|

W ornat się ubrał i na mszę dzwoni

Władimir Putin podczas Bożego Narodzenia 2020 roku
Władimir Putin podczas Bożego Narodzenia 2020 roku
Źródło: Getty Images

Prezydent Rosji Władimir Putin postanowił zostać liderem światowego konserwatyzmu. Ten były oficer sowieckiego KGB, przywiązany do etosu służby, która była odpowiedzialna za systematyczne prześladowania i mordy duchownych i świeckich, zarówno prawosławnych, jak i innych wyznań, rozwodnik, któremu media przypisują liczne kochanki i nieślubne dzieci, człowiek, który ma problem, aby prawidłowo się przeżegnać i któremu niektórzy złośliwi krytycy insynuują przeszłe "nietradycyjne" zachowania seksualne, nie przypadkiem aspiruje do takiej roli.

Artykuł dostępny w subskrypcji

21 października 2021 roku na organizowanym dorocznie Forum Wałdajskim - imprezie, na którą zapraszani są wybrani przez Kreml zagraniczni eksperci, aby dyskutować o problemach współczesnego świata - Putin wygłosił wystąpienie zawierające manifest "rozumnego konserwatyzmu".

Faza lekkiej paniki

Liderem światowego konserwatyzmu nie chce zostać po raz pierwszy. Były takie próby już w 2012 roku, niedługo po tym, jak wrócił - po kilkuletniej przerwie - na obdarzone potężną formalną i nieformalną władzą stanowisko prezydenta Rosji. Był to czas szczególny i dla Putina nieprosty. Krótkie formalne rządy jednego z jego współpracowników Dmitrija Miedwiediewa (2008-2012) rozbudziły w aktywnej części rosyjskiego społeczeństwa, zwłaszcza klasie średniej z dużych miast, autentyczne nadzieje na realizację oficjalnego hasła modernizacji kraju i ekonomizacji jego polityki zagranicznej.

Ten krótki współczesny odpowiednik radzieckiej Nowej Polityki Ekonomicznej z lat 20. XX wieku (okresu "liberalizacji" systemu totalitarnego w ZSRR) zakończył się symbolicznie we wrześniu 2011 roku. Wówczas Władimir Putin ogłosił, że w wyniku "porozumienia" z prezydentem Miedwiediewem dojdzie do kolejnej roszady - i on, były prezydent pełniący dotąd funkcję premiera, będzie ponownie kandydować na stanowisko prezydenta w wyborach w marcu 2012 roku. Wywołało to falę rozgoryczenia i rozczarowania w części rosyjskiego społeczeństwa, które ujawniło się z całą mocą w spontanicznych demonstracjach ulicznych, jakie zaczęły się - głównie w Moskwie - po wyborach parlamentarnych w grudniu 2011 roku.

Na pierwszy rzut oka powodem było sfałszowanie wyników wyborów na korzyść "partii władzy" Jednej Rosji. Fałszerstwo to nie odbiegało w rzeczywistości od rosyjskiej normy (wówczas do 20 procent sfałszowanych głosów), ale stało się zapalnikiem społecznych emocji. W kolejnych dniach, tygodniach i miesiącach na ulice Moskwy wychodziły - ku zaskoczeniu i zaniepokojeniu Kremla - dziesiątki tysięcy ludzi. Po fazie lekkiej paniki Kreml doszedł do wniosku, że najlepszą taktyką jest przeczekanie protestów, które - o czym świadczą wypowiedzi członków rządzącej elity - zostały uznane za efekt kolejnej (po wcześniejszych "kolorowych rewolucjach" na obszarze postradzieckim) operacji specjalnej zorganizowanej przez USA i jej służby specjalne, a w istocie - za nieudany zamach stanu. 

To wówczas Władimir Putin uznał, że Zachód pod przywództwem USA prowadzi swoistą wojnę z Rosją, której elementem była także tak zwana arabska wiosna, również uznana za amerykańską operację specjalną. W percepcji Kremla elementem tego planu była także aktywność rosyjskiej "piątej kolumny", za jaką uznano rosyjską demokratyczną opozycję. Analizując społeczne zaplecze protestów, kremlowscy analitycy doszli do wniosku, że jej gros stanowi wielkomiejska klasa średnia o liberalnych poglądach. Stąd zrodził się pomysł na polityczny kontratak, którego istotnym elementem stał się tzw. projekt konserwatywny.

Idea była prosta. Chodziło o wywołanie sztucznej polaryzacji społecznej, w której liberalną, opozycyjnie nastawioną mniejszość przeciwstawiono by - sztucznie wykreowanej - "zdrowej" większości o konserwatywnych poglądach. Jednym z symboli tego podejścia stał się baner wywieszony przez "nieznanych sprawców" na budynku popularnego moskiewskiego Domu Książki przy Nowym Arbacie. Przedstawiał on postaci stereotypowych humanoidalnych kosmitów i kilka znanych postaci rosyjskiej opozycji demokratycznej ze wspólnym podpisem: Obcy. I to było istotą propagandowej narracji kreowanej przez Kreml od początku 2012 roku.

Władimir Putin podczas Bożego Narodzenia w 2020 roku
Władimir Putin podczas Bożego Narodzenia w 2020 roku
Źródło: Getty Images

Liberalna rosyjska demokratyczna opozycja miała reprezentować obce, wrogie Rosji interesy i wartości, kojarzone z demonizowaną Europą, ogarniętą przez lewicowo-liberalny fanatyzm, którego eksponowanym elementem miała być zwłaszcza propaganda homoseksualizmu. Tej "Gejropie" kremlowska propaganda przeciwstawiała tradycyjne, zdrowe, ludowe i naturalnie konserwatywne "rosyjskie wartości" (pojęcie sztucznie stworzone i nigdy dokładnie nie zdefiniowane). Miały one odzwierciedlać rzekome przywiązanie do religii prawosławnej, do tradycyjnej rodziny, szacunku do władzy i afirmacji rosyjskiego patriotyzmu z wyraźnie imperialnym odcieniem. Zamysł tej socjotechniki był zatem prymitywny: chodziło o etykietowanie i zohydzenie ruchu demokratycznego i stworzenie wrażenia, że jest on wyalienowany z rosyjskiego społeczeństwa i stanowi prawdziwą "piątą kolumnę" wrogich zachodnich sił. 

W ślad za tym poszły stopniowe zmiany rosyjskiego ustawodawstwa, ze szczególnym uwzględnieniem ustawy (z 2013 roku) o zakazie "propagandy homoseksualizmu", coraz bardziej restrykcyjne stosowanie kar za obrazę uczuć religijnych czy wprowadzenie do szkół przedmiotu nauczającego podstaw kultury prawosławnej.

Nie miało przy tym znaczenia, że rosyjskie społeczeństwo prezentowało złożoną paletę postaw i przekonań. I mimo obecności poglądów etatystycznych i patriarchalnych nie cechowało się ani zbytnią religijnością, ani przywiązaniem do poglądów kojarzonych z konserwatyzmem. Przykładowo spośród mniej więcej 2/3 Rosjan deklarujących się jako wierzący prawosławni chrześcijanie (w zależności od badań określa się tak od 60 do nawet ponad 80 procent Rosjan), 1/3 potrafiła stwierdzić jednocześnie (choćby w badaniu Centrum Lewady sprzed czterech lat), iż nie wierzy w Boga, a odsetek regularnie praktykujących wynosi według badaczy maksymalnie kilka procent. Dochodziło przy tym do humorystycznych sytuacji, gdy partia władzy Jedna Rosja, niereprezentująca żadnej ideologii poza celem utrzymania obecnego reżimu, zaczęła organizować dla swoich działaczy kursy wiedzy o konserwatyzmie, jako że zaczęła się ona pozycjonować jako partia konserwatywna. 

Trzy poziomy działań

W kremlowskiej narracji konserwatyzm miał być od początku odpowiedzią na "zachodnią agresję przeciw Rosji", służyć demonizacji Zachodu w oczach rosyjskich obywateli, a także dowodzić odmienności i nieprzystawalności Rosji do zachodniego modelu liberalnej demokracji. Jednak kilka miesięcy po tym, kiedy uruchomiono projekt konserwatywny jako taktykę wewnątrzpolityczną, kremlowscy spindoktorzy doszli do wniosku, że warto podjąć także próbę wyjścia z nim za granicę. Taka była teza raportu przygotowanego przez jeden z prokremlowskich think tanków w 2013 roku.

To wówczas zaczęła się pierwsza próba lansowania Putina jako lidera światowego konserwatyzmu. Była ona adresowana do rosnących w siłę zarówno w Europie, jak i w USA partii i środowisk populistycznych, nacjonalistycznych i konserwatywnych. Kreml dostrzegał w nich potencjał pogłębiania podziałów politycznych, osłabiających państwa zachodnie, w większości postrzegane jako przeciwnicy. Z drugiej strony kalkulował, że będą one zwiększały swoje wpływy i przejmowały władzę, co - mając na uwadze ich pragmatyczne wobec Rosji (o ile nie prorosyjskie) postawy - rodziło nadzieje na stopniową ewolucję zachodniej polityki w kierunku korzystnym dla Moskwy. 

Putinowski "hybrydowy konserwatyzm" znajduje imitatorów
Putinowski "hybrydowy konserwatyzm" znajduje imitatorów
Źródło: Getty Images

Ten zagraniczny projekt konserwatywny został wkrótce zarzucony, gdy Rosja pogrążyła się w coraz głębszym konflikcie z Zachodem, zwłaszcza po agresji na Ukrainę w 2014 roku. Moskwa nie zaprzestała jednak systematycznego wspierania: politycznego, propagandowego, a niekiedy także finansowego wybranych partii w państwach zachodnich. Działania te umownie można podzielić na trzy poziomy. Przede wszystkim Kreml starał się budować kontakty z partiami rządzącymi w poszczególnych państwach zachodnich (głównie w Unii Europejskiej) niezależnie od ich ideologicznej orientacji, usiłując przy tym korumpować na różne sposoby ich polityków.

Tego typu kontakty odbywały się z reguły na najwyższych szczeblach. Na nieco niższym szczeblu Kreml budował kontakty (niekiedy nawet na najwyższym szczeblu, ale z reguły na poziomie rządzącej Jednej Rosji lub reprezentowanych w parlamencie ugrupowań tzw. systemowej opozycji) i wspierał te partie głównie, ale nie tylko prawicowe, co do których uważał, że mają szansę w przyszłości objąć władzę i przynajmniej współkształtować politykę państw i struktur zachodnich. Wreszcie na trzecim poziomie - nie Kreml czy inne części rosyjskiego rządu, ale wyznaczone prokremlowskie ugrupowania i organizacje rozwijały kontakty i próbowały koordynować ugrupowania skrajne, w tym ruchy radykalnie nacjonalistyczne czy separatystyczne. Nie chodziło tu tym razem o wspieranie ich drogi do władzy, na co z reguły nie miały szans, ale o traktowanie ich jako narzędzia dywersji, podsycania konfliktów i destabilizowania sytuacji wewnętrznej w państwach zachodnich.

Okno możliwości dla Kremla? 

Mimo głębokiego konfliktu między USA i UE a Rosją i zachodnich antyrosyjskich sankcji - Moskwa nie porzuciła nadziei na polityczne zmiany zgodne z jej interesem. Rosyjska propaganda, odzwierciedlająca jednak w dużym stopniu rzeczywistą percepcję kremlowskich elit, postrzega bowiem Zachód (a zwłaszcza Europę i Stany Zjednoczone) jako ogarnięty systemowym, wielopłaszczyznowym kryzysem - politycznym, gospodarczym, społecznym i moralnym.

Będąca jego elementem rosnąca polityczna polaryzacja, którą Rosja stara się aktywnie podsycać operacjami hybrydowymi z wykorzystaniem zmasowanych kampanii dezinformacyjnych, ma w tej optyce doprowadzić do politycznego przesilenia, osłabienia lub nawet rozpadu struktur zachodnich (UE i NATO), a przede wszystkim do załamania się sankcji przeciwko Rosji i rewizji polityki ważnych państw zachodnich w duchu "pragmatyzmu" i poprawy relacji z Moskwą. Wizja upadku Europy miesza się tu zatem z nadzieją na powstanie Nowej Europy, słabszej, podzielonej i prowadzącej w istocie prorosyjską politykę.

Wiele politycznych wydarzeń w Europie i USA w ostatnich latach podsyca na Kremlu przekonanie, że powyższy scenariusz jest realny i stopniowo się realizuje. Sukcesy partii radykalnych i populistycznych w Grecji, Hiszpanii i Włoszech, prorosyjska polityka rządzonych przez konserwatystów Austrii i Węgier, przynoszący poważne perturbacje brytyjski brexit, zamieszki żółtych kamizelek we Francji i wzrost popularności Frontu Narodowego w tym kraju, wzrost znaczenia partii populistycznych w Szwecji, Holandii i Niemczech, polityczny konflikt i zamieszki w USA czy wreszcie napięcia między władzami Polski a instytucjami i czołowymi państwami członkowskimi UE są przykładami tych, śledzonych w Moskwie z uwagą i nadzieją, zjawisk. 

Wałdajskie przesłanie Putina

Powyższe, wraz ze zbliżającymi się kolejnymi wyborami prezydenckimi we Francji i parlamentarnymi we Włoszech i Hiszpanii oraz wyborami do Kongresu USA, stały się tłem dla tegorocznego wystąpienia Putina na Forum Wałdajskim, wygłoszonego 21 października. Putin był tym razem bardziej "intelektualny" i mniej agresywny w formie niż zazwyczaj. Zaprezentował się jako intelektualista zatroskany o współczesną kondycję ludzkości. Odwołując się do klasyków rosyjskiej myśli konserwatywnej - Nikołaja Bierdiajewa, Iwana Iljina i Lwa Gumilowa - wygłosił swoisty manifest. 

Władimir Putin podczas Forum Wałdajskiego w 2021 roku
Władimir Putin podczas Forum Wałdajskiego w 2021 roku
Źródło: Getty Images

Stwierdził w nim, że ludzkość stoi przed globalnymi wyzwaniami (społecznymi, gospodarczymi, naturalnymi itp.), z którymi żadne państwo nie może poradzić sobie całkiem w pojedynkę. Na tym tle, jego zdaniem, rywalizacja geopolityczna traci na znaczeniu (sic!), a współczesny kapitalizm i system międzynarodowy oparty na dominacji Zachodu wyczerpał swoje możliwości i potrzebne jest wspólne poszukiwanie nowych rozwiązań. Przekonywał, że kryzys pandemiczny potwierdził kluczową rolę suwerennych państw narodowych w stosunkach międzynarodowych, a nikt nie zdejmie z państw kluczowej odpowiedzialności za bezpieczeństwo swoich obywateli. W poszukiwaniu odpowiedzi na wyzwania, zdaniem Putina, nie wolno ulegać radykalnym hasłom (rewolucjom) i radykalnym ideologiom (niewymienionym z nazwy: ekologizmowi, gender, LGBT, cancel culture). Alternatywą ma być "rozumny konserwatyzm", odwołujący się do poszanowania tradycji i stawiający w centrum człowieka. Należy w związku z tym, według Putina, dążyć do wypracowania nowych podstaw i zasad współpracy międzynarodowej. Drogą do tego powinno być m.in. wypracowanie (optymalnie na forum ONZ) katalogu zagrożeń i mapy drogowej współpracy w przeciwdziałaniu im. 

Kremlowska pułapka

Powyższe tezy wyraźnie wskazują, że Putin stawia na eksploatowanie narastającej polaryzacji politycznej i konfliktów wewnętrznych w państwach Zachodu i chce zaprezentować się jako "sojusznik" sił konserwatywnych, przeciwstawiających się "ekscesom" demoliberalizmu. Tradycyjnie w jego wystąpieniu pojawiły się też aluzje do konieczności znoszenia ograniczeń (sankcji) przeszkadzających we współpracy. Tym samym Putin, wykorzystując realne problemy i napięcia społeczne i polityczne, usiłuje je instrumentalnie wykorzystać. 

Czy może zatem dziwić, że kremlowska propaganda i powiązane z Kremlem osoby i struktury wspierają przykładowo chrześcijańskie ruchy obrony życia na Zachodzie, gdy w Federacji Rosyjskiej aborcja dozwolona jest na życzenie (do 12 tygodni, do 22 tygodni z powodów socjalnych i w każdym momencie ze wskazań zdrowotnych) i jest masowo stosowana jako narzędzie "kontroli urodzeń" (średnio pół miliona aborcji rocznie)? Albo że prokremlowskie media i sieci rozprzestrzeniają narrację zachodnich ugrupowań antyimigranckich i antyislamskich, gdy na Kremlu przyjmowani są liderzy Hamasu i Hezbollahu - islamskich organizacji uznawanych przez większość państw zachodnich za terrorystyczne, a prezydent Putin, gdy to jest politycznie wygodne (jak w 2003 roku), deklaruje, że Rosja jest częścią świata muzułmańskiego? 

Cały ideologiczny sztafaż wałdajskiego wystąpienia Putina jest zatem jeszcze jedną operacja maskującą w wykonaniu człowieka, którego życiorys sugeruje, iż jest bezwzględnym cynikiem i nihilistą. Działaniem podporządkowanym antyzachodnim celom polityki Kremla. Na tym tle nie przestaje dziwić, że mimo tego znajduje on w niektórych zachodnich środowiskach, w tym w Polsce, przychylny odbiór. Warto te środowiska przestrzec, aby nie stały się podobne gryzoniom chcącym połakomić się na ser, nie sprawdziwszy, czy znajduje się on w pułapce na myszy. 

Czytaj także: