Ok. 35 tys. złotych premii dostał wiceprezydent Poznania Jakub Jędrzejewski, odchodząc ze spółki Szpitale Wielkopolskie, którą kierował w 2014 roku. Zgodnie z procedurą potrzebna była zgoda rady nadzorczej. Tej jednak nie było.
Jakub Jędrzejewski (PO) wiceprezydentem został tuż po tym, jak Jacek Jaśkowiak pokonał w wyborach na prezydenta Poznania Ryszarda Grobelnego. Zanim zaczął pełnić funkcję zastępcy, będąc radnym, zasiadał również w zarządzie spółki Szpitale Wojewódzkie. W 2014 roku został jej prezesem, ale kiedy dostał propozycję wiceprezydentury, zrezygnował z posady. Odchodząc, wypłacono mu premię - ok. 35 tys. złotych. Jak donosi "Gazeta Wyborcza", niezgodnie z procedurą.
"Polityczne układanki"
Aby przyznać premię, potrzebna jest zgoda rady nadzorczej spółki. Jej przewodniczący Michał Łagoda, również z PO, podpisał z Jędrzejewskim porozumienie o wypłacie premii w wysokości dwukrotnego miesięcznego wynagrodzenia. W jego oświadczeniu majątkowym widnieje kwota ok. 18 tys. zł brutto miesięcznie. Razy dwa to ponad 35 tys. zł.
- W regulaminie rady nadzorczej nie ma żadnego zapisu o tym, że przewodniczący ma uprawnienia do podpisywania takich porozumień. Rozumiem polityczne układanki, ale wszystko niech będzie zgodne z prawem. A to jest samowola przewodniczącego, który w imię partyjnych interesów działał na szkodę spółki - mówi w rozmowie z "Wyborczą" Karolina Dera-Szymańska, członek rady nadzorczej z ramienia PiS.
Wtóruje jej inny członek rady, były poseł Grzegorz Woźny. - Przewodniczący Łagoda już rok temu forsował nagrody dla zarządu spółki. Nie zdobył większościowego poparcia nawet we własnej koalicji PO z PSL. Nie ma żadnego uzasadnienia dla wypłaty takiej premii. Tym bardziej że spółka nie przynosi jakichkolwiek zysków - mówi Woźny.
"Powinien oddać pieniądze"
Sam wiceprezydent nie ma sobie jednak nic do zarzucenia. - O żadną premię nigdy dla siebie nie zabiegałem. Przewodniczący rady reprezentował mojego pracodawcę i byłem pewien, że podpisuję porozumienie w dobrej wierze - zapewnia "Gazetę" Jędrzejewski.
Inaczej myśli sam Łagoda, przewodniczący rady nadzorczej, który przyznał, że nie powinien podpisywać porozumienia z Jędrzejewskim bez zgody reszty członków rady. Działacz Platformy podał się do dymisji. - Popełniłem błąd i złożyłem rezygnację. Nie ma żadnej podstawy prawnej, na mocy której były prezes powinien zwrócić pieniądze. Ale w takiej sytuacji mógłby uczciwie sam je oddać - kontruje Łagoda.
Autor: ib / Źródło: Gazeta Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: tvn24