Potencjalnie - 270 miliardów złotych. Już sam fakt uruchomienia tej gigantycznej kasy doprowadziłby do umocnienia złotego i ograniczenia galopującej, szkodliwej drożyzny - przekonuje Jacek Rostowski, były minister finansów, w "Rozmowach polsko-niepolskich".
Posiada zarówno obywatelstwo polskie, jak i brytyjskie. Wychował się i przez większość życia mieszkał w Wielkiej Brytanii. Przez ponad sześć lat (od 2007 do 2013 roku) był ministrem finansów w dwóch rządach Donalda Tuska. Odszedł z funkcji po fali krytyki, m.in. związanej z przenoszeniem funduszy z OFE do ZUS.
Jego diagnoza na obecny kryzys jest prosta: - Mamy dwa efekty: inflację, którą rozkręcił Glapiński, drukując nieprzebrane ilości gotówki, oraz kryzys energetyczny, który rozpętał Putin i który już uderza w aktywność gospodarczą, czyli w zatrudnienie i płace.
Jacek Tacik: Kilka cytatów z prasy: "Balcerowicz ostrzega: grozi nam węgierski scenariusz", "Balcerowicz atakuje PiS: grozi nam grecki scenariusz", "Balcerowicz: Glapiński myśli, że NBP jest jak Fed, a grozi nam scenariusz turecki", "Raport ekonomistów: grozi nam scenariusz rumuński".
Jacek Rostowski: Nie wiem, o co chodziło w przypadku scenariusza rumuńskiego, ale wszystkie są negatywne.
I żaden się nie sprawdził.
To nie były moje przepowiednie. Ale przyzna pan, że mamy bardzo poważne problemy. Więc uporządkujmy.
Z jednej strony mówimy o galopującej drożyźnie, którą rząd i prezes (NBP Adam - red.) Glapiński rozpętali podczas pandemii, kiedy drukowali pusty pieniądz, co w pewnej mierze było zrozumiałe, ale jednak mocno przesadzili.
Galopująca drożyzna, z którą mamy dzisiaj do czynienia, składa się co najmniej z dziesięciu procent tak zwanej inflacji bazowej. To jest część, którą zawdzięczamy obecnej władzy. Dla mniej zamożnych jest ona jeszcze wyższa. Muszą kupować rzeczy pierwszej potrzeby. Nie mieli wcześniej jak oszczędzać.
Na drożyznę wpływa jeszcze kryzys energetyczny, który jest wynikiem działań Rosji przeciw Zachodowi.
Który scenariusz nam grozi?
Jest kilka horyzontów czasowych i kilka kryzysów, które nakładają się jeden na drugi.
To ile?
Pięć lub sześć.
Czyli?
Galopująca drożyzna wymknęła się spod kontroli prezesowi Glapińskiemu i PiS-owi. I z tego powodu przypomina to wariant turecki, ale z niższym nasileniem. W Turcji poziom inflacji przekroczył de facto 100 procent.
W Polsce to 16 procent [rozmowa odbyła się jeszcze przed ogłoszeniem, że inflacja przekroczyła 17 procent - red.]. Jednak dla mniej zamożnych, także znacznej części klasy średniej, którzy większą część swojego dochodu wydają na żywność, ogrzewanie, koszty mieszkania i transportu, to już 25 procent, a może i 30 procent, i więcej. Jesteśmy daleko od Turcji, ale idziemy jej śladem.
Reakcją PiS na drożyznę są kolejne transfery socjalne: czternasta emerytura, dodatek węglowy, dodatek gazowy, wakacje kredytowe. Już nie będę wspominał o programie 500 plus. Za czasów PO-PSL, gdy pan był ministrem finansów, słyszałem tylko, że trzeba oszczędzać, zaciskać pasa, i że nie ma pieniędzy.
Tylko raz powiedziałem, że nie ma pieniędzy i wtedy już dwa lata nie byłem ministrem finansów. Było to w noc wyborczą w 2015 roku i chodziło mi o to, że nie ma ich na obietnice PiS składane podczas kampanii wyborczej. I okazało się, że miałem rację. Partia Kaczyńskiego miała pomóc frankowiczom, a nie pomogła. Przyrzekła, że 500 plus będzie na każde dziecko, a uruchomiła to dopiero na miesiąc przed końcem kadencji i kolejnymi wyborami!
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam