Na 300 milionów złotych wstępnie oszacowano straty wynikające z pożaru, który wybuchł w zakładzie meblowym w Turku (woj. wielkopolskie) - informuje prokuratura. Przedstawiciele zakładu na razie nie potwierdzają wspomnianej wysokości strat. Śledczy jako przyczynę pożaru wskazują zwarcie instalacji elektrycznej.
Przez kilkanaście godzin ogień w nocy z wtorku na środę trawił zakład w Turku zajmujący się produkcją mebli. Z relacji świadków wynika, że pożar wybuchł u szczytu hali, w miejscu, gdzie składowano chemikalia i butle z acetylenem.
Nikomu z pracowników ani ratowników biorących udział w akcji nic się nie stało. Ale straty firmy są ogromne.
Prokuratura: straty na 300 mln złotych
- Zakład był ubezpieczony na sumę 100 milionów złotych, a straty wstępnie oszacowano na 300 milionów złotych – mówi Aleksandra Marańda, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Koninie.
Dzień po pożarze przeprowadzono pierwsze oględziny pogorzeliska. - Ze wstępnych ustaleń wynika, że przyczyną pożaru było zwarcie instalacji elektrycznej w wentylatorze, w tak zwanej hali chromowej – powiedziała prokurator.
Śledztwo w sprawie pożaru może potrwać wiele miesięcy, bo - jak podkreśliła Marańda - prokuratura zleciła wykonanie w tej sprawie opinii przez biegłych z zakresu m.in. budownictwa i pożarnictwa. Dodała, że śledczy będą musieli też dokończyć oględziny miejsca pożaru.
- Oględziny nie zostały do końca przeprowadzone, dlatego że nie było zgody na to, żeby wejść do spalonej hali. Dlatego będą one kontynuowane, kiedy hala zostanie rozebrana, bo ona (konstrukcja - przyp. red.) w każdej chwili grozi zawaleniem – wyjaśniła.
"Mamy jeszcze dwie inne hale"
Przedstawicielka firmy meblowej z Turku Ludwika Przybylska nie potwierdziła informacji podanych przez prokuraturę dotyczących wstępnie oszacowanych strat.
- Mamy jeszcze inne dwie hale. One pracują ze zwiększoną siłą, na zwiększonych obrotach, żeby jak najszybciej powrócić na to miejsce na rynku, które zajmowaliśmy. (...) Naszym priorytetem jest, żeby nasi pracownicy spędzili spokojnie święta – dodała Przybylska.
42 zastępy w akcji
W środę, 27 listopada, około godziny 2 w nocy strażacy dostali zgłoszenie o pożarze hali zakładu meblowego w Turku. Płomienie objęły budynek o powierzchni 20 tysięcy metrów kwadratowych.
W kulminacyjnym momencie w akcji gaśniczej brały udział 42 zastępy, czyli 160 strażaków.
- Pożar miał charakter dynamiczny, bardzo szybko się rozprzestrzeniał. Już na początku naszych działań ustaliliśmy, że pracownicy sami opuścili zakład. Była to dla nas cenna informacja - mówił starszy kapitan Piotr Pietrucha, komendant PSP w Turku.
Akcję utrudniał fakt, że w zakładzie składowano siedem butli acetylenowych.
- Jedna z tych butli znajdowała się w pomieszczeniu, w którym prawdopodobnie wybuchł pożar. Nasze działania skupiały się nam tym, żeby dotrzeć do tej butli i ją schłodzić - dodawała Pietrucha.
Do tych działań strażacy wykorzystali między innymi bezobsługowe działko wodne. Na miejsce pożaru przyjechała też grupa chemiczna, wezwana ze względu na znajdujący się na terenie zakładu zbiornik z kwasem solnym.
Ewakuowano pracowników fabryki i 50 mieszkańców budynku sąsiadującego z zakładem. W wyniku pożaru nikt nie odniósł obrażeń. Główne działania gaśnicze trwały około 10 godzin.
Autor: FC/ks/kwoj / Źródło: PAP, TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: tvn24