We wtorek, 3 stycznia, ruszy proces w jednej z najgłośniejszych spraw ostatnich lat. Przed poznańskim sądem stanie Adam Z., oskarżony o zabójstwo Ewy Tylman. Obciążają go m.in. zeznania policjantów, którym miał przyznać się w rozmowie do wrzucenia koleżanki do Warty. - Chciał jak najszybciej z głowy wyrzucić złe myśli - napisała w akcie oskarżenia prokurator. Później Z. nigdy już tej wersji nie potwierdził. Zeznał, że ostatnie, co pamięta, to jak na prośbę Ewy, próbował dodzwonić się do jej chłopaka. Nic więcej.
Pierwsza rozprawa rozpocznie się o godz. 9 w poznańskim Sądzie Okręgowym. Na początek odczytany zostanie akt oskarżenia Adama Z. Dokument liczy ponad 200 stron, został stworzony przez prokurator Magdalenę Jarecką. Wszystkie akta sprawy liczą łącznie 50 tomów. Później wyjaśnienia ma złożyć Adam Z. Odpowiadać będzie tylko na pytania swojego obrońcy i sądu. Odmówił odpowiedzi na pytania prokuratorów i pełnomocników osób pokrzywdzonych. Oskarżony oddzielony będzie od publiczności - znajdzie się za specjalną szybą.
Główny dowód: zeznania policjantów
Listę podpunktów uzasadniających oskarżenie rozpoczyna akapit z treścią zeznań trzech policjantów. 2 grudnia 2015 r. mieli oni usłyszeć z ust Adama Z., że osobiście przeciągnął Ewę Tylman po zmrożonym trawniku w stronę Warty i zanurzył w lodowatej wodzie.
Miało to być poprzedzone sprzeczką: Adam chciał iść w kierunku ronda Rataje, Ewa ciągnęła w inną stronę, zaczęła uciekać. Dogonił ją na wysokości skarpy, a tam "albo sama stoczyła się ze skarpy w kierunku rzeki, albo chcąc ją schwycić za ramiona mógł ją niechcący popchnąć, skutkiem czego Ewa Tylman spadła" - w ten sposób prokurator przedstawia zeznania jednego z policjantów, który z kolei przytacza słowa samego Adama Z. Przytacza, bo tego przesłuchania nie protokołowano. Sporządzono z niego jedynie służbową notatkę.
"Ewa nie krzyczała"
Policjanci opisywali zachowanie młodego mężczyzny. Miał być bardzo przestraszony. "Mówił, że nie wiedział co miał wtedy robić, spanikował, użył takiego stwierdzenia, że "chciał jak najszybciej z głowy wyrzucić złe myśli". (...) Długo się nie zastanawiał i chwycił Ewę Tylman za ręce i zaczął ciągnąć w kierunku rzeki." - czytamy dalej w akcie oskarżenia.
"Przeciągnął ją nad wodę, zanurzając górną część jej ciała w wodzie, tam było betonowe podłoże. Następnie kucnął i przesuwał ciało tak, że całe się znalazło w wodzie. Wtedy popchnął ciało tak, aby płynęło z nurtem rzeki. Widział, że ciało się przemieszcza, będąc częściowo zanurzone. Nie patrzył więcej. Nie pamięta jak wyszedł na ulicę" - napisał prokurator.
I wyżej wspomniany policjant, i kolejny przesłuchiwany funkcjonariusz, przypominając sobie pierwsze zeznania Adama Z. wspominają zgodnie, że mężczyzna miał być zdumiony wagą ciała koleżanki. "Zaskoczyło go to, że była bardzo ciężka" - czytamy w akcie.
Oskarżony zeznawał później jeszcze przed prokuratorem, który tak cytował jego słowa: "Ewa nie krzyczała, nie widział, żeby dawała oznaki życia, potem jak ostatni tchórz uciekł, spanikował." Miał przyznawać z płaczem. "Nie jest w stanie powiedzieć, dlaczego tak zareagował. Nigdy wcześniej nie znajdował się w tak ekstremalnej sytuacji".
Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu o notatce - dowodzie:
Nagle przestał pamiętać
Po 2 grudnia 2015 takiej wersji wydarzeń Adam Z. już nigdy nie potwierdził. Kolejnego dnia stwierdził nagle, że nic sobie nie przypomina. "Jeżeli chodzi o Ewę Tylman, to ostatnie, co pamięta, to jak na jej prośbę, próbował dodzwonić się do jej chłopaka. Nic więcej nie pamięta." - czytamy w akcie. I gonitwa, i przejście w okolice mostu św. Rocha, i wydarzenia na skarpie wyparowały mu z pamięci. Tak jak "złe myśli", o których miał wspominać policjantom.
Stwierdził, że nie podtrzymuje odczytanych mu wyjaśnień w części dotyczącej od wyjścia z klubu Mikstura do momentu, kiedy dotarł do swojego domu. Jak tłumaczył się prokuratorowi? "Byłem do nich (zeznań - przyp. red.) zmuszany. To policja mnie zmuszała, abym powiedział tę wersję. Oni [czyli policjanci] zmuszali mnie, to jest mówili jak było według nich, a ja miałem mówić tak, albo nie."
12 października 2016 r., razem ze swoim obrońcą, Ireneuszem Adamczakiem, złożył zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez policjantów. Twierdzi, że bili go, wyśmiewali i zastraszali. (CZYTAJ WIĘCEJ).
Winny, bo zdenerwowany?
Obciążać Adama Z., mogą też zeznania jego chłopaka (oskarżony twierdzi, że jest gejem) i siostry. "Podczas kontaktów telefonicznych Adam był zdenerwowany, roztrzęsiony i płaczliwy. Zachowywał się nienaturalnie i irracjonalnie" - wskazuje prok. Jarecka.
W akcie czytamy, że telefon do siostry wykonał feralnej nocy o 3:53. Mówił jej, że "zgubił się, nie wie gdzie jest, ma mu pomóc odnaleźć drogę powrotną do domu, jest przestraszony". Chwilę wcześniej dzwonił też do swojego chłopaka: "Kotek, pomóż mi, zgubiłem się" - miał powiedzieć.
Miała być tylko godzinę i wrócić taksówką
Kilkadziesiąt stron aktu poświęcone jest na szczegółowe opisanie wszystkich okoliczności zabawy tragicznej nocy. Wiadomo, że Ewa dociera na imprezę integracyjną jako ostatnia, podwozi ją chłopak. Planowała zostać na niej krótko, bo na pytanie partnera, czy ma po nią przyjechać, odpowiada, że "będzie za godzinę i wróci taksówką". Grupa bawiących się pracowników Rossmanna liczy 23 osoby.
Wiadomo, że Ewa o godz. 23 ma szansę powrotu do domu z trzema koleżankami - po jedną z nich przyjeżdża chłopak, może podwieźć Tylman. Ta zostaje jednak i bawi się dalej.
Tuż po północy opuszcza z Adamem Z. galerię MM. Kiedy zjeżdżają razem windą, robią sobie wspólne zdjęcia. O 1:47 dostaje od chłopaka sms o treści "bez komentarza". Powód? "Nie odbierała od niego telefonów" - pisze prokurator.
W akcie nie zabrakło dokładnego opisu warunków pogodowych: godzinę później, podczas wydarzeń nad Wartą, widzialność w Poznaniu wynosiła 4000 metrów. Temperatura: -2,8'C. Był szron, "zamglenie" i zamarznięty grunt.
Adam dzwonił do chłopaka Ewy
W treści dokumentu pojawia się również wątek kontaktu Adama Z. z chłopakiem Ewy Tylman, Adamem O. O godz. 3:03, już po wyjściu pary z lokalu Mixtura, znajdowali się przy ławce u zbiegu ulic Wrocławskiej i Podgórnej. Wtedy " Adam Z. na prośbę Ewy Tylman ze swojego telefonu wykonał połączenie na numer używany przez Adama O. Ten jednak połączenia tego nie odebrał."
Adam Z. wybierał też około godz. 3 omyłkowo inny numer, dodzwonił się do przypadkowego mężczyzny. Z jego późniejszych zeznań wynika, że Adam "mówił nakazującym tonem", że ma przyjechać "po swoją laskę".
Z chłopakiem Ewy miał kontakt kolejnego dnia, bo ten do niego oddzwonił. Na informację, że nie wróciła do domu, Z. miał zareagować słowami "Jak to?".
Kluczowe minuty
Adam Z. często podczas przesłuchań zasłaniał się niepamięcią i upojeniem alkoholowym. Śledztwo prokuratury wykazało jednak, że w okolicach godz. 3 wciąż dość sprawnie obsługiwał telefon komórkowy. O godz. 3:26 wysłał do swojego chłopaka sms o treści "Ech", dziesięć minut później "K**wa, chciałem się PR,spać", a o 4:06 "Nie wiem gdzie jestem".
Z treści aktu wynika również, że o godz. 3:26 Adam Z. chwyta uciekającą przed nim Ewę, ta wyrywa mu się i kierują się w stronę rzeki. Z kolei o godz. 3:31 Adam Z. wraca w zasięg kamer monitoringu: idąc od strony mostu św. Rocha minął barierki przy przystanku tramwajowym most św. Rocha obok skweru Ignacego Łukasiewicza.
Oskarżony znika z nagrań na około 5 minut. W ciągu śledztwa przeprowadzono próby z pozorantami wyposażonymi w fantoma o wadze podobnej do drobnej Ewy Tylman. Trzykrotne przejście trasy z przystanku do brzegu rzeki i z powrotem zajęło im odpowiednio 7 min. i 35 sek., 6 min. i 56 sek. oraz 7 min. i 28 sek.
Jak podkreśla jednak Magdalena Mazur-Prus, rzecznik prasowa Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, kamery monitoringu nie miały zsynchronizowanego czasu, wobec czego mogą istnieć rozbieżności między nimi.
"Fakty" TVN o jednym z eksperymentów procesowych (materiał z 26 lutego):
Zaprzecza, że brał amfetaminę
Prokurator wykazuje, że Adam mija się z prawdą nie tylko zeznając na temat tego, co działo się ubiegłego roku po imprezie integracyjnej.
9 marca powiedział "Tak naprawdę, to może 5-6 razy zażyłem marihuanę. (...) Poza marihuaną nie zażywałem żadnych innych narkotyków, nie brałem też dopalaczy".
Trzy miesiące wcześniej, 11 grudnia 2015 r. pobrano od niego próbki moczu i włosów. Ekspertyza wykazała obecność amfetaminy. "Osoba badana zażywała amfetaminę (...) co najmniej kilkukrotnie w okresie wzrostu włosów (tj. w czasie około miesiąca)" - czytamy w akcie. Dalej prokurator pisze : "Nie można też wykluczyć tego, że pod wpływem amfetaminy był już w nocy z 22 na 23 listopada 2015 r."
Grozi mu dożywocie
Kolega Ewy Tylman, który według prokuratury zabił swoją koleżankę w nocy z 22 na 23 listopada 2015 r., od 4 grudnia 2015 r. przebywa w areszcie.
Ciało drobnej brunetki znaleziono pod koniec lipca, ok. 12 km od miejsca, w którym Tylman widziana była po raz ostatni. Tożsamość kobiety potwierdziły badania DNA. Sekcja zwłok, ze względu na stan odnalezionego ciała, nie pozwoliła jednak na ustalenie przyczyny jej śmierci.
Śledztwo w sprawie zabójstwa zostało zakończone 10 listopada i do poznańskiego sądu trafił akt oskarżenia. Prokurator oskarżył Adama Z. o to, że 23 listopada 2015 r., przewidując możliwość pozbawienia życia Ewy Tylman, zepchnął ją ze skarpy, a potem nieprzytomną zepchnął do wody.
Według śledczych mężczyzna w chwili popełnienia przestępstwa był poczytalny i odpowiada za zabójstwo z tzw. zamiarem ewentualnym. Grozi mu kara do 25 lat więzienia lub dożywocie.
Obrońca Adama Z.: Nie dotarł nad rzekę
Zdaniem Ireneusza Adamczaka, obrońcy Adama Z., zarzuty wobec jego klienta są bezpodstawne. - Sprawa pozostawia wiele wątpliwości i w mojej ocenie nadaje się do uniewinnienia - uważa.
Jego zdaniem Adam Z. w ogóle nie dotarł nad rzekę. - Może nie był świadkiem, że wpadła do Warty. Z materiału dowodowego nie wynika, że takie zdarzenie miało miejsce. Ta wersja logicznie jest wątpliwa. Równie dobrze mogła być w to czy inne miejsce w rzece wrzucona, niekoniecznie przez Adama Z. - twierdzi.
Adamczak odniósł się także do zmienianych zeznań swojego klienta. - Kiedy zmieniono zarzut z uprowadzenia dla okupu na zarzut zabójstwa z zamiarem ewentualnym, od tego momentu Adam Z. konsekwentnie się nie przyznaje. Nie kluczy, jego wyjaśniania nie są sprzeczne, są jednoznaczne. Wcześniejsze wyjaśnienia, jak mówi, były na nim wymuszone - tłumaczy adwokat.
Tak wyglądały poszukiwania Ewy Tylman:
Autor: ww/gp / Źródło: TVN 24