale jesteśmy dobrej myśli, bo mam nadzieję, że skoro już tak dużo informacji było tak dobrych, jeszcze jedna nie zrobi różnicy - dodaje Paula.