Rzuty karne to prawdziwy koszmar Anglików. Żadna reprezentacja tak często nie odpadała z mistrzowskich turniejów z powodu niecelnych uderzeń w konkursie jedenastek, jak Trzy Lwy. Klątwę udało się zdjąć we wtorkowy wieczór, w 1/8 finału mundialu.
Niestrzelanie goli z jedenastu metrów w fazie pucharowej można określić znakiem firmowym Anglików. Przegrywali w ten sposób po trzy razy w mistrzostwach świata i mistrzostwach Europy.
Sześć bolesnych porażek
Koszmar zaczął się w Turynie w 1990 roku, w półfinale MŚ Anglicy musieli uznać wyższość RFN. W regulaminowym czasie było 1:1, w karnych Trzy Lwy poległy 3-4. I co z tego, że na Euro 1996 udało się w ten sposób wyeliminować w ćwierćfinale Hiszpanów 4-2, jak w następnej fazie przyszedł rewanż z Niemcami i kolejne rozczarowanie - porażka 5:6. Decydującej jedenastki nie wykorzystał Gareth Southgate, obecny selekcjoner Trzech Lwów. To zdecydowanie najboleśniejsza porażka Anglików po rzutach karnych, w końcu turniej rozgrywany był na ich boiskach.
Na kolejny konkurs angielscy piłkarze kazali czekać swoim kibicom tylko dwa lata. Tym razem ćwierćfinału MŚ pozbawiła ich Argentyna, wygrywając 4-3. W regulaminowym czasie było 2:2. Podobnie jak w 2004 na Euro w Portugalii. Gospodarze mieli lepiej nastawione celowniki i więcej zimnej krwi, wygrywając w karnych 6-5.
Dwa lata później doszło do rewanżu, tym razem w ćwierćfinale MŚ w Niemczech. Po bezbramkowym remisie po 90 minutach i dogrywce, Anglicy pomylili się aż trzy razy z jedenastu metrów, stąd porażka 1-3. Jedno pudło mniej zaliczyli na tym samym etapie na Euro 2012, ale to Włosi wygrali w Kijowie 4:2.
Demony wróciły. Ale na chwilę
Teraz miało być inaczej. Anglicy przez większość meczu 1/8 finału z Kolumbią kontrolowali zawody, a od 57. minuty prowadzili po rzucie karnym Harry'ego Kane'a. Tak było do trzeciej minuty doliczonego czasu. Wtedy Los Cafeteros w euforię wprawił Yerry Mina. Dodatkowe pół godziny nie wyłoniły zwycięzcy - potrzebne były rzuty karne. I wtedy pewnie wszyscy angielscy kibice zaczęli powoli tracić nadzieję. A już na pewno, jak w trzeciej serii David Ospina zatrzymał Jordana Hendersona.
Jednak Kolumbijczycy zamiast przypieczętować awans, nie wykorzystali dwóch kolejnych prób. Najpierw w poprzeczkę trafił Mateus Uribe, a następnie uderzenie Carlosa Bakki obronił Jordan Pickford. Co ciekawe, był to pierwszy obroniony karny przez angielskiego bramkarza w fazie pucharowej turnieju od czasu Davida Seamana i MŚ w 1998 roku we Francji.
Lwy Albionu zwietrzyły szansę. Precyzji nie zabrakło Kieranowi Trippierowi oraz Ericowi Dierowi. W ten sposób Anglicy odczarowali fatum.
- Cały świat wie, że rzuty karne nie są angielską specjalnością. Ten element jednak ćwiczyliśmy, zarówno w kwestii techniki, jak i mentalnej. To dla nas wyjątkowy moment, ale myślami jestem już przy ćwierćfinałowym spotkaniu ze Szwecją - podkreślił po meczu dumny Southgate. On ma szczególne powody do radości.
Autor: lukl / Źródło: sport.tvn24.pl