Po sześciu latach kolumbijski stoper Manuel Arboleda opuszcza Lecha Poznań - taką decyzję w środę wieczorem ogłosiły władze klubu. Dla "Kolejorza" to koniec pewnej epoki - Bułgarską opuszcza pupilek Franciszka Smudy, dawny filar defensywy, ale jednocześnie najdroższy rezerwowy, "naczelny" płaczek Ekstraklasy i ten, który zasłynął wsadzaniem swoich palców tam, gdzie Smolarek tego nie lubi.
Popularny "Maniek" trafił do Lecha Poznań latem 2008 r. z Zagłębia Lubin. Za transferem czołowego obrońcy Ekstraklasy stał w dużej mierze ówczesny trener "Kolejorza" - Franciszek Smuda.
Przechodził do Lecha i oskarżał
"Franz" doskonale znał piłkarza z Ameryki Południowej, z którym pracował wcześniej w drużynie "Miedziowych". Arboleda grał tam 2,5 roku, zdobywając w tym czasie mistrzostwo Polski. Ostatnie 6 miesięcy spędził jednak w Młodej Ekstraklasie. Został odesłany dyscyplinarnie, oficjalnie za opóźniony powrót z urlopu w Kolumbii, nieoficjalnie - w związku z brakiem porozumienia co do nowego kontraktu. Rozstanie z Zagłębiem odbyło się w atmosferze skandalu – Arboleda oskarżył ówczesnego prezesa klubu Roberta Pietryszyna o rasizm. Ten miał mu powiedzieć, że nie może być kapitanem drużyny ze względu m.in. na kolor skóry. Sprawa zakończyła się ugodą w sądzie - piłkarz przeprosił byłego sternika lubińskiego klubu i zapłacił mu tytułem zadośćuczynienia 65 tysięcy złotych.
Pupilek Smudy
Relacje Kolumbijczyka z byłym selekcjonerem odbiegały od stosunków piłkarz-trener. Arboleda nazywał Smudę "polskim tatą", ten z kolei gdy obejmował kadrę zapowiadał: "Będą sami rodowici Polacy i jeden Arboleda". O przywiązaniu do Smudy świadczą też specjalne podziękowania, jakie umieszczał na koszulkach po kolejnych sukcesach. Po zdobyciu mistrzostwa z Zagłebiem, Kolumbijczyk biegał po boisku w t-shircie z napisem "Dziękuję Jezus, Zagłębie, F. Smuda, Cz. Michniewicz". Po sięgnięciu z Lechem po Puchar Polski, pod boiskowym trykotem ukrywał napis "Dziękuję Jezus, Polska, Lech Poznań, F. Smuda".
Żelazny defensor
Arboleda w Lechu z miejsca stał się filarem defensywy. Już w pierwszym sezonie rozegrał wszystkie spotkania w Ekstraklasie w pełnym wymiarze czasowym oraz zdobył Puchar Polski. Od pierwszej do ostatniej minuty wystąpił także w europejskich pucharach. Grał m.in. w niezapomnianym spotkaniu z Austrią Wiedeń, wygranym po dogrywce przez Lecha 4:2, w którym miał duży udział przy dającej awans bramce zdobytej przez Rafała Murawskiego. "Kolejorz" awansował wówczas z grupy, w której mierzył się z Deportivo La Coruna, Nancy, CSKA Moskwa i Feyenoordem Rotterdam do 1/16 finału Pucharu UEFA, w której lepsze okazało się włoskie Udinese.
Kolejny rok był równie udany, choć kontuzja spowodowała, że Lech długi czas musiał sobie radzić bez "Mańka". "Kolejorz" na początku sezonu sięgnął po Superpuchar Ekstraklasy a skończył go z mistrzostwem Polski. Dobra forma grającego od 4 lat w Polsce piłkarza nie umknęła ówczesnemu selekcjonerowi reprezentacji, Leo Beenhakkerowi. – Leo mówi "super"? Na sto procent? Nie ma problemu, mogę grać – mówił mi w marcu 2009 r. Kolumbijczyk. Temat gry Arboledy w kadrze wracał jak bumerang, "Maniek" jednak do dziś nie otrzymał polskiego paszportu.
Palec słynniejszy niż gra
Po sezonie 2009/2010 Arboledzie kończył się kontrakt z Lechem. Wobec sporego zainteresowania zagranicznych klubów oraz Legii Warszawa, środkowemu obrońcy zaproponowano czteroletni lukratywny kontrakt, na mocy którego inkasował aż 420 tys. euro, stając się najlepiej opłacanym graczem w Ekstraklasie.
Wysokie zarobki jednak nie przekładały się na dobrą grę - coraz słabsza forma powodowała, że głośniej było o jego aktorskich zdolnościach i teatralnych upadkach na boisku niż o dobrej grze. Najwięcej kontrowersji wzbudziło jego starcie z Euzebiuszem Smolarkiem. Były napastnik reprezentacji Polski w meczu Polonia Warszawa – Lech Poznań w trakcie meczu powalił Kolumbijczyka prawym sierpowym, za co sędzia pokazał mu czerwoną kartkę. Smolarek tłumaczył po meczu, że Arboleda miał mu "wsadzać palec tam, gdzie mu się to nie podoba".
Zmiana pokoleń
W bieżącym sezonie 35-letni Arboleda stracił miejsce na środku defensywy na rzecz duetu Marcin Kamiński – Hubert Wołąkiewicz. Mimo to, głównie dzięki częstym kontuzja defensorów „Kolejorza”, stoper z Ameryki Południowej rozegrał 15 spotkań, po raz ostatni w marcu w wyjazdowym meczu z Widzewem Łódź. Zdarzało się nawet, że Mariusz Rumak wolał postawić na młodego Jana Bednarka niż na Kolumbijczyka.
W sumie przez sześć lat w Poznaniu, "Manu" rozegrał 153 mecze w barwach Lecha, w których strzelił 12 bramek.
- Dziękujemy mu za wszystko co zrobił dla „Kolejorza” i życzymy kolejnych sukcesów – powiedział Piotr Rutkowski, wiceprezes klubu, informując o tym, że klub nie przedłuży z nim kontraktu.
- Manuela należy docenić za pełen profesjonalizm, który prezentował od samego początku naszej współpracy. W Lechu jednak następuje teraz zmiana pokoleń. To naturalny proces dla każdego klubu – tłumaczy trener Lecha, Mariusz Rumak.
Autor: Filip Czekała / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: TVN24