29-latek z Trzemeszna (woj. wielkopolskie) zaginął w dzień Wszystkich Świętych 2009 roku. Od tego czasu szukała go policja i rodzina. Bezskutecznie. Po dziewięciu latach przypadkiem odnaleziono jego ciało.
Andrzej S. ostatni raz widziany był 1 listopada 2009 roku na terenie Trzemeszna. Miał wtedy 29 lat. Był ubrany w zieloną kurtkę, granatowe jeansy, czarną wełnianą czapkę. Potem wszelki ślad po nim się urwał. Nikt go nie widział, z nikim z rodziny się nie kontaktował.- Policjanci zgłoszenie o zaginięciu otrzymali 1 grudnia od jego matki - mówi Anna Osińska z gnieźnieńskiej policji.Mężczyzna znany był z - jak to określa policja - prowadzenia raczej małohigienicznego trybu życia, stąd przypuszczano, że wciąż może mieć na sobie te same ubrania."Z wyglądu ok. 25-30 lat, wzrost 175 cm, szczupła budowa ciała, twarz trójkątna, oczy zielone. Na prawym przedramieniu ma tatuaż kobiety" - opisywała rysopis zaginionego gnieźnieńska policja.Urwany śladPolicjanci sprawdzili wielu miejsc, w których mógł przebywać mężczyzna, weryfikowali informację, które posiadali. Przesłuchiwali znajomych i osoby, które miały kontakt z zaginionym.- Zwykle w przypadku zaginięć mamy jakieś sygnały, że ktoś gdzieś poszukiwaną osobę widział czy z kim się ona kontaktowała. W tym przypadku tak jednak nie było. Ślad po nim się urwał - mówi Osińska.I przez lata nic się w sprawie nie działo. Żadnego przełomu.W 2016 roku policjanci z Trzemeszna wraz z funkcjonariuszami z zespołu do spraw poszukiwań z Gniezna "odkurzyli" sprawę. Jak tłumaczy Osińska, to częsta praktyka. Policjanci chcieli przypomnieć o sprawie i liczyli, że może ktoś posiada informacje na temat jego aktualnego miejsca pobytu, albo gdzieś go widział.Znów w mediach pojawiły się komunikaty o zaginionym. Ale nadal nic.Ubrania się zgadzałyPrzełom nastąpił 16 października tego roku. W starej lodowni z XVIII wieku, pozostałości po nieistniejącym browarze, przy al. Szymańskiego w Trzemesznie trwał remont.Pracownicy firmy budowlanej zdejmowali dach. I wtedy dokonali makabrycznego okrycia. Znaleźli ciało ludzkie w stanie daleko posuniętego rozkładu.Na miejsce wezwano policję.Zachowała się odzież denata, między innymi kurtka i czapka. Podobne do tych, w które miał być ubrany poszukiwany od dziewięciu lat mężczyzna.- Od początku śledczy podejrzewali, że zwłoki należały do zaginionego mieszkańca Trzemeszna Andrzeja S. Musiały to jednak potwierdzić przeprowadzone specjalistyczne badania - tłumaczy Anna Osińska z gnieźnieńskiej policji.Wyniki badań DNA rozwiały wszelkie wątpliwości. - Ekspertyza potwierdziła zakładaną przez śledczych hipotezę. Znalezione w październiku zwłoki należą do zaginionego w 2009 roku mieszkańca Trzemeszna, Andrzeja S. - podaje Osińska.Wcześniej był tu wypadekMorderstwo? Zgon z przyczyn naturalnych? A może wypadek?We wrześniu 2012 r. z tego samego dachu do wnętrza budynku wpadła 16-latka. Dziewczyna spadła siedem metrów w dół. Złamała kręgosłup i nogę. Nastolatka mogła nie być świadoma, że chodzi po budynku - lodownia zbudowana jest tak, że od tyłu podsypana jest ziemią. Idąc od tamtej strony można mieć wrażenie, ze idzie się po trawie. Może 29-latek też spadł, ale nie miał tyle szczęścia i zginął?- Pamiętam tamten wypadek z 2012 roku. Nawet mówiłam policjantom, żeby tam uważali - przyznaje Osińska.Ale tu o wypadku nie ma mowy. Obok zmarłego leżała kołdra. Prawdopodobnie mężczyzna spędzał tu noc.Sekcja zwłok nie wykazała też, by osoby trzecie przyczyniły się do śmierci Andrzeja S. - Z opinii wynika, że nie da się bezpośrednio stwierdzić przyczyny śmierci mężczyzny, ale nie ma śladów żadnych urazów na kośćcu - wyjaśnia Radosław Krawczyk, zastępca Prokuratora Rejonowego w Gnieźnie.
Autor: FC/gp / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: KPP Gniezno