By rozwiązać zagadkę śmierci Ewy Tylman zlecono liczne badania i ekspertyzy genetyczne, prowadzono poszukiwania na wodzie, w powietrzu i lądzie, ściągano psy tropiące z Niemiec. To wszystko kosztowało śledczych w sumie 352 tysiące złotych. - Są droższe postępowania - zaznaczają.
Informacje na temat kosztów śledztwa ujawniła Prokuratura Okręgowa w Poznaniu.
Na tę kwotę składają się między innymi koszty zabezpieczania śladów DNA na moście św. Rocha i w jego okolicach, gdzie po raz ostatni widziana była 26-latka, prowadzenia akcji poszukiwawczej na Warcie i jej brzegach, w której brały udział łodzie, samochody i helikopter czy sprowadzenia psów tropiących z Niemiec.
- Trudno powiedzieć, co było najdroższe. Na pewno najwięcej było badań i ekspertyz genetycznych, jednak nie wiem czy to właśnie one najwięcej kosztowały - mówi w rozmowie z tvn24.pl Magdalena Mazur-Prus, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
352 tysiące złotych to 3,5 proc. rocznego budżetu poznańskiej prokuratury. Ten wynosi 10,5 mln zł. - Są to pieniądze okręgu oraz wszystkich 24 prokuratur rejonowych - dodaje prokurator. - Zasoby pieniężne na przyszły rok nie zostały jeszcze przyznane.
Są droższe śledztwa
Koszty śledztwa nie były najniższe, ale zdarzają się droższe sprawy, m.in. te dotyczące skomplikowanych przestępstw gospodarczych.
- Wszystko zależy od liczby opinii, a niektóre z nich są bardzo drogie. Wtedy też koszty postępowania są większe. Głównymi kosztami są właśnie opinie biegłych, czasem również przesłuchanie świadków w przypadku, kiedy jest ich wielu - wyjąsnia Tatiana Paszkiewicz z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
- Na pewno są droższe postępowania. Czasem koszt opinii jednego biegłego jest większy niż wspomniane 40 tysięcy - mówi Paszkiewicz.
Adam Z. oskarżony
W poniedziałek poznańska prokuratura przekazała do sądu akt oskarżenia w sprawie Ewy Tylman. Śledczy uważają, że odpowiada on za zabójstwo 26-latki. Został on oskarżony o zabójstwo z zamiarem ewentualnym. Miał zepchnąć dziewczynę ze skarpy, po czym nieprzytomną przeciągnąć na brzeg Warty i wrzucić do rzeki. Godził się tym samym na jej śmierć.
- Zebrane w całość dowody układają się w logiczny ciąg - podkreśla Magdalena Mazur-Prus z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. Mężczyzna nie przyznaje się do winy.
Osiem miesięcy poszukiwań
Ewa Tylman zaginęła 23 listopada 2015 r. Wcześniej bawiła się ze znajomymi z pracy w centrum Poznania. Grupa kilkakrotnie przenosiła się do różnych klubów. Ostatnim z nich był klub przy ul. Wrocławskiej. Stamtąd Ewa Tylman i jej znajomy Adam Z. wyszli około godz. 2.15 i udali się w stronę mostu św. Rocha. Tam, około godz. 3:30 ślad po kobiecie zaginął.
Ciało kobiety wyłowiono z Warty 25 lipca. Zwłoki dryfujące w rzece zauważył około godz. 19:30 mężczyzna spacerujący wzdłuż brzegu rzeki. Znajdowały się w pobliżu mariny, w odległości około 10 km od mostu św. Rocha w Poznaniu, przy którym po raz ostatni w listopadzie zeszłego roku widziana była dziewczyna.
Tym samym potwierdziły się informacje o tym, że dziewczyna feralnej nocy znalazła się w wodzie. Jak do tego doszło, wciąż jest tajemnicą, podobnie jak przyczyny jej śmierci. Badania nie pozwoliły rozwiązać tych zagadek.
Na początku sierpnia w Koninie, rodzinnej miejscowości Ewy Tylman, odbył się jej pogrzeb.
Adam Z. przebywa w areszcie od grudnia 2015 roku, kończy się on 24 listopada. Będzie jednak wniosek o jego przedłużenie.
Autor: fc, mm/gp / Źródło: TVN 24 Poznań