Czwartek, 14 kwietnia Fatalna pomyłka antyterrorystów. Zamiast producentów narkotyków, ofiarami uzbrojonych po zęby policjantów została para staruszków ze wsi spod Otwocka. Mężczyzna ma rozbity nos i siedem szwów na twarzy. W trakcie akcji antyterrorystów stracił przytomność. Policjanci mieli zrobić nalot na wytwórnie amfetaminy. Okazało się jednak, że pomylili adresy.
Niedziela, godzina piąta rano - to właśnie wtedy, według relacji starszego małżeństwa ze wsi Radwanków Szlechecki (woj. mazowieckie), rozegrał się dla nich prawdziwy koszmar.
- Myślałam, że to bandyty jakieś chcą nas zabić i pieniądze chcą, chociaż tu nie ma. Nie wiedziałam, co się dzieje, za co - opowiada 82-letnia Gabriela Kardas.
"Leżałem nago w gatkach"
Grupa antyterrorystów wyciągnęła z domu prawie 90-letniego mężczyznę i powaliła go na ziemię. - Leżałem nago w gatkach samych i w koszuli, a jeden z bronią nade mną. (...) Nic nie powiedziały, tylko "nie ruszać się, nie ruszać" - relacjonuje Henryk Kardas.
Mężczyzna, który jest chory na serce przez kilkadziesiąt minut leżał na betonie z krwawiącą głową. Nie może ruszać ręką, ma siniaki, szwy na głowie. - Szok straszny, przeżycie straszne - mówi.
"Teraz całe noce człowiek przestraszony"
Antyterroryści mieli rozbić fabrykę amfetaminy. Nikogo nie zastanawiało, że zamiast bandytów zastali starsze małżeństwo.
Kiedy leżeli już w kajdankach, policjanci poszli do domu obok, gdzie mieszka ich syn z rodziną. - Zerwałam się, dobiegłam tylko drzwi, ale już nie zdążyłam dobiec, bo oni już w międzyczasie tłukli - opowiada ich synowa.
Każda noc jest dla Kardasów kolejną traumą - nie mogą spać i nie potrafią poradzić sobie z wydarzeniami, które przewróciły ich spokojny świat do góry nogami.
- Teraz to całe noce człowiek przestraszony i ja to nie wiem, jak to teraz żyć - mówi staruszka.
Policja bada sprawę
Żadnych narkotyków u Kardasów policja nie znalazła. Ostatecznie zlikwidowana fabryka była kilkadziesiąt kilometrów dalej.
Policja udostępniła film z likwidacji fabryki amfetaminy, tyle że na pierwszych ujęciach... widać gospodarstwo Kardasów. Na razie funkcjonariusze nie chcą się przyznać do błędu. Badają sprawę. - Komendant wszczął postępowanie kontrolne - sprawdzamy, wyjaśniamy, będziemy zapoznawać się z dokumentacją, na której podstawie były wykonywane nasze działania, jak również będziemy zapoznawać się z zapisem kamer. Będziemy przesłuchiwać naszych funkcjonariuszy. Za wcześnie, żeby mówić o naszych ostatecznych ustaleniach - mówi Maciej Karczyński, rzecznik Komendanta Stołecznego Policji.
Rodzina Kordasów zapowiada wniesienie zażalenia na działanie policji.