21-letni kierowca karetki transportowej zginął na miejscu, 26 osób trafiło do lubuskich szpitali - to bilans wypadku na obrzeżach Zielonej Góry. To, dlaczego doszło do tej tragedii, ma wyjaśnić śledztwo. Prokuratura zdradziła wstępne ustalenia. Wiadomo, że zabezpieczono nagranie z chwili wypadku.
Prokuratura wszczęła postępowanie w sprawie tragicznego wypadku w Zielonej Górze. Według wstępnych ustaleń policji autobus PKS-u jadący w kierunku Krosna Odrzańskiego zderzył się z jadącym w przeciwnym kierunku busem transportu medycznego. Okoliczności wypadku, w którym zginęła jedna osoba, a 26 trafiło do szpitali, bada policja pod nadzorem prokuratury.
- Ze wstępnych oględzin miejsca zdarzenia oraz z przyjętych relacji świadków zdarzenia wynika, że samochód zaopatrzenia medycznego zjechał na pas ruchu autobusu i doszło do czołowo bocznego zderzenia. W wyniku tego autobus zjechał do rowu, natomiast bus medyczny uległ znacznemu zniszczeniu - mówi TVN24 Zbigniew Fąfera, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze.
Postępowanie jest prowadzone z artykułu 173 Kodeksu karnego, który dotyczy spowodowania katastrofy w ruchu lądowym. Z informacji przekazanych przez prokuraturę wynika, że służby zabezpieczyły również nagranie z momentu wypadku, które może być kluczowe dla wyjaśnienia sprawy.
Gotowi na wszystko
Łącznie w wypadku brały udział 53 osoby. 52 jechały autobusem liniowym PKS-u, a jedna karetką transportu medycznego. To właśnie kierowca drugiego z tych pojazdów poniósł śmierć. - Policjanci otoczyli wszystkich uczestników opieką psychologiczną, zapewnili wodę i udzielali wszelkich informacji. 26 osób zakwalifikowanych przez lekarza jako wymagające natychmiastowej pomocy zostało odwiezionych karetkami, a 3 z nich, w tym kierowcę autobusu, przetransportowano śmigłowcami do różnych szpitali - przekazał Marcin Maludy, rzecznik lubuskiej policji.
Szpital przygotowany na "hekatombę"
Poszkodowanych zabrano do placówek w Zielonej Górze, Nowej Soli, Żarach, Krośnie Odrzańskim i Poznaniu. - Byliśmy przygotowani na hekatombę, bo pierwsza informacja była taka, że przyjedzie do nas co najmniej 9 pacjentów, z czego większość w stanie bardzo ciężkim. Okazało się, że jednak śmigłowce ratownicze poleciały z tymi pacjentami do innych szpitali, a do nas trafili pacjenci w stanie lżejszym, niezagrażającym życiu, ale za to było to blisko 30 osób - powiedziała we wtorek Sylwia Malcher-Nowak, rzeczniczka prasowa Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze.
Gdy do szpitala trafiła informacja z centrum zarządzania kryzysowego, od razu przeorganizowano pracę w szpitalu. - Szpitalny oddział ratunkowy został opróżniony z pacjentów, których przekazaliśmy na inne oddziały. Ściągnięto dodatkową kadrę do pracy, przygotowaliśmy trzy zespoły operacyjne na centralnym bloku operacyjnym. W gotowości byli lekarze wszystkich specjalności, ale przede wszystkim zabiegowcy. Pacjenci byli do nas przywożeni partiami. Na początku część przyjechała karetkami, a wieczorem trafiło jeszcze do nas 20 pacjentów przywiezionych autokarem. To już były osoby z drobnymi urazami, które trafiły do naszego ambulatorium, gdzie zostały opatrzone i wypisane w stanie dobrym - dodaje rzeczniczka.
Jak podaje policja, ze względu na trudności i komplikacje przy usuwaniu zniszczonych pojazdów droga krajowa nr 32 została odblokowana dopiero po północy.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Lubuska policja