Premium

Katarzyna zasnęła w ramionach partnera, obudziła się w następnym roku. Roman był na tamtym świecie obiema nogami, obie stracił

Zdjęcie: TVN24

Zaczęło się niewinnie. Pierwszy weekend października - katar. Rozpoznanie: przeziębienie. Drugi weekend października - katar i ogromny ból gardła. Rozpoznanie: wirusowe zapalenie gardła. Trzy teleporady i dwie wizyty lekarskie później leżałam już ledwo żywa w szpitalu - opowiada pacjentka, lat 32.

Dorota widziała świetlisty promień i twarze zmarłych, mówi: "no i umierałam przez pięć dni". Roman jedną nogą był już na tamtym świecie. A właściwie dwiema, bo obie stracił. Katarzyna zasnęła w listopadowy wieczór w ramionach partnera, obudziła się miesiąc później, w następnym roku. Marek zasnął w swoim łóżku, obudził się w szpitalu.

Ale obudził się.

Wszyscy się obudziliśmy.

Wszyscy dzielimy swoje życie na przed i po sepsie.

Jaka jest? Podstępna i szybka. Zabija częściej niż nowotwór czy zawał serca. Na całym świecie powoduje aż 11 milionów zgonów rocznie. "Cicha zabójczyni" w Polsce jest powiązana ze śmiercią około 25 tysięcy ludzi, ale szacuje się, że dotykać może co najmniej pięć razy więcej osób. "Szacuje się" i "około", bo w Polsce nikt nie prowadzi rejestru. Można o niej mówić jak o chorobie, ale chorobą nie jest. 

- Kiedyś mówiono, że bierze się z brudu. Nic bardziej mylnego. Sepsę może wywołać każda infekcja - mówi mi prof. Waldemar Goździk, ordynator Oddziału Intensywnej Opieki Medycznej w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu. - Sepsa, proszę pani, zaczyna się w domu - dodaje. 

Roman

Fajerwerki, które mieli odpalić za kilka godzin, czekały w szufladzie. Jeszcze chwila i zaczną razem odliczać: "dziesięć... dziewięć... osiem... siedem...". Był 31 grudnia 2019 roku. 

- Myślałem, że to ostra grypa. Wszyscy szykowali się do sylwestra, a mnie dopadła 40-stopniowa gorączka i dreszcze. Bolały też stawy i mięśnie - wspomina Roman i wypowiada zdanie, które usłyszę jeszcze kilka razy i nie tylko od niego: "zaczęło się niepozornie". 

53-latek z małego miasta w Lubuskiem dawniej zawodowo grał w piłkę ręczną i był kierowcą tira. Większość wolnego czasu spędzał z synami: wspólne narty, bieganie, rower. Chciał ich zarazić pasją do sportu. Jego życie zmieniło się 1 stycznia nowo przywitanego 2020 roku. 

- Nie dałem rady i wezwałem pogotowie. W szpitalu okazało się, że moje objawy są początkiem bardzo zaawansowanej sepsy, wywołanej przez meningokoki. Rodzina już na wstępie usłyszała, by przygotowali się na najgorsze - mówi Roman, choć sam tego najgorszego nie pamięta. Kilka dni leżał nieprzytomny, zero kontaktu z rzeczywistością. - Może i dobrze - wtrąca, opowiadając swoją historię. Martwica była tak agresywna, że nie udało się uratować nóg. Lekarze musieli je amputować. Nie na raz i nie na dwa. 

- W ciągu roku amputację wykonywano pięciokrotnie. Zaczynając od stóp, a kończąc na podudziu. Tak daleko wdawał się stan zapalny - pokazuje ręką, na której również szwy przypominają o przebytej sepsie. Dłonie i palce jakimś cudem lekarze zdołali uratować, ale Roman nie chwyci już samodzielnie kubka. Ma przykurcze palców i ograniczoną sprawność ruchową, blizny są duże i bolesne. - Byłem jedną nogą, a właściwie dwiema, już po tamtej stronie - dodaje mężczyzna na wózku inwalidzkim. 

Roman spędził w szpitalu 10 miesięcy z przerwami. - Gdy już wyjeżdżałem wózkiem na pierwsze spacery, to gros ludzi bało mi się podać rękę, żeby "nie zarazić się sepsą". Tak powiedział mi jeden znajomy, gdy wyciągnąłem do niego dłoń na powitanie. Dopiero przy dłuższej rozmowie przyznał się, że nie wiedział, czym właściwie jest sepsa, obawiał się zakażenia - dodaje Roman.

Roman dawniej zawodowo grał w piłkę ręczną i był kierowcą tira.TVN24

Amelia

Świnoujście, czerwiec 2003 roku. Dwoje dzieci umiera, a lokalne media piszą: "przyczyną śmierci była sepsa, choroba może się rozprzestrzenić". Potem na Wybrzeżu narasta panika, a przerażeni rodzice wykupują z aptek antybiotyki.

O tym, że prawie 20 lat później poziom wiedzy w społeczeństwie na temat sepsy jest nadal niewielki, boleśnie przekonała się mama 9-letniej Amelii i 5-letniego Franka. 

- Kiedy Amelka wróciła do zerówki po drugim pobycie w szpitalu, dzieci nie chciały się z nią bawić, bo "ona zaraża sepsą". Musiałam chodzić do szkoły i tłumaczyć paniom opiekunkom, że nie, to nie tak. Mieliśmy nawet spotkanie z rodzicami, podczas którego też padały pytania: "a co, jak ktoś się zarazi?". Tymczasem to Amelię jest bardzo łatwo zarazić - wyjaśnia Lidia Godlewska. Zaznacza, że bardzo jej zależy na zwiększeniu świadomości społecznej.

Jej dzieci chorują na pierwotne niedobory odporności. Chłopiec jest tylko nosicielem, ale dziewczynka ma w pełni rozwiniętą tę bardzo rzadką chorobę. Oznacza to, że każda wysoka gorączka i poważniejsza infekcja niesie ze sobą niebezpieczeństwo wystąpienia sepsy. Tę Franek pokonał raz, Amelia - już dwa. - W dużej mierze dlatego, że lekarze podali antybiotyki, nie czekając na wyniki posiewu krwi - zaznacza mama rodzeństwa.

Amelia i Franek pokonali sepsę
Amelia i Franek pokonali sepsę TVN24

Katarzyna

Dopiero co wyleczyła anginę. Nie brała już antybiotyków, nawet nie czuła się osłabiona, dlatego postanowiła świętować z przyjaciółmi swoje imieniny. 25 listopada 2015 roku Katarzyna Bylica zasnęła w ramionach partnera. Obudziła się ponad miesiąc później, już w 2016 roku.

- Ale ja niewiele pamiętam, mam amnezję wsteczną - uprzedza na wstępie, gdy proszę o rozmowę. - Na SOR trafiłam wpółprzytomna, traciłam świadomość z godziny na godzinę - wspomina. 

Do szpitala zawiózł ją partner. Zakażenie szło tak szybko, że kobieta w momencie przyjęcia miała już plamicę na nogach. Osłabiony wcześniejszą chorobą organizm łatwo poddał się zakażeniu meningokokami. Ale o tym, co spowodowało sepsę, lekarze dowiedzieli się dopiero piątego dnia. Tak długo nie udało się w laboratorium wyizolować bakterii.

- Poszło piorunująco i było ze mną już bardzo źle - wspomina kobieta i pokazuje dokumentację medyczną. W niej czytam: "jednoznaczne objawy stanu zapalnego, chorą skierowano na oddział intensywnej terapii". 

W kolejnych dniach narastały objawy wstrząsu septycznego. CRP - 185, wzrost poziomu prokalcytoniny. Zaraz potem intubacja i respirator. 

- Dostawałam leki. Ceftriakson, wankomycynę - nazywaną antybiotykiem ostatniej szansy - i długą listę innej chemii. Tak długą, że w pewnym momencie moja wątroba nie wytrzymała - tu Katarzyna bierze głęboki wdech i wymienia pojawiające się w pamięci urywki wspomnień. Ze śpiączki farmakologicznej lekarze próbowali ją wybudzać kilkakrotnie. - Świadomość na chwilę wracała, a potem znowu ją traciłam, wiesz jak jest. W pełni udało się mnie wybudzić dopiero na początku stycznia 2016 roku - wspomina była już pacjentka.

Od tego momentu minęło ponad 7 lat, a Katarzyna wciąż zmaga się z bólami stawów i z marskością wątroby. Silne antybiotyki zniszczyły ten narząd, choć uratowały jej życie. - Biorę leki, mam nadzieję, że obejdzie się bez przeszczepu. Jestem pod opieką dobrej hepatolożki. Bez wątpienia sepsa odmieniła moje życie - przyznaje.

Na tyle, że teraz Katarzyna dzieli je na dwie części: przed i po sepsie. 

Dorota

"Byłam jedną, może nawet dwiema nogami na tamtym świecie, ale wróciłam do żywych" - pisze Dorota, której artykuł znajduję w internecie. 15 lat temu była dziennikarką "Tygodnia Gorzowskiego".

Dorota: umierałam przez pięć dni
Dorota: umierałam przez pięć dni TVN24

- Już na samo hasło, że WOŚP będzie grała w tym roku na rzecz diagnostyki sepsy, natychmiast wszystkie wspomnienia odżyły, zresztą one we mnie gdzieś tam ciągle były obecne - opowiada podczas spotkania w jej mieszkaniu. 

To w nim próbowała chorobę wziąć na przeczekanie. Gorączka 40 stopni, ból brzucha, nudności i wymioty. - Łaziłam z tym kilka dni, bo musiałam skończyć gazetę, miałam deadline'y. Koniec końców od lekarza rodzinnego trafiłam do szpitala i jeszcze tego samego dnia jechałam na salę operacyjną w przekonaniu, że tylko usuną mi woreczek żółciowy - relacjonuje Dorota. 

Dopiero na stole operacyjnym lekarze zobaczyli rozległy stan zapalny od nerek po płuca. Najgroźniejszy był stan zapalny otrzewnej. - No i umierałam przez pięć dni. Wtedy nie wiedziałam, co się dzieje, byłam po drugiej stronie - wspomina. 

Zaintubowaną i podłączoną do respiratora fotografuje wtedy mąż. Na zdjęciu Dorota w niczym nie przypomina kobiety, która dwa tygodnie później pokonała sepsę. 

TVN24

- Jak już odzyskałam przytomność po paru dniach, to dowiedziałam się od córki, że było bardzo ciężko, miałam bardzo niskie ciśnienie poniżej 50. A potem pielęgniarki opowiadały mi, jaka byłam niespokojna, jak próbowałam wyrwać sobie tę rurę od intubacji. A ja niczego nie pamiętałam - wspomina Dorota. 

Jednak jako jedna z niewielu pamięta uczucie, o które pytam z dużą ostrożnością. Moi poprzedni rozmówcy albo o nim nie pamiętali, albo mówili, że nie pamiętają. - Czułam się pogrążona w takim błogostanie, z którego nie miałam ochoty wychodzić. Natomiast w jakimś momencie, pewnie gdy mi się poprawiało, poczułam, że muszę poszukać świetlistego promienia, który mnie wyprowadzi z ciemności, w jakich byłam pogrążona. Po drodze widziałam różne dziwne twarze, również zdeformowane. Były to twarze ludzi zmarłych - opisuje ze szczegółami doświadczenia z pogranicza życia i śmierci. Niejeden uzna je za niewiarygodne, ale ja Dorocie wierzę.

Co spowodowało sepsę, Dorota do dziś nie wie. Lekarze podejrzewali meningokoki lub pneumokoki, ale w badaniach żadnych bakterii nie stwierdzono. 

Marek

O tym, że sepsa czasami pojawia się "znikąd", przekonał się także Marek Hulbój z Opola.

- Pamiętam tylko, że położyłem się spać, a potem obudziłem na szpitalnym łóżku - zwięźle opisuje moment, kiedy pojawiła się sepsa. 

Pokonał ją kilka miesięcy temu. Również u niego zaczęło się niewinnie. Rano pojawiły się dreszcze i gorączka, a wieczorem - utrata przytomności. W czerwcu ubiegłego roku do nieprzytomnego Marka rodzina wezwała pogotowie, a lekarze na czas zdiagnozowali stan zagrażający życiu. 

- Na oddziale intensywnej terapii spędziłem ponad tydzień. Kiedy wybudzili mnie ze śpiączki farmakologicznej, to był szok. Z feralnego dnia niewiele pamiętam, znam wszystko tylko z opowieści bliskich - wspomina mężczyzna. - Jestem im bardzo wdzięczny za wsparcie - dodaje. 

Sepsę u Marka spowodowała choroba zwyrodnieniowa kręgosłupa. Ból pleców doskwierał mu od dłuższego czasu. Nim jednak zdążył zrobić niezbędne badania, znalazł się w szpitalu. 

Marek: pamiętam tylko, że położyłem się spać, a potem obudziłem na szpitalnym łóżku
Marek: pamiętam tylko, że położyłem się spać, a potem obudziłem na szpitalnym łóżkuTVN24

Pacjentka, lat 32. Część pierwsza

Zaczęło się niewinnie. 

Pierwszy weekend października - katar. Rozpoznanie: przeziębienie. 

Drugi weekend października - katar i ogromny ból gardła. Rozpoznanie: wirusowe zapalenie gardła. Trzy teleporady i dwie wizyty lekarskie później leżałam już ledwo żywa w szpitalu. 

Gdy 14 października trafiam na SOR, lekarka w dokumentacji medycznej pisze: "32-letnia pacjentka z podejrzeniem szkarlatyny/mononukleozy, w stanie ogólnym średnim, przytomna, w kontakcie logicznym. Po całym ciele rozlana drobnoplamista wysypka, kończyny z obrzękami, powiększone węzły chłonne podżuchwowe. Temperatura 37,1'C. W badaniach biochemicznych wykazano wysokie parametry stanu zapalnego: CRP 230, leukocytoza, podwyższone aktywności aminotransferaz, niewielka hepatosplenomegalia". 

Wiem, że jest źle, bo tak źle jeszcze nigdy wcześniej się nie czułam. Boli mnie każda część ciała, każdy staw i każdy ruch. Mam opuchnięte stopy i ręce, okropnie czerwone, jakby były poparzone. Ledwo wstaję z łóżka, bo mrowienie nóg jest tak bolesne, że każdym pokonanym dwóm metrom towarzyszą łzy. 

 - Będzie dobrze - powtarzam sobie w głowie - w końcu przyjęli mnie na oddział. Ale dobrze wcale nie było. 15 października poziom CRP rośnie. Lekarze nadal nie wiedzą, co mi jest, a ja mam tylko siłę napisać SMS: "czuję się, jakbym zaraz miała umrzeć". 

To samo, tyle że ze łzami w oczach, mówię potem lekarzowi dyżurującemu. Pada lawina wnikliwych pytań, na które niestety nie mam odpowiedzi. Młody doktor jeszcze raz ogląda moje opuchnięte ręce i nogi. On jako pierwszy rozpoznaje sepsę. Przepisuje wankomycynę i podaje sterydy. Dzięki nim jestem w stanie zasnąć.

W niedzielę, 16 października, z łóżka nie wstaję już wcale. I nic z tego dnia pamiętam. Zamykając oczy, czuję się błogo, choć widzę straszne, abstrakcyjne i ciemne obrazy. CRP 316, rośnie prokalcytonina. Budzę się kilkanaście godzin później z nowym wenflonem w ręce i nie wiem, gdzie jestem. Jest środek nocy, więc po chwili idę spać dalej.

TVN24

Pacjentka, lat 32. Część druga

- Dzień dobry, ma pani sepsę - stoickim głosem oznajmił ordynator, a stojący obok ten młody lekarz wpatrywał się w moje przestraszone oczy. Siedziałam - niczym w filmach - z otwartą buzią przez kilka długich sekund. Na nic więcej zresztą nie miałam siły, bo niespełna 12 godzin wcześniej, leżąc na szpitalnym łóżku, traciłam przytomność, a moje ciało przy każdym najmniejszym ruchu przeszywał potworny ból. Był poniedziałek. 

Czułam się lepiej niż dnia poprzedniego, może właśnie dlatego tak trudno było mi uwierzyć w diagnozę. Sepsa? Niemożliwe. Łzy napływają mi do oczu, w głowie najgorsze myśli. Ostatni raz o sepsie słyszałam, kiedy umierała Iza z Pszczyny. 

- Ale jest reakcja organizmu - próbuje mówić uspokajającym głosem młody lekarz, a ordynator dodaje, że podane antybiotyki działają. 

Badania wykazały zakażenie bakteriami paciorkowca. Nierozpoznana na czas i nieleczona właściwie szkarlatyna wywołała u mnie sepsę. Mam na imię Marta i piszę dla Państwa ten artykuł. 

Sepsa to nie choroba

Zarówno przypadek Marka, jak i Romana, Doroty, Katarzyny, Amelii oraz mój tylko potwierdza to, przed czym przestrzegają lekarze. Sepsa może spotkać każdego i w każdych okolicznościach, niezależnie od statusu, wieku czy płci. 

Bo sepsa to nie choroba czy bakteria. To nieprawidłowa, nadmierna reakcja organizmu na jakieś zakażenie. Inaczej - zespół objawów, który bardzo często prowadzi w dramatyczny i szybki sposób do zgonu.

- Sepsę może wywołać wszystko. Bakterie, wirusy, grzyby a nawet stres, nadmierny wysiłek czy wycieńczenie organizmu - wylicza dr n. med. Wojciech Gaweł, kierownik oddziału anestezjologii i intensywnej terapii w szpitalu zakaźnym we Wrocławiu. - Może się zacząć nawet od infekcji ucha. Tak zwaną "iskrą zapalną" może być angina, zapalenie płuc czy zadrapanie, do którego dostanie się odpowiednia bakteria. Niemal każda, nawet z pozoru niegroźna infekcja jak zapalenie pęcherza, może spowodować rozwój sepsy - podkreśla. 

Dr Gaweł: sepsę może wywołać wszystko
Dr Gaweł: sepsę może wywołać wszystko TVN24

Nierozpoznana na czas wywołuje wielonarządową niewydolność a w konsekwencji wstrząs septyczny - powikłanie, które dla wielu pacjentów leczonych na OIOM-ach kończy się zgonem. 

- Mówimy o blisko 51-procentowej śmiertelności, to bardzo dużo. Ponad połowa pacjentów z sepsą na oddziałach intensywnej terapii umiera - przyznaje prof. Waldemar Goździk, ordynator OIOM USK we Wrocławiu, zaznaczając przy tym, że są to dane bardzo zatrważające. - Sepsa zabija częściej niż nowotwory czy zawały serca - dodaje.

Opublikowane na łamach pisma "Lancet" w styczniu 2020 roku wyniki badań pokazują, że obecnie na świecie na sepsę zapada 48,8 miliona osób, a umiera z jej powodu aż 11 milionów.

Prof. Goździk: ponad połowa pacjentów z sepsą na oddziałach intensywnej terapii umiera
Prof. Goździk: ponad połowa pacjentów z sepsą na oddziałach intensywnej terapii umiera TVN24

U nas sepsy nikt nie leczy

- W Polsce dotykać może nawet 100 tysięcy pacjentów rocznie, a nawet i więcej - wylicza prof. Andrzej Kübler z Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, anestezjolog i prezes stowarzyszenia "Pokonać Sepsę", który w sepsie specjalizuje się od ponad 20 lat. Zauważa też, że liczba przypadków sepsy z roku na rok rośnie. 

Szacuje się, że w Polsce co roku na sepsę umiera około 20 tysięcy pacjentów. "Szacuje się" i "około", bo w Polsce nikt nie prowadzi krajowego rejestru, choć o jego wprowadzenie od lat walczy właśnie prof. Kübler. 

- W naszym kraju problemem jest fakt, że nie ma dokładnych danych dotyczących śmiertelności i liczby przypadków sepsy. Jeżeli nie wiemy, ile osób umiera, to nie zdajemy sobie sprawy ze skali zagrożenia. Te 20 tysięcy to tylko liczby zbierane przez lekarzy intensywistów, a przecież sepsa występuje też na innych oddziałach. Na dodatek ta śmiertelność! U nas wynosi ona około 50 procent, podczas gdy na Zachodzie 30 procent - dodaje profesor.

- Problemem w Polsce jest też definicja sepsy - wtrąca prof. Goździk, który razem z prof. Küblerem apelował do Ministerstwa Zdrowia o stworzenie interdyscyplinarnego zespołu zajmującego się m.in. edukacją personelu medycznego. - Ponieważ nawet w środowiskach medycznych ciągle używane jest sformułowanie posocznica, które naszym zdaniem nie powinno być zamienne z sepsą - dodaje. Prof. Kübler wyjaśnia: - Posocznica była dawniej kojarzona z zakażeniem krwi. Sepsa to reakcja organizmu na zakażenie, uszkodzenie układu immunologicznego. Sepsa ma konkretną definicję medyczną, a posocznica nie. To po pierwsze. Po drugie to tak, jakby chorym na astmę mówić, że są chorzy na dychawicę. Przecież nikt już tak nie mówi - argumentuje. - Zapomnijmy o posocznicy - apeluje.

W Polsce o sepsie się nie mówi

Brak rzetelnych danych liczbowych nie tylko utrudnia zwalczanie sepsy i jej zapobieganie, ale też jej rozpoznanie. - W Polsce ten problem jest niestety wciąż słabo nagłośniony - uważa prof. Kübler.

W pierwszej fazie nie zawsze musi pojawić się gorączka. Zdezorientowanie, utrata świadomości, obniżenie ciśnienia tętniczego, szybki oddech, zmiany skórne - to już sygnał, że być może rozwija się sepsa. - Jest to zespół objawów, który może nasuwać podejrzenie. One są kompletnie niespecyficzne, bardzo różne i niejednorodne, co znacznie utrudnia rozpoznanie - przyznaje prof. Goździk.

Tymczasem sepsa, podobnie jak zawał serca czy udar mózgu, ma swoją "złotą godzinę". Im szybciej zdiagnozowana, tym większe szanse chorego na przeżycie. Według badań, na jakie powołuje się Światowa Organizacja Zdrowia, każde opóźnienie rozpoznania sepsy i podania skutecznego leku o godzinę zwiększa ryzyko zgonu o 8 procent.

- Jeśli nie wiemy, co jest przyczyną zakażenia, to nie wiemy, jak leczyć. Nim poznamy konkretny patogen, mija dużo cennego czasu. Dlatego kluczowa jest tu szybka diagnostyka - tłumaczy ordynator OIOM. 

Z 72 godzin do kilkudziesięciu minut

Najważniejsze są posiew krwi - badanie, które mówi, jaka bakteria czy grzyb spowodowała zakażenie organizmu - oraz prokalcytonina i CRP. Ten ostatni to marker stanu zapalnego. Prokalcytonina zaś to marker infekcji bakteryjnych.

Standardowa diagnostyka mikrobiologiczna posiewu krwi może trwać nawet 72 godziny. Dla pacjenta z sepsą to zdecydowanie zbyt długo.

- Oczywiście zakładamy przyczynę i włączamy leki, ale nie jest to leczenie celowane. Z kolei nadmierne stosowanie antybiotyków prowadzi do rosnącej lekooporności, która jest kolejnym globalnym wyzwaniem - opisuje prof. Goździk.

Dlatego Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy - na podstawie ankiet przeprowadzonych w 80 ośrodkach badawczych w Polsce - wytypowała sprzęt, który radykalnie skróci czas diagnostyki, a którego w laboratoriach po prostu brakuje. 

To między innymi analizatory do wykrywania produktów amplifikacji bakterii, grzybów oraz określania mechanizmów oporności z zastosowaniem technologii rezonansu magnetycznego. Do tego urządzenia do identyfikacji mikroorganizmów metodą spektrometrii masowej typu MALDI-TOF oraz zautomatyzowane systemy posiewów próbek mikrobiologicznych. 

- Część tych urządzeń jest w stanie skrócić czas diagnostyki do kilkunastu godzin, a te oparte o technologię molekularną - nawet do kilkudziesięciu minut. I co ważne, wszystkie sprzęty nie wymagają długiego szkolenia personelu - wyjaśnia prof. Bohdan Maruszewski, członek zarządu Fundacji Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy.

Prof. Kübler: to jest wojna
Prof. Kübler: to jest wojna TVN24

By uniknąć OIOM-u

- W Polsce pacjent jest zbyt późno diagnozowany - przyznaje prezes stowarzyszenia "Pokonać Sepsę". 

On, podobnie jak inni lekarze z oddziałów intensywnej terapii, cieszy się, że ktoś w końcu dostrzegł problem sepsy w Polsce, bo dzięki działaniom WOŚP nie tylko zostaną doposażone laboratoria, ale zwiększy się też świadomość społeczna. - To być może ułatwi nam pracę i sepsa będzie częściej rozpoznawana już na etapie szpitalnych oddziałów ratunkowych czy w przychodniach. To tam jest największa szansa na wczesne rozpoznanie, a tym samym, może nawet o kilkanaście procent, zwiększenie szans chorego na wyzdrowienie, nim trafi na OIOM - dodaje prof. Kübler.

To ważne, bo pacjenci po traumatycznych przeżyciach zostają po prostu wypisani ze szpitala i umykają systemowi. Aktualne wytyczne Surviving Sepsis Campaign 2021 (międzynarodowej inicjatywy organizacji i towarzystw medycznych) mówią m.in. o tym, że dla chorego przeżycie sepsy oznacza początek nowego funkcjonowania i nie bez znaczenia jest objęcie go opieką przez dłuższy czas. W Polsce pacjent po sepsie jest pozostawiony sam sobie. W kraju nie ma żadnego w pełni funkcjonującego ośrodka, który oferowałby pomoc poszpitalną.

- Tymczasem ponad połowa z tych, którzy przeszli sepsę na oddziałach intensywnej opieki, wraca do nas mniej więcej po około pół roku. Cierpią na szereg dolegliwości bólowych, a także między innymi depresję, zaburzenie rytmu dobowego. Mają problemy ze snem, bóle stawów i niekiedy problemy kardiologiczne - wylicza prof. Goździk, któremu marzy się miejsce dla pacjentów z kompleksową opieką poszpitalną, również psychiatryczną. - Coś na wzór oddziałów pocovidowych dla ozdrowieńców. Wiem, że część szpitali też próbuje coś takiego otwierać, ale nie ma na to środków - ubolewa ordynator. 

- W krajach zachodnich chorzy po opuszczeniu oddziału intensywnej terapii mają swoje poradnie, są też oddziały dla pacjentów wyłącznie po sepsie. Widzimy takie możliwości również i u nas, chociażby w miejscu poradni pocovidowych. Ale na początek potrzebne są rozwiązania systemowe, bo jak mamy mówić o leczeniu czegoś, czego nawet nie liczymy? - pyta prof. Kübler.

Ministerstwo Zdrowia dostrzega problem, ale..

Na konieczność pilnego opracowania i wdrożenia w polskim systemie opieki zdrowotnej kompleksowego programu zwalczania sepsy zwracał również uwagę poseł Jan Szopiński. Wprost zapytał resort zdrowia: "Czy Ministerstwo Zdrowia planuje podjąć działania na rzecz przygotowania i wdrożenia kompleksowego programu zwalczania sepsy?"

W odpowiedzi na jego interpelację z 23 sierpnia 2021 roku wiceminister zdrowia Waldemar Kraska napisał: "Minister Zdrowia dostrzegając wagę problemu inicjował szereg działań mających na celu przeciwdziałanie występowaniu sepsy". Jakich? Promocję szczepień, "kształtowanie postaw i umiejętności personelu medycznego, dotyczących metod sterylizacji, dekontaminacji i dezynfekcji" oraz nadzór epidemiologiczny dotyczący chorób zakaźnych. 

- Nie mnie oceniać działania ministerstwa, natomiast nasz postulat jest nadal aktualny: potrzebne jest powstanie interdyscyplinarnego zespołu koordynującego na poziomie krajowym rejestru chorób sepsy - podkreśla prof. Kübler.

Życie po sepsie

Roman ma stwierdzoną całkowitą niezdolność do pracy. Od roku uczy się chodzenia na nowo. Czeka na czwartą wymianę protez kształtujących. Jego marzeniem jest móc nauczyć wnuczkę jazdy na rolkach. Dorota po chorobie właściwie już nie wróciła w pełni do zdrowia. Katarzyna zaraz po wyjściu ze szpitala napisała wiersz - potrzebowała wyrzucić z siebie emocje. 

Katarzyna: - Kiedyś myślałam, że mi przejdzie, ale to chyba nigdy nie minie. Bo nie da się o tym zapomnieć. Doceniam teraz każdy dzień, cieszą mnie proste rzeczy. To, że mogę oddychać, biegać, chodzić po górach. Doceniam to, że żyję. Z powikłaniami po chorobie, ale żyję. Jestem uśmiechnięta i bardziej otwarta, choć nadal nie lubię, jak ktoś przy mnie kaszle i kicha.

Dorota: - Dla mnie ważnym wspomnieniem, które często wraca, jest umierająca na rękach matki 16-latka. To wydarzyło się kilka dni po tym, jak wróciłam ze szpitala do domu. Pisali o tym w lokalnych gazetach. Dziewczyna miała sepsę, ale lekarze nie wiedzieli, co ją spowodowało. Czułam ogromne współczucie i ból tej matki. Jak usłyszałam o haśle tegorocznej Orkiestry, to pomyślałam, że może więcej takich ofiar nie będzie, jeśli poprawi się diagnostyka. W moim przypadku też nie wiadomo, co dokładnie wywołało sepsę. Moim zdaniem - stres i przepracowanie.

Marek: - Kiedy usłyszałem, że WOŚP gra na sepsę, poczułem się wywołany do tablicy. Będę wolontariuszem. Chcę pokazać, że - owszem - to ciężka choroba, ale da się z nią wygrać.

NA WALKĘ Z SEPSĄ PRZECZNACZONE ZOSTANĄ ŚRODKI ZEBRANE W CZASIE TEGOROCZNEGO FINAŁU WOŚP

Autorka/Autor:Marta Balukiewicz

Źródło: tvn24.pl

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam