Czwartek, 9 października Prywatne przedszkole w Nowej Iwicznej, od czerwca gotowe i w pełni wyposażone, jest nadal zamknięte. Wojewoda stwierdził, że ta budowa była nielegalna. Według architektów to nieprawda, urzędnicy celowo utrudniają życie inwestorowi. A na całym sporze dorosłych najbardziej tracą dzieci.
Dwa lata temu, z myślą o nowych mieszkańcach na jednym z osiedli w Iwicznej, państwo Otrębowie zaplanowali budowę swego drugiego przedszkola, wówczas wszystko zapowiadało się pomyślnie. – Wokół nowe osiedla domków, mnóstwo dzieci. Jak tylko wieść o prywatnym przedszkolu rozeszła się, dzwonili rodzice – mówi Justyna Glica, jedna z właścicielek przedszkola. Jeszcze przed zakupem działki sprawdzili czy plan zezwala na budowę takiej placówki. Otrzymali na piśmie odpowiedź, że jest to zgodne z miejscowym planem zagospodarowania. W czerwcu 2007 roku mieli już od starosty piaseczyńskiego pozwolenie na budowę.
Cofnięta decyzja
Zbudowali nowy dwupiętrowy budynek przedszkola, wart kilka milionów złotych. Umeblowany i wyposażony w nowoczesne zabawki od kilku miesięcy stoi pusty. A wszystko przez urzędników, którzy uznali, że budynek jest nielegalny. W czerwcu wojewoda nieoczekiwanie uznał, że pozwolenie na budowę jest nieważne.
Według urzędników powodem decyzji jest niezgodność z miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego. Zgodnie z zasadami zasadniczą funkcją na tym terenie określoną w miejscowym planie jest funkcja mieszkaniowa, jednorodzinna. Usługi są uzupełniające. Właścicielom zarzucono także niezgodności z projektem i brak miejsc parkingowych.
Jednak to do tej pory nikomu nie przeszkadzało, a urzędnicza decyzja została cofnięta po tym, jak skargę złożyła mieszkająca na przeciw przedszkola rodzina, której przeszkadza krzyk dzieci.
Tu ma być spokój
Przedszkole to hałas i wzmożony ruch samochodowy. - Kupiliśmy z premedytacją działkę, która jest odpowiednio droższa ze względu na to, że w okolicy nie ma prawa być żadnych usług, żadnych sklepów, żadnych przedszkoli, żadnych szkół - mówi sąsiad. Rodzina z Majcherów nie wyobrażają sobie życia w sąsiedztwie przedszkola. Według nich obiekt jest niezgodny z prawem.
Sporne decyzje
Całej sytuacji nie mogą zrozumieć właściciele przedszkola, dziwi ich jak urzędnicy mogą wydawać sprzeczne decyzje. - Z tej decyzji wynika, że osoba, która wydawała nam decyzję pozwolenia na budowę, musiała być kompletnie ślepa, głucha i ułomna, bo nagle się okazało, że jest po prostu tyle wad wymyślonych - mówi Glica.
Jednak właściciele przedszkola nie zamierzają rezygnować. Zapowiadają walkę do końca. Mają w tym pełne poparcie rodziców, którzy do nowego przedszkola zapisali już swoje dzieci.