Premium

Autor książki o współpracy CIA z wywiadem PRL: poszerzenie NATO było potrzebne Polsce

Zdjęcie: Sergio Delle Vedove/Shutterstock

Polska ma należne miejsce w zachodnim sojuszu, poszerzenie NATO to była słuszna decyzja - ocenia w rozmowie z Jackiem Stawiskim wieloletni dziennikarz "Washington Post" John Pomfret. - To kompletnie niszczy argumentację niektórych w Ameryce, że rozszerzenie NATO to powód, dla którego Rosjanie zachowują się paranoicznie. To bzdura. Poszerzenie NATO było potrzebne Polsce i szerzej dla bezpieczeństwa europejskiego - dodał.

John Pomfret jest wielokrotnie nagradzanym dziennikarzem "Washington Post". Miesiąc temu ukazała się jego książka "Pozdrowienia z Warszawy. Polski wywiad, CIA i wyjątkowy sojusz". Pomfret opisuje w niej szczególne relacje CIA i polskich służb, w tym słynną operację wywiezienia przez funkcjonariuszy polskiego wywiadu amerykańskich oficerów z Iraku w 1990 roku. Opisuje także współpracę Polski i USA w dobie wojny z terroryzmem. Z rozmowie z Jackiem Stawiskim mówi m.in. o stosunku Amerykanów do oficerów PRL-owskiego wywiadu, którzy po upadku komunizmu rozpoczęli służbę w wolnej Polsce i o tym, jak zbierał informacje do książki.

Jacek Stawiski: Co doprowadziło pana do zajęcia się tematem relacji między oficerami służb PRL i potem III RP a amerykańską CIA?

John Pomfret: Zawsze byłem zainteresowany społeczeństwami postkomunistycznymi. Spędziłem długi czas w Chinach, spędziłem długi czas w Europie Wschodniej, głównie w byłej Jugosławii i widziałem zniszczenia w tym kraju. Kiedy przebywałem w byłej Jugosławii, dziennik "Washington Post" miał siedzibę w Warszawie. Co jakiś czas redakcja pozwalała mi wyjechać ze strefy wojennej i powrócić do Warszawy, co pozwalało mi przespać się w łóżku. Miałem się wyciszyć i potem znowu wracać do strefy wojennej. Usłyszałem o słynnej operacji służb polskich i CIA, usłyszałem o tym w 1995 roku. O operacji powstał w Polsce film fabularny.

Zaintrygowało mnie to z powodu ludzi, którzy byli zaangażowani w tę operację. Właściwie to były grupy ludzi. Wśród nich byli oficerowie komunistycznego wywiadu, którzy chcieli udowodnić, że mogą być lojalni wobec nowego państwa polskiego. Byli tacy ludzie jak Andrzej Milczanowski i Krzysztof Kozłowski, którzy chcieli udowodnić, że ich pomysł niewyczyszczenia całkowicie komunistycznych służb był dobrym pomysłem. I byli ludzie, tacy zresztą jak oni, którzy chcieli udowodnić, że Polska może być dobrym sojusznikiem w ramach nowego systemu. To oznaczało, że każdy miał coś do udowodnienia. Gdy zacząłem badać tę historię, wydała mi się bardzo znacząca dla wszystkich tych grup zaangażowanych w operację. Było wielu ludzi w Solidarności, którzy mówili: "zwolnijcie wszystkich z komunistycznych służb, to będzie kara".

Ci, którzy tak mówili, mieli swoje racje…

Oni mieli swoje racje, oczywiście! To, co się stało podczas rządów komunistycznych, to było okropne i autorzy takich głosów mieli swoje racje. Ale byli i tacy, którzy mówili, że jeśli wyrzucimy wszystkich, to będziemy mieć kontrrewolucję i to będzie nawet gorsze. Wraz z badaniem historii współpracy polskich służb i CIA opowieść stawała się coraz bardziej interesująca. Po stronie amerykańskiej były różne grupy, które miały także różne interesy. Byli ci, którzy, tak jak prezydent George Bush senior, nie chcieli radykalnej rewolucji w Europie Wschodniej. Stanął w obliczu epickiej zmiany w Europie Wschodniej, ale chciał, żeby przebiegała stabilnie. On także wierzył w konieczność nieantagonizowania komunistów. To jest interesujące, ponieważ jego syn potem w Iraku popełnił błędy, których w Europie Wschodniej wcześniej nie popełnił jego ojciec.

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam