W niewielkim stopniu przyczyniają się do globalnego ocieplenia i zmian klimatu, ale padają ich największą ofiarą. By temu zaradzić, postanowiły połączyć siły i stworzyć Wielki Zielony Mur.
W piekącym słońcu grupa ludzi przy użyciu motyk spulchnia ziemię. Inni z konewkami chodzą między sadzonkami papai i podlewają niewielkie drzewka. Kobiety w kolorowych chustach na głowach idą w równej linii, rozsypując nasiona na zaorane pole. Gdy kończą pracę, wracają do swojej wioski, przed kamerami brytyjskiej telewizji tańczą, klaszczą i śpiewają z radości. Kilka tysięcy kilometrów dalej rolnik opowiada francuskim dziennikarzom, że gdy był dzieckiem, na jego polu rosło wiele roślin, które żywiły całą rodzinę. Teraz nie ma niczego. "Wielki Zielony Mur ma to zmienić" - mówi mężczyzna, zrywając soczyste mango z drzewa, które sam zasadził. Podobną nadzieję ma wielu mieszkańców regionu. Wierzą, że wspólnym wysiłkiem uratują swój dom - Sahel.
Sahel to pas długości ponad 5400 kilometrów od Oceanu Atlantyckiego po wybrzeża Oceanu Indyjskiego, między Saharą na północy a sawanną na południu. To z jednej strony wielomiesięczne susze i nieregularne opady deszczu, wysokie temperatury oraz pustynnienie, a z drugiej powodzie i erozja. Z każdym rokiem jest tam coraz trudniej żyć - temperatura rośnie półtora raza szybciej niż w innych częściach świata.
- Zmiany klimatu oznaczają coraz bardziej ekstremalne warunki pogodowe. Zdarza się, że w sezonie deszczowym opady pojawiają się później, co przedłuża okresy suche i wpływa na wielkość zbiorów – mówi Chris Reij, specjalista do spraw rekultywacji zdegradowanych terenów z think tanku World Resources Institute.
- Tutaj zmiany klimatyczne postępują najszybciej w skali całego świata. Z tego powodu państwa regionu przeznaczają nawet 9 procent swojego PKB na adaptację do zmieniającego się klimatu - podkreśla z kolei dr Jędrzej Czerep z Polskiego Instytut Spraw Międzynarodowych. Płacą, choć nie przyczyniają się do kryzysu klimatycznego jak USA, Niemcy czy Polska. Roczna emisja dwutlenku węgla w Afryce Subsaharyjskiej to około 849 kg na osobę. W Niemczech to... 9 ton, w Polsce - 8, a w Stanach Zjednoczonych aż 16 ton.
Sahel to, jak zaznacza dr Czerep, jedno z najbardziej niestabilnych i najbiedniejszych miejsc na Ziemi. To ponad 155 milionów mieszkańców wielu państw. W większości to ludzie młodzi, więc szacuje się, że do 2050 roku w regionie będzie już 340 milionów ludzi: Erytrejczyków, Sudańczyków, Czadyjczyków, Nigerczyków i Nigeryjczyków, Malijczyków, Burkińczyków, Mauretańczyków, Senegalczyków.
- Kiedy weźmie się pod uwagę, że 80 procent lokalnej gospodarki opiera się na wrażliwych na zmiany klimatu gałęziach, jak rolnictwo, wtedy zaczyna się rozumieć konsekwencje degradacji gruntów. Miliony ludzi stoją obecnie w obliczu niepewnej przyszłości z powodu braku pracy na wsi oraz ciągłej utraty środków do życia spowodowanej malejąca liczbą plonów. Wzrost temperatur i niespodziewane deszcze doprowadzą do tego, że ich sytuacja tylko się pogorszy – ocenia Louis Baker, dyrektor zarządzająca w Konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zwalczania pustynnienia (UNCCD).
Jak szacuje Organizacja Narodów Zjednoczonych, aż 80 procent gruntów rolnych w Sahelu jest już zdegradowanych. Brak perspektyw i coraz trudniejsze warunki do życia powodują, że tysiące ludzi decydują się na migrację, często ryzykując życie.
Według danych Unii Europejskiej z 2019 roku z regionu wyjechało ponad 3 mln osób - wiele z nich próbowało dostać się do Europy. Tylko w latach 2014-2016 poprzez Agadez w Nigrze podróż na północ, w stronę Morza Śródziemnego, podejmowało rocznie 330 tysięcy ludzi. Bieda i wysokie bezrobocie czynią też młodych mieszkańców regionu podatnymi na ideologię religijnych radykałów - w Sahelu działają m.in. Al-Kaida Islamskiego Maghrebu, Boko Haram, czy Państwo Islamskie Wielkiej Sahary. Ponadto szybko zmieniający się klimatu i niestabilna sytuacja polityczna powodują, iż regionu nie opuszcza widmo głodu. W zeszłym roku UNICEF alarmował, że w Burkinie Faso, Mali i Nigrze ponad 7 milionów niedożywionych dzieci potrzebuje pomocy humanitarnej. Ratunkiem dla regionu i jego mieszkańców ma być Wielki Zielony Mur.
Wizjonerski pomysł
W połowie lat 80. rewolucjonista i pierwszy prezydent Burkiny Faso Thomas Sankara przedstawił wielki plan zalesienia kraju. Mówił, że kiedyś, dzięki korzeniom drzew i soczystej trawie, ziemia była płodna, a rośliny ograniczały występowanie powodzi i podtopień. Obiecywał, że "krok po kroku, drzewo po drzewie, stworzymy ogromny park 10 milionów drzew".
- Sankarze zależało, żeby jego wizja była rozumiana przez całe społeczeństwo i była jego wspólnym wysiłkiem. Wprowadził nowe świeckie tradycje. Na przykład z okazji ślubu sadzono nowe drzewa. Jeździł też rowerem w przebraniu i doglądał tego, jak ludzie o nie dbają – opowiada dr Czerep. Ambitne plany prezydenta pokrzyżował w 1987 roku zamach stanu, w trakcie którego obiecujący walkę z pustynnieniem "afrykański Che Guevara" został zamordowany.
Jego wizja przetrwała jednak jego śmierć i po latach znalazła urzeczywistnienie w projekcie Wielkiego Zielonego Muru. W 2007 roku jedenaście państw: Dżibuti, Erytrea, Etiopia, Sudan, Czad, Niger, Nigeria, Mali, Burkina Faso, Mauretania i Senegal połączyło siły, by pod auspicjami Unii Afrykańskiej do 2030 roku zatrzymać napór pustyni. Plan zakładał zasadzenie ciągnącego się przez niemal 8 tysięcy kilometrów, szerokiego na 15 kilometrów pasa drzew. I choć projekt nie był pozbawiony sensu, ponieważ drzewa i ich korzenie chronią glebę przed erozją wodną i wietrzną, to dość szybko zrozumiano, że nie wystarczy to, by rozwiązać wszystkie problemy.
- Wraz z rozwojem wiedzy ekologicznej uznano, że taki klasyczny szpaler samych drzew, wijący się niczym wąż, nie jest dobrym pomysłem. Zwracano uwagę na doświadczenie Chin, które zasadziły jeden gatunek drzew na pustyni Gobi. To działanie się nie sprawdziło. Drzewa wyciągały całą wodę z ziemi, przyspieszając tylko jej erozję - mówi dr Czerep. Dlatego też około 2012 roku projekt ewoluował. W miejsce drzew wprowadzono mozaikę różnorodnej roślinności.
Wraz z upływem czasu liczba państw zaangażowanych w tworzenie Zielonego Muru wzrosła do dwudziestu. Wszystkie wiążą z nim bardzo duże nadzieje. - Wielki Zielony Mur ma także promować zrównoważone metody uprawy ziemi, tak by zwiększyć produkcję rolną. Ponadto w jego ramach na terenach wiejskich ma być budowana niezbędna infrastruktura, w tym nowe drogi, czy niewielkie tamy – wyjaśnia Reij. - Celem jest przywrócenie żyzności gleby oraz zmiana życia milionów mieszkańców Sahelu. Ambicją jest rekultywowanie 100 milionów hektarów zdegradowanych gruntów oraz stworzenie 10 milionów miejsca pracy na obszarach wiejskich – dodaje Baker.
Ponadto kraje tworzące Wielki Zielony Mur liczą na to, że dzięki odrodzeniu roślinności w regionie uda się rozwiązać problem niedoboru żywności oraz zatrzymać globalne ocieplenie, absorbując 250 milionów ton dwutlenku węgla. A wszystko to ma zostać zrealizowane do 2030 roku.
Kluczowymi elementami Zielonego Muru są zaangażowanie w jego realizację lokalnych społeczności oraz korzystanie ze sprawdzonych ludowych metod hodowli roślin. Ma to spowodować, że mieszkańcy będą utożsamiać się z projektem i dbać o jego rozwój. W Senegalu pieczę nad tamtejszą częścią Wielkiego Zielonego Muru sprawuje jeden z najbardziej znanych ekologów w Afryce, Haidar el Ali. Korzystając z jego rad, mieszkańcy wsi Kodial na północy kraju otoczyli część swoich ziem siatką. Wszystko po to, by stada bydła hodowane przez ich sąsiadów nie wyjadały traw i sadzonek, przyspieszając tym samym pustynnienie. Teraz rolnicy, zamiast pozwalać krowom swobodnie chodzić po ich polach, sami ścinają odpowiednią ilość trawy i dają ją bydłu. Nieodłącznym fragmentem Zielonego Muru w Senegalu są także okrągłe ogrody, które z lotu ptaka wyglądają jak ogromne zielone oko.
W każdym z okręgów składających się na jeden ogród sadzone są różne rośliny, m.in.: szałwie, papaje, moringi, cytryny oraz nerkowce - wszystkie odporne na suchy i ciepły klimat. Na skraju takiego ogrodu rosną baobaby i drzewa khaya, które mają chronić pozostałe sadzonki przed porywistym wiatrem i zbyt dużym nasłonecznieniem. Dzięki swojej budowie i kształtowi ogrody lepiej zatrzymują wodę i bakterie oraz usprawniają kompostowanie, a w dodatku rozkwitają już po siedmiu miesiącach od zasiania. Do tej pory w Senegalu powstało ich już kilkanaście.
W Burkinie Faso farmerzy stosują z kolei tradycyjną metodę siewu nazywaną "zai". W twardej ziemi wykopują głęboką dziurę, w którą wkładają nasiona, następnie zakrywają ją liśćmi oraz popiołem. Często dodają nawóz, by przyciągnąć termity, które budując tunele, napowietrzają i poprawiają jakość gleby, a wokół otworu układają kamienie, które mają zatrzymywać jak najwięcej wody. W Nigrze, zamiast sadzić nowe drzewa, mieszkańcy stosują naturalną regenerację. - Tamtejsi rolnicy wyhodowali 200 milionów drzew. Nie sadzili jednak nowych, tylko dbali i chronili te, które wyrosły jako samosiejki albo z kikutów – tłumaczy Reij. Bo przy odpowiedniej opiece drzewo można wyhodować także z istniejących korzeni.
Widać już pierwsze rezultaty opisanych działań. W Burkinie Faso pojawiło się 17 mln nowych roślin, w Nigerii rekultywowano ponad 4 mln hektarów zdegradowanych ziem, a w Czadzie zasadzono milion drzew. W czerwcu w ramach zielonej polityki Międzynarodowy Komitet Olimpijski zobowiązał się do zasadzenia w Mali ponad 330 tysięcy drzew. Z kolei w Etiopii, która zaczęła reforestację wcześniej niż inne kraje regionu, według deklaracji miano zasadzić 5 miliardów sadzonek. ONZ szacuje, że do tej pory dzięki rozwojowi Wielkiego Zielonego Muru pracę znalazło 335 tysięcy mieszkańców Sahelu.
Droga na skróty
Mimo sukcesów w kopaniu ogrodów, przeganianiu bydła i sadzeniu drzew dziewięć lat przed planowanym ukończeniem Zielonego Muru jego tworzenie wciąż jest w powijakach. Zgodnie z szacunkami UNCCD z września ubiegłego roku w ramach projektu rekultywować udało się tylko 4 procent z zakładanych 100 milionów hektarów, a wraz z obszarami zalesionymi poza oficjalną trasą muru, 18 milionów hektarów. Tymczasem, jak wylicza Reij, cel uda się zrealizować, jeśli roczne tempo odzyskiwania zdegradowanych terenów wzrośnie ośmio- albo nawet dziewięciokrotnie. Podstawowym problemem jest oczywiście brak pieniędzy. W styczniu tego roku społeczność międzynarodowa, w tym Francja, Bank Światowy, Komisja Europejska i Afrykański Bank Rozwoju zapowiedziały, że w ciągu następnych czterech lat przekażą na rozwój projektu 14 miliardów dolarów. Żeby jednak ukończyć Wielki Mur, potrzeba 43 miliardów.
Ale pieniądze to niejedyna przeszkoda. Nigerię i Czad terroryzują dżihadyści z Boko Haram. Burkina Faso, Niger i Mali od lat zmagają się atakami radykalnych islamistów związanych z Al-Kaidą i tzw. Państwem Islamskim. W Etiopii, która chwali się liczbą nowych drzew, od ubiegłego roku trwa konflikt regionalny, który może rozlać się na cały kraj. - Jeśli strefa zieleni ma się odrodzić, to trzeba zacząć myśleć o trudnych i delikatnych politycznie rozmowach z ekstremistami. Trzeba ich przekonać, jak ważny jest Mur. Takie negocjacje na lokalnym poziomie są możliwe. Odbywają się zresztą w różnych sprawach – zaznacza dr Czerep.
Na rozwój projektu wpływają także negatywnie trudności z przejrzystością. - Mowa o rozbudowanej biurokracji rządowej, endemicznej korupcji oraz partykularnych interesach – podkreśla Chukwuma J. Okolie, specjalista do spraw geoinformacji na Uniwersytecie w Lagos. Doniesienia z Etiopii o miliardach sadzonek robią wrażenie, ale tych informacji nikt nie zweryfikował. A opinia publiczna, organizacje pozarządowe i darczyńcy chcą znać rezultaty.
Z drugiej strony budowie Wielkiego Zielonego Muru może też szkodzić pośpiech. - Gdy światu brakuje sukcesów w walce z kryzysem klimatycznym, może pojawić się duży nacisk na to, żeby się udało. To z kolei może prowadzić do chęci pójścia na skróty, jeśli chodzi o metody sadzenia – tłumaczy dr Czerep. Palącą kwestią wciąż pozostaje też zaangażowanie lokalnych społeczności w projekt.
- Edukacja ekologiczna i udział obywateli jest najważniejszy. Ci, których dotyczy ten projekt, powinni być zaangażowani w proces decyzyjny – przekonuje Chukwuma J. Okolie. By jednak tak się stało, mieszkańcom Sahelu trzeba przede wszystkim zapewnić dostęp do elektryczności. Inaczej będą masowo wycinali drzewa i krzewy na opał.
Według szacunków ONZ, jeśli globalne ocieplenie nie zostanie spowolnione, do 2050 roku temperatury na terenie Sahelu wzrosną nawet o 5 stopni Celsjusza, osiągając miesięczną średnią powyżej 40 st. C. A to zagrozi życiu nawet 33 milionów ludzi, którzy już teraz mają problem z dostępem do pożywienia i wody. Im Sahel będzie cieplejszy, a jego ziemie bardziej nieurodzajne, tym ofiar będzie więcej. Wielki Zielony Mur ma to powstrzymać.
Autorka/Autor: Marcin Łuniewski
Źródło: Tvn24.pl