- To jest historyczny moment - powiedział Dominik Kuc tuż po przekroczeniu progu Liceum Ogólnokształcącego w Boguchwale. "Historyczny", bo takiej szkoły na Podkarpaciu dotąd nie było. Poznajcie jedną z Najbardziej Przyjaznych LGBTQ+ szkół w Polsce.
- Nie obraź się, ale zapytam teraz absolutnie poważnie: czy w tej szkole w Boguchwale naprawdę jest tak fajnie i bezpiecznie, czy to tylko uczniowie strollowali swoich nauczycieli? - zapytałam Julię Pyzińską, niespełna 18-latkę z Dębicy na Podkarpaciu.
To było 16 maja w Warszawie, gdy przed gmachem stołecznego XXX LO im. Śniadeckich Julia i jej przyjaciele ogłaszali wyniki najnowszej edycji Rankingu Szkół Przyjaznych LGBTQ+. To inicjatywa, w której uczniowie oceniają, czy ich szkoła jest bezpieczna dla wszystkich - bez względu na płeć czy orientację. W tym roku głos oddało ponad 14 tysięcy nastolatków z około 2 tys. placówek.
To właśnie tamtego majowego dnia okazało się, że liceum w Boguchwale jest najbardziej przyjazną szkołą na Podkarpaciu i 15. taką w Polsce.
Miałam wątpliwości, bo choć od kilkunastu lat piszę o edukacji, nigdy wcześniej o tym liceum nie słyszałam. Sporo słyszałam za to o uchwałach anty-LGBT na Podkarpaciu, a i sama Julia wspominała wcześniej, że gdy zachęca uczniów ze swoich rodzinnych stron do głosowania w Rankingu, zdarzało się jej w odpowiedzi czytać homofobiczne wiadomości.
W tym roku Julia była koordynatorką Rankingu na ścianie wschodniej - w województwie podkarpackim, lubelskim i podlaskim. I z dużym zaangażowaniem przekonywała mnie: - Bardzo się cieszę, że udało się wygrać szkole w mniejszej miejscowości, bo wierzę, iż to miejsce wynika z autentycznego zaangażowania szkolnej społeczności.
- Ale czy na pewno? - nie dawałam za wygraną. Mając cały czas w pamięci, że ubiegłoroczna edycja Rankingu zupełnie się na Podkarpaciu nie udała. Żadna szkoła z tego województwa nie zdobyła minimalnej liczby głosów, by w nim w ogóle zaistnieć. A co dopiero mówić o liceum w mniej więcej 6-tysięcznej Boguchwale.
- Nie przekonasz się, jeśli tam z nami nie pojedziesz - zawyrokowała przytomnie Julia.
Więc pojechałam.
Tęczowa parasolka
Najpierw do Rzeszowa. Pociągiem.
26 maja na dworcu, który od wielu tygodni stanowi też punkt pierwszej pomocy dla uchodźców z Ukrainy, nie jest już tak tłoczno, jak wcześniej mogłam zobaczyć na naszej antenie. Ale wciąż można tu usłyszeć miks wielu europejskich języków. Spotykam na przykład przybyłych z pomocą Ukraińcom Niemców i Belgów. A płynnie mieszające się polski, ukraiński i rosyjski to już na tym dworcu standard.
Nic dziwnego. Według danych samorządowych w Rzeszowie - 35 procent mieszkańców to teraz właśnie Ukraińcy.
Na dworcu spotykam też Julię Pyzińską (przyjechała z Dębicy) i Dominika Kuca (z Warszawy), który w 2018 roku, jeszcze będąc licealistą, ideę Rankingu wymyślił. Razem ruszamy do Boguchwały, żadne z nas tam dotąd nie było.
O miejscowości wiedziałam wcześniej niewiele. Właściwie tylko to, że w czwartej lidze piłkarskiej, w grupie podkarpackiej, gra tu Izolator Boguchwała. - Izolator Boguchwała to drużyna jest wspaniała! - zaintonował jeden ze znajomych, gdy powiedziałam, gdzie się wybieram. Więcej informacji nie szukam, nie chcę się nastawiać na to, co powinnam usłyszeć czy zobaczyć.
Stadion to pierwszy punkt, który zobaczyliśmy po przyjeździe na dworzec kolejowy autobusem komunikacji zastępczej, na trasie trwa właśnie remont trakcji. Boguchwała to w praktyce przedmieścia Rzeszowa, kilkanaście minut. Można dojechać też podmiejskim autobusem.
Za stadionem mijamy zaskakująco duży jak na tak małe miasteczko cmentarz. Przed nim starsza kobieta pod tęczową parasolką. To musi być pierwszy znak! Nikt nie krzyczy, nikt nie przegania, a przecież tęcza w tym kraju wywołuje różne reakcje. Starsza pani spokojnie sprzedaje zioła.
- Będzie dobrze, będzie dobrze, sukces tego liceum to nie może być żart - powtarzam sobie w głowie, nie dzieląc się już obawami z Julią i Dominikiem.
Kolejny ważny punkt wycieczki - zabytkowy kościół parafialny św. Stanisława. Z Wikipedii dowiem się, że pochodzi z XVIII wieku. Majestatyczny budynek, którym - jak się okaże - w ogóle nie będę się już tego dnia interesować.
Szczęka opada mi do podłogi, gdy go mijamy, i okazuje się, że szkoła, którą przyjechaliśmy nagrodzić, znajduje się w pałacu! Nie będę tej szczęki mogła podnieść przez kilka najbliższych godzin. I nie tylko z powodu architektury.
Farba odpada, ale i tak jest kolorowo
- Czy to delegacja z Warszawy? - od progu wita nas dwóch mężczyzn w marynarkach. To dwóch historyków - dyrektor liceum dr Michał Figura oraz nauczyciel dr Artur Wiktor. Tytuł naukowy w pokoju nauczycielskim ma tu kilkanaście osób, a hiszpańskiego uczy Meksykanin.
Gdy potwierdzamy, obaj uśmiechają się promiennie. - Już wołamy samorząd, bo wy chyba przede wszystkim do nich. Witamy na Podkarpaciu - mówi Wiktor.
I już po kilku chwilach jesteśmy znów na dworze, tym razem z drugiej strony zabytkowego budynku. Uczniowie siedzą tu na kamiennych murkach. Okoliczna zieleń aż bije po oczach. Jest magicznie. I to jak! Widok może nie przypomina Hogwartu, do którego chodził Harry Potter, ale obrazki z prestiżowych anglosaskich szkół, które znamy z filmów - jak najbardziej. Oczywiście, gdyby tylko farba na ścianach się nie łuszczyła ("przykro nam, że pewne elementy są zaniedbane" - komentuje dyrektor), ale nie to jest tu najważniejsze.
- Cieszymy się, że nas doceniono. To znak, że idziemy dobrą drogą - zaczyna dyrektor. Grupa kilkunastu uczniów z samorządu kiwa głowami. - Stawiamy przede wszystkim na to, żeby być szkołą przyjazną uczniowi, bo to on jest centrum naszego zainteresowania. Oczywiście chodzi o dydaktykę i dobre wyniki nauczania, ale ich nie ma, gdy uczniowie się źle czują. Trzeba patrzeć szeroko. Ważne jest to, żeby każdy czuł się tu bezpiecznie - podkreśla.
I zaraz dodaje: - Mój poprzednik mówił, że to ma być miejsce, które daje szansę rozwoju i uczniom, i nauczycielom. Ci, którzy odpowiedzieli na to swoiste wyzwanie, chyba tego nie żałują.
Co znaczy szkoła przyjazna?
- Nie dyskryminuje.
- Akceptuje.
- Pozwala ci być sobą.
- Nie ocenia. No, chyba że ewentualnie sprawdziany.
Wymieniają w rozmowie z nami kolejni uczniowie. A ja chcę wiedzieć więcej. Najpierw o historii.
Chwała Bogu, czy jakoś tak było
Gdy pytamy, co tu było wcześniej i skąd się wzięła nazwa Boguchwała, dyrektor od razu przekazuje pałeczkę nauczycielowi Arturowi Wiktorowi. - Obaj jesteśmy regionalistami, ale kolega jest starszy - uśmiecha się grzecznie.
Najpierw więc wersja nauczycielska.
- Proszę państwa, to jest dworek, który kiedyś był własnością rodziny Lubomirskich, która miała też Rzeszów i Łańcut - zaczyna, jakby całe życie czekał na ten moment, a uczniowie momentalnie zaczynają słuchać go tak, jakby mieli usłyszeć tę opowieść po raz pierwszy. - To była rodzina swoimi konotacjami sięgająca Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Lubomirski Konstanty Teodor był wojewodą krakowskim i tutaj chciał sobie zrobić taką letnią rezydencję, a przy okazji tę miejscowość podnieść do rangi miasta. To był XVIII wiek, dosłownie chwilę przed rozbiorami, więc wszystkie te plany się rozmyły, gdy tu weszli Austriacy. Prawa miejskie ta miejscowość miała przez jakieś 50 lat. Legenda mówi, że właściciel grzeszył dużo i zmienił nazwę na Boguchwała, by tym grzechom zadośćuczynić - dodaje.
Jakieś dwie godziny później dzięki pierwszoklasistce Adzie Mościckiej ("jak dawny prezydent") poznamy wersję uczniowską. - Podobno właściciel zastawił swój dom tutaj w czasie gry w karty i gdy jednak wygrał, to krzyknął: "Chwała Bogu!". A potem ktoś to przekręcił. I tak już zostało.
Miejscowość wcześniej nazywała się Piotraszówka lub Pietraszówka.
Pałacyk, w którym dziś działa szkoła (z filarową barokowo-rokokową galerią), miał przez stulecia różnych właścicieli. Przez chwilę miała go rodzina Ustrzyckich - to "ci od Ustrzyków Górnych i Dolnych". Później Staszewscy - znani w Krakowie, szczególnie Florian - fotograf, który ma swoje miejsce na Plantach. Na początku XIX wieku trafił w ręce "bogatych nafciarzy" - Suszyckich.
- Niestety, to nie były takie złoża, jak ma dziś Norwegia, która mogłaby się z nami trochę podzielić, ale nie będę wchodził na politykę - ucieka w dygresję nauczyciel. I zaraz wraca do opowieści: - W czasach Lubomirskich istniał tu drugi pawilon mieszkalny, podobny do tego, w którym my dziś mamy siedzibę. Niestety, w czasie kłótni rodowych o majątek ktoś tę część najpewniej podpalił - dodaje.
- A ta druga część bardzo by się nam dziś przydała - wzdycha dyrektor. - Ten budynek żyje nami i z nami szczęśliwie od 2010 roku. Miał taki okres niebytu wcześniej. Jak zaczynaliśmy, to było tutaj ledwie około 20 osób przyjętych w pierwszym naborze. Teraz jest ponad 200 uczniów i uczennic. Niektórzy mówią, że to malutkie liceum, ale właśnie to pomaga budować przyjazną, rodzinną atmosferę. Każdy każdego zna. Nauczyciele nie są wyalienowani, tylko są częścią tej społeczności - zapewnia.
Piąta rano to dla nich nie noc
Potwierdzenia dostarczają nam uczniowie i uczennice, którzy zabierają nas na wycieczkę. Najpierw po szkole, a później po miasteczku. Prym wiodą trzy dziewczyny: wspomniana już Ada Mościcka - najmłodsza, 14-letnia, bo naukę zaczęła jako sześciolatka; inna pierwszoklasistka - Karolina Szczudło oraz przewodnicząca szkolnego samorządu, ucząca się w trzeciej klasie - Joanna Kuś. To one decydują, gdzie idziemy i co usłyszymy. Nikt z nauczycieli się już nie wtrąca.
Zanim oddam im głos, jeszcze chwila dla dyrektora, który opowiada, że szkoła od samego początku słynie z innowacji.
- Gdy zaczynaliśmy, każdego ucznia wyposażyliśmy w laptop, a to były czasy, gdy wiele szkół nie miało nawet porządnych pracowni komputerowych - zastrzega dyrektor. - Potem wprowadziliśmy tablety, następnie postawiliśmy na kształcenie dwujęzyczne z angielskim, a od dwóch lat mamy klasy, które będą mogły zdawać maturę międzynarodową. My po prostu podążamy za potrzebami uczniów i cały czas idziemy, idziemy, idziemy do przodu. Staramy się, żeby byli z nas zadowoleni, żeby chcieli tu przychodzić, polecać kolejnym osobom - zapewnia.
W szkole nie działają tradycyjne profile. Każdy uczeń może rozszerzać te przedmioty, na których mu szczególnie zależy i które go interesują. - Każdy uczeń projektuje własną ścieżkę rozwoju edukacyjnego - słyszę. I choć większość wybiera raczej tradycyjnie, to w Boguchwale są i tacy, którzy mają równocześnie rozszerzoną matematykę i język polski czy biologię z informatyką. Niektóre lekcje odbywają się w grupach po pięć, sześć osób.
W efekcie większość uczniów wcale nie jest z Boguchwały. Dojeżdżają z małych mniej lub bardziej okolicznych miejscowości - jak Ada, która na co dzień mieszka w liczącym około 800 mieszkańców Gliniku Charzewskim, czy Joanna z niespełna trzytysięcznego Czudca. Obie miejscowości są powiecie strzyżowskim, a dziewczyny muszą wstawać około piątej rano, by zdążyć na lekcje.
Nie ma tu bursy czy akademika, ale niektórzy wynajmują pokoje w sąsiadującym ze szkołą hotelu. Nie brakuje też uczniów, którzy codziennie dojeżdżają do boguchwalskiego liceum z pobliskich miast, w tym Rzeszowa.
Wśród nich jest Karolina, która w Polsce mieszka dopiero od pięciu lat. Przeprowadziła się tu z rodziną z Florydy. - Już przywykłam do polskiej pogody i niepogody - śmieje się. - Dlaczego nie liceum w Rzeszowie? Siłą rzeczy jestem dobra z angielskiego, ale w Rzeszowie szkoły, które go dobrze uczą, są raczej dla ścisłowców, a ja jestem humanistką. Dlatego postanowiłam dojeżdżać do Boguchwały - odpowiada perfekcyjną polszczyzną Karolina.
W szkole uczy się dziś kilkudziesięciu uczniów z Ukrainy i Polaków, których rodziny w ostatnich latach powróciły z emigracji.
- Wstajemy około piątej, rzeczywiście, ale co z tego? - mówi Joanna. - Gdybym chciała dojeżdżać do Rzeszowa, musiałabym wstawać równie wcześnie. Ale czy szkoła miałaby podobny klimat? Wątpię.
W podobnym tonie wypowiada się dyrektor: - To dla nas wielkie wyróżnienie. Gdyby szukać tylko szkoły dobrej ze względu na wyniki, czy jakiejś szkoły tak po prostu, z pewnością można wybrać taką jak najbliżej domu. Bez wkładania tego dodatkowego wysiłku organizacyjnego i finansowego, który podejmują nasi uczniowie - zauważa.
Wspólne toalety, własne kubki
Ten "klimat", o którym mówiła Joanna, próbuję jakoś uchwycić w czasie naszej wycieczki.
Punkty charakterystyczne szkoły: sala balowa przerobiona na salę lekcyjną i inne z kolumnami w dziwnych miejscach, na ścianach obrazy namalowane w czasie wakacyjnych plenerów w pałacu, obok tablic - rzeźby.
Na korytarzach - pluszowe kanapy. W jednej z łazienek - wanna, można z niej korzystać, ale chętnych raczej nie ma.
Szatnię w podziemiach dworku, a właściwie rzędy szafek jak w amerykańskich filmach, nazywają tu Hadesem.
- Tylko dwie toalety mamy podzielone na płcie, reszta jest ogólnodostępna - mówi w czasie oprowadzania Joanna.
A Ada wtóruje jej radośnie: - Płeć nie ma znaczenia, nie tylko wtedy, gdy chcesz załatwić swoje potrzeby. W tej szkole nie ma znaczenia w ogóle. Możesz być, kim chcesz - dodaje.
Pytam, czy nie obawiają się krytyki ministra edukacji Przemysław Czarnka. Kilka dni przed naszą wizytą w Boguchwale ten na wieść, że w LXXV Liceum Ogólnokształcącym im. Jana III Sobieskiego Warszawie powstały toalety dla uczniów niebinarnych i transpłciowych, powiedział: - Szaleństwo postmodernizmu i neomarksizmu.
- Przecież to nic innego jak toalety koedukacyjne. Ktoś to panu ministrowi powiedział? - usłyszałam od nastolatków.
Ale odpowiedź brzmi: nie, nie boją się.
Z czego są dumni? Dyrektor z tego, że ksero na korytarzu jest ogólnodostępne i wszyscy mogą z niego korzystać bezpłatnie. Uczniowie, że równie dostępny jest czajnik.
I w korytarzu stoi szafka, w której każdy uczeń, jeśli tylko chce, może trzymać swój kubek.
To uczniowie decydują, co wisi na ścianach i w szkolnych gablotach. Przed wejściem do sekretariatu specjalnie powiesili plakat skierowany do rodziców. - Czekają tu na wejście, więc na pewno przeczytają - mówi Ada. Co przeczytają? Żeby wierzyli dzieciom, gdy te mówią im, że mają jakieś trudności psychiczne.
Po co ten Ranking?
Dominik Kuc, wręczając dyplom uczniom i uczennicom z Boguchwały i gratulując całej społeczności sukcesu w Rankingu, mówił: - Uczniowie, gdy wybierają szkoły ponadpodstawowe, zwykle patrzą na profil, na to, czego będą się uczyć, chcieliby też się dowiedzieć czegoś o atmosferze. Ale gdy się o nią pytało na przykład podczas spotkań w ramach tak zwanych dni otwartych, wszędzie słyszało się to samo: zgrana szkoła, zgrana klasa, dużo wycieczek i dyskotek. To, czy to jest prawda czy nie, trudno było zweryfikować. Kwestie związane z dyskryminacją zbadać było jeszcze trudniej. A myślę, że wielu młodych ludzi, i mówię to jako osoba, która trzy lata temu skończyła liceum, chciałoby o tym wiedzieć więcej. Bo dla nich jest ważne, czy sukcesy naukowe zdobywa się w wyścigu szczurów i niemiłej atmosferze, czy w bezpiecznej, przyjaznej przestrzeni.
Julia Pyzińska, koordynatorka Rankingu na Podkarpaciu, jeszcze pod koniec kwietnia mówiła mi o swojej pracy przy Rankingu. - To nie jest łatwe, nawet dziś dostałam w odpowiedzi na zaproszenie do akcji wiadomość "zakaz pedałowania", ale nie zniechęci mnie to do bycia sojuszniczką. Co mnie motywuje? Świadomość, że ja też w każdej chwili mogę stać się mniejszością. Każdy może.
W maju w Boguchwale Julia mogła się już tylko uśmiechać: - Bardzo chciałabym wam podziękować, że z waszej szkoły dostawałam tylko pozytywne wiadomości. Jesteście zaangażowani i wierzę, że tworzycie przyjazną atmosferę. Chodzę po tych korytarzach i ciągle mówię: "no, niemożliwe".
Ty decydujesz, z kim idziesz na studniówkę
O miejscu w Rankingu decydowały ankiety wypełnione przez uczniów i uczennice. Pytań było wiele. Czy na studniówkę mogą przyjść pary homoseksualne? Czy nauczyciele zwracają się preferowanymi zaimkami i imionami do osób transpłciowych i niebinarnych? Czy za tęczową przypinkę możesz mieć kłopoty? Czy szkoła obchodziła Tęczowy Piątek? Czy w twojej szkole pracuje chociaż jedna osoba, na którą możesz liczyć w sytuacji dyskryminacji czy przemocy?
- U nas to wszystko po prostu działa, jest, nikogo nie oburza i nie szokuje. Nie ma tematów tabu. Nikt się nie musi buntować, bo nie ma przeciw czemu i komu. Pary jednopłciowe chodzą po korytarzach za rękę, bo to pary jak każde inne - mówi Karolina.
Historyk Artur Wiktor dodaje: - Wiemy, jaki jest stereotyp Podkarpacia i że patrząc od Wisły na wschód, to tu musi być jakiś zaścianek. Ale miejsca tworzą ludzie, bez względu na podział administracyjny kraju. Wiem, co mówię, bo oprócz historii uczę też wiedzy o społeczeństwie. I sam cały czas się uczę. Gdy niedawno jeden uczeń powiedział mi: "proszę pana, niech pan używa dobrych zaimków", to pomyślałem tylko "muszę się upewnić, co to te zaimki". Zapytałem w domu żony, wyjaśniła mi i mówię już dobrze - dodaje żartobliwie. Do tego ucznia - Vincenta - zwraca się dziś tak, jak ten sobie tego życzył. Inni nauczyciele również.
Historyk dobrze pamięta też dzień, w którym poznał bojowo nastawioną do świata Adę. - To było 5 września, przyszła do szkoły w takiej bluzie ścieralnej z napisem Metallica. I co ci powiedziałem, no? Super, Ada, słuchamy tej samej muzyki. Tak to już jest u nas - podsumowuje.
A dyrektor mu wtóruje: - Sporo naszych dzieci to uczniowie z doświadczeniem migracyjnym. Zetknęli się z innymi kulturami, innymi systemami edukacyjnymi, podejściem do ludzi, realiami socjologicznymi. I to fajne jest. Bo to ubogaca całą naszą społeczność. Ich plany życiowe są szerokie. Wiele osób już na starcie mówi nam, że chce studiować za granicą, a świat dla nich nie kończy i nie zaczyna się na Podkarpaciu. Ten świat nie jest dla nich czarno-biały - dodaje.
- Wasz jest nawet tęczowy! - cieszy się Dominik Kuc.
Może schowaj miecz i porozmawiajmy
O stereotypach rozmawiamy też poza szkołą, przy pizzy.
- Z Podkarpacia próbowali zrobić strefę wolną od LGBT, ale politycy mogą sobie mówić, co chcą. Nie uda im się nas przerobić - mówi Karolina.
- Strefy wolne od LGBT? Aż nie wiem, co powiedzieć - wzdycha Ada. I po chwili podsumowuje: - Jest XXI wiek, a nie XI.
Uśmiecham się i kiwam głową. Wiem, że skądś znam ten wers. Wracając do Warszawy, szukam go w zakamarkach pamięci. I w końcu mam! To właśnie raper Białas nawija w kawałku "Drift":
"Jest XXI wiek, a nie XI Tak że może schowaj miecz i porozmawiajmy Ludzie pełni nienawiści i agresji To niedowartościowanie i kompleksy"
Nucę to sobie w pociągu, ale myślami znów wracam do Boguchwały, gdzie ani uczniowie, ani nauczyciele kompleksów zdecydowanie nie mają.
Tymczasem Boguchwała mogłaby w ogóle nie mieć t a k i e g o liceum. W zasadzie mogłaby nie mieć żadnego. Przepisy oświatowe i samorządowe zakładają, że gminy odpowiadają tylko za szkoły podstawowe. Licea, technika i szkoły branżowe to już sprawa powiatu (Boguchwała jest w powiecie rzeszowskim). Większość samorządów, gdyby tylko mogła, zrezygnowałaby z prowadzenia edukacji, bo od lat wiadomo, że na prowadzenie szkół subwencji od państwa jest za mało.
Dlaczego więc w Boguchwale jest inaczej i to właśnie gmina postanowiła prowadzić liceum?
- To kwestia myślenia o przyszłości, o mieszkańcach i ich dobru - mówi dyrektor szkoły. - Jeśli chcemy się rozwijać, a nie zwijać. Jeśli ludzie mają myśleć o tym miejscu jako o swoim miejscu na ziemi, muszą dostawać szanse. Ja na przykład nie pochodzę z Boguchwały, jestem tu z wyboru - dodaje.
Mała szkoła, która uczyłaby tylko dzieci z Boguchwały, finansowo nie miałaby prawa się utrzymać. Ale szkoła, która ściąga młodzież z całego regionu, ma szansę rozkwitnąć.
Boguchwała daje przykład
Poza tym na biednych nie trafiło. Boguchwała jest ośrodkiem przemysłu elektrotechnicznego i energetycznego. W mieście znajdują się Zakłady Porcelany Elektrotechnicznej ZAPEL S.A. oraz Instytut Energetyki.
Właśnie - "miasto". Boguchwała została nim ponownie dopiero całkiem niedawno - w 2008 roku. Liceum uruchomiono w 2010 - to pierwsza szkoła ponadpodstawowa w historii tej miejscowości.
Na jej stronie czytamy: "Ponowne nadanie praw miejskich było zapewne tym momentem w historii Boguchwały, kiedy zaczęto realnie myśleć o tym, w jaki sposób wypełnić jej municypalny charakter oraz dopełnić ten obszar - poza oficjalnymi organami i strukturami administracyjnymi - cechami typowo miejskimi".
To nie tylko szkoła. Od 2014 roku centrum miasteczka przechodzi dynamiczne przemiany. Zabłocony plac w centrum, leżący tuż obok liceum, kilkadziesiąt metrów od drogi krajowej, która przecina Boguchwałę, przemieniono w wizytówkę miejscowości. W zabytkowym, odremontowanym spichlerzu działa świetna restauracja, w której pracę znajdują osoby w "niekorzystnej sytuacji życiowej" i "wykluczone z rynku pracy". Na co dzień uczniowie chodzą raczej do tańszej pizzerii, ale nas odsyłają do spichlerza, z którego są bardzo dumni. Obok jest nowy skatepark, plac zabaw dla młodszych dzieci, siedziba miejskiego domu kultury. Tu licealiści chodzą na naukę tańca, którą można wybrać w ramach zajęć z wychowania fizycznego; nie, szkoła w pałacyku nie ma swojej sali gimnastycznej. Jest też społeczna kawiarnia, mieszkańcy stworzyli ją, bo chcieli się gdzieś spotykać.
Gdy pytam ich o to, co im się w mieście udało, nazywają szkołę lokalną chlubą. Wymieniają ją zaraz po spichlerzu, zdecydowanie rzadziej mówią o drużynie Izolatora. I wszystko pięknie, mam jednak i łyżkę dziegciu.
Sukcesu w Rankingu Szkół Przyjaznych LGBTQ+ na stronie miasta do dziś nikt nie odnotował. Spośród mediów zrobiła to tylko rzeszowska "Gazeta Wyborcza".
- Będzie lepiej - przekonuje mnie Julia. - Z jednej strony widzimy na całej ścianie wschodniej, że brakuje edukacji równościowej i seksualnej. Nawet w Lublinie tylko 11 procent osób, które wypełniło naszą ankietę, kojarzyło jakieś akcje równościowe i afirmacyjne. Ale z drugiej strony, coraz częściej udaje się zorganizować tu marsze równości, na przykład 4 czerwca pierwszy taki przejdzie przez Sanok. W tym roku w Rankingu Szkół Przyjaznych LGBTQ+ jest 11 szkół ponadpodstawowych z Podkarpacia. Boguchwała daje świetny przykład, a po wizycie tutaj jestem przekonana, że ma wszystko, by za rok nawet wygrać i być najbardziej przyjazną szkołą w Polsce - dodaje.
- Wiadomo, inne szkoły nie mają do nas podjazdu - słyszę na pożegnanie od Ady.
Autorka/Autor: Justyna Suchecka
Źródło: Magazyn TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Justyna Suchecka