Był seryjnym mordercą, który wierzył w magiczną moc serc nienarodzonych dzieci. Sam pożarł ich sześcioro. Zanim go ujęto, zdołał zabić co najmniej 30 osób. Z Peterem Wolfgangiem problem miał nawet kat i jego pachołkowie. "Pożeracza serc" stracono przy szubienicy w Żaganiu. Teraz ten teren przeszukują archeolodzy.
Była świadkiem wielu cierpień i katuszy. Miejscem, do którego trafiano za ciężkie przewinienia. Jest zbrodnia, musi być kara. Przekonał się o tym m.in. znany "pożeracz serc".
Szubienica na Wzgórzu Bismarcka znajdowała się na północny wschód od Żagania. Doskonale widoczna z miasta i z traktów, które do niego prowadziły. Tak miało być! To była przestroga dla przyjezdnych i miejscowych. Znak, że w tym mieście przestrzega się prawa.
Jak je egzekwowano? Ile osób straciło tam życie? Czy są tam jeszcze szczątki "pożeracza serc"? Na te pytania odpowiedzi szukają archeolodzy, którzy dokopali się już do kilku skazańców.
"Można było tam stracić 20 osób naraz. I to bez tłoku"
Dziewięciu naukowców wzięło pod lupę kilka miejsc straceń na Śląsku i w okolicach. Zaczęli od Żagania (woj. lubuskie). Kiedy pytam ich dlaczego, mówią zgodnie: To wyjątkowy zabytek i to z dwóch względów.
Zwłoki skazańców zostawiano na widok publiczny. Niekiedy wisiały, leżały na kołach egzekucyjnych osadzonych na wysokich palach ustawianych przy szubienicy nawet kilka lat. Miały odstraszać i przypominać o grożącej karze. To, kiedy miały zostać złożone do grobu przy lub wewnątrz szubienicy, zależało od sądu lub rady miejskiej. To był plac, gdzie wykonano na nich karę śmierci, ale też stanowił miejsce ich wiecznego spoczynku. dr Daniel Wojtucki
- Po pierwsze, na Śląsku były to obiekty wznoszone od podstaw. W tym przypadku wykorzystano istniejącą już średniowieczną wieżę rycerską, czyli obiekt obronno-rezydencjalny. Wieża była zbudowana na planie czworokąta, a więc szubienica też. Tymczasem zazwyczaj miejsca straceń były budowane na planie koła - tłumaczy dr Daniel Wojtucki, historyk i archiwista z Instytutu Historycznego Uniwersytetu Wrocławskiego, kierownik projektu badawczego.
Co wiadomo o żagańskiej szubienicy?
Pierwsze wzmianki kronikarskie pochodzą z 1318 roku, kiedy to podniszczony obiekt o charakterze mieszkalno-obronnym trafił do władz miasta. Czy od razu stał się miejscem straceń? Trudno powiedzieć, bo pierwsze informacje o egzekucjach pochodzą z początków XVI w. A korzystano z niego nawet do początków XIX w.
Szubienica miała od sześciu do ośmiu metrów wysokości.
- To było narzędzie masowej zagłady. Proszę sobie wyobrazić, że za jednym razem można było tam stracić nawet 20 osób. I to bez zbędnego tłoku. Badania potrwają kilka lat, ale już teraz podejrzewamy, że stracono tam kilkadziesiąt osób - opowiada Wojtucki.
Za zabójstwa, fałszerstwa, podpalenia
Na razie archeolodzy odkryli sześć pochówków. Cztery z nich są kompletne i dobrze zachowane.
- Akurat dokumentujemy szczątki, przy których brakuje głowy. Możliwe, że tę osobę skazano na ścięcie. Ale to będziemy jeszcze badać - mówi Bartosz Świątkowski, archeolog z Uniwersytetu Gdańskiego.
Pozbawienie życia było najwyższą karą. Za co można było stracić głowę? Z archiwalnych kwerend naukowców wynika, że w:
1559 i 1577 r. - za podpalenia
1572 r. - za fałszerstwa
1614 r. - za zabójstwo
1690 r. - za kradzieże
1705 r. - za kradzieże kościelne
1728 r. – po wyremontowaniu szubienicy powieszono na niej dwóch złodziei
Ale nie jest to pełna lista skazańców na przestrzeni tych lat.
Na szubienicę przywożono też zwłoki samobójców. Często odcinano im głowy i składano je przy nogach. - Tak na wszelki wypadek, żeby zmarły nie mógł już wrócić do żywych - tłumaczy Wojtucki.
Szczególnie traktowano też dzieciobójczynie. Takim kobietom przebijano serca kołkiem. W końcu tylko "opętana przez diabła" mogłaby zabić swoje dziecko i to zaraz po narodzinach.
Rozpruwał brzuchy ciężarnych, pożerał serca dzieci
Na liście skazańców jest też Peter Wolfgang znany bardziej jako Pusch Peter. W 1575 roku rozpisywali się o nim lokalni kronikarze.
Wpierw na żagańskim Rynku odrąbano mu prawicę, następnie posadzono go na wozie i we wszystkich rogach kat rwał jego ciało rozżarzonymi cęgami. Po czym skazańca wleczono na miejsca właściwej kaźni, na Górę Szubieniczną, gdzie czekał już na niego długi, ostry pal. Pusch Peter był postawnym mężczyzną, więc nabicie na pal skazańca przysporzyło katu i jego pachołkom sporo trudności.*
Wolfgang musiał strasznie cierpieć. Święty pewnie nie był, ale czym zasłużył sobie na aż tak okrutną karę?
- Został skazany za wielokrotne zabójstwa i rabowanie kościołów. Peter Wolfgang miał zabić 30 osób, w tym sześć kobiet w ciąży. Ze źródeł pisanych wiemy, że rozpruwał brzuchy tych kobiet, żeby mieć dostęp do płodu. Następnie wyciągał serca nienarodzonych dzieci i je zjadał - mówi Świątkowski.
Może Wolfgang był chory psychicznie? Niekoniecznie. To raczej kwestia przesądów z XVI i XVII wieku. Wierzeń, które brzmią dziś makabrycznie i niedorzecznie.
Magiczne rytuały
Zgodnie z dawnymi zabobonami, pewne części ludzkiego ciała miały pomagać na różne dolegliwości i schorzenia. Wierzono też, że pomagają podczas przestępstw, np. zapewniają nieuchwytność i bezkarność. Serce nienarodzonego dziecka było szczególnie cenne. Dorosły z każdym dniem tracił siły witalne, nienarodzone dziecko nie zdążyło ich stracić. Dlatego "pożeranie serc" stało się tak popularne. Zjawisko to nazywano "Herzesser".
W "cenie" były m.in. takie organy:
- serce - moc podtrzymywania życia,
- krew - jej spożywanie było jak amulet,
- genitalia - nośnik duszy i witalności.
Dużym zainteresowaniem cieszyły się też szczątki skazańców.
- Kat sprawdzał, czy nikt nie kradnie zwłok, a dochodziło do takich sytuacji. Uważano na przykład, że ręka skazańca położona przy beczce z piwem sprawi, że będzie ono lepsze w smaku. Wierzono też, że sznur albo łańcuch straceńca przyniesie szczęście - wylicza Wojtucki.
Mało? Palce skazańców pozyskane w nocy o pełnej godzinie miały otwierać wszystkie zamki i skrzynie. A ręce złodzieja miały chronić przed kradzieżą.
Gdzie jest Peter?
Archeolodzy badają szubienicę kawałek po kawałku. Wewnątrz obiektu znaleźli niemal pięć tysięcy fragmentów kości. Wszystkie sukcesywnie wyciągają i przekazują antropologowi, który będzie je analizował.
- Kości dużo mówią o człowieku. Można ustalić, jaki tryb życia prowadził, z jakimi chorobami się zmagał i jak się odżywiał. Mamy też kilka dobrze zachowanych czaszek. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to stworzymy portrety tych skazańców. Jedna z czaszek jest w doskonałym stanie, co pozwoli na odtworzenie twarzy przestępcy - mówi Wojtucki.
Czy wśród szczątków w pobliżu szubienicy mogą znajdować się te należące do Petera Wolfganga?
- Liczymy na to - mówi kierownik badań.
* Fragment rękopiśmiennej kroniki Żagania. Ze zbiorów Biblioteki Uniwersyteckiej we Wrocławiu (opracowanie i tłumaczenie: D. Wojtucki).
Naukowcy prowadzą badania w ramach projektu: Sonata BIS "Tam, gdzie zwierzęta równe były ludziom. Dawne miejsca straceń na Śląsku w ujęciu interdyscyplinarnym”. Jest on finansowany przez Narodowe Centrum Nauki. Zespół badawczy w Żaganiu tworzą: dr Daniel Wojtucki, dr Honorata Rutka (antropolog), mgr Magdalena Majorek, mgr Bartosz Świątkowski, Zdzisław Tyrcz ze Stowarzyszenia Ochrony i Badań Zabytków Prawa oraz studenci i doktoranci z uniwersytetów: Wrocławskiego i Łódzkiego. TVN24.pl
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: Aleksandra Arendt-Czekała / Źródło: TVN24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: Daniel Wojtucki