Dożywocie grozi mężowi Agnieszki Rams. Zdaniem śledczych mężczyzna zabił swoją żonę, a potem umieścił jej ciało w samochodzie i podpalił. Karol R., a obecnie Paul W., nie przyznaje się do winy i przekonuje sąd, że nie ma nic wspólnego ze śmiercią Agnieszki.
Przed Sądem Okręgowym w Gorzowie Wielkopolskim po raz drugi ruszył proces w sprawie zabójstwa Agnieszki Rams.
Ciało 33-latki znaleziono w spalonym samochodzie przy drodze. Śledczy twierdzą, że rzekomy wypadek miał tylko zatrzeć ślady morderstwa.
Ponowny start procesu był konieczny ze względu na zmianę składu sędziowskiego.
Na ławie oskarżonych zasiada mąż ofiary. Karol R., a obecnie Paul W. (mężczyzna zmienił imię i nazwisko - przyp. red.) usłyszał zarzut zabójstwa.
- Podstępnie zwabił swoją żonę do mieszkania w Gądkowie Wielkim pod pretekstem opieki nad potrąconym psem, co było nieprawdą. Następnie zadał kobiecie kilka ciosów w głowę twardym narzędziem. To spowodowało poważne urazy głowy, w tym krwawienia śródczaszkowego, co było bezpośrednią przyczyną śmierci. Następnie umieścił jej ciało w samochodzie fiat cinquecento i na drodze wojewódzkiej nr 139 upozorował wypadek samochodowy. Auto miało rozbić się o drzewo i zacząć się palić. To mężczyzna podpalił samochód, ponieważ chciał zatrzeć ślady – powiedział w sądzie prokurator Maciej Mielcarek.
"Moje ręce nie miały na sobie krwi Agnieszki"
Oskarżony nie przyznaje się do winy. Złożył wyjaśnienia na sali sądowej. Twierdzi, że jego żona zginęła w wypadku, a on z tą sprawą nie ma nic wspólnego.
- Moje ręce nie miały na sobie krwi Agnieszki, a moje oczy jej tego dnia nie widziały. Całą sprawę zmanipulowała telewizja i nie wierzę w to, że było to zabójstwo. Znając Agnieszkę w tych ostatnich miesiącach, mógł to być wypadek. Również prokuratura dopuściła się matactwa w mojej sprawie. Nie przyznaję się do zabójstwa Agnieszki - mówił Paul W.
Mężczyźnie grozi 25 lat więzienia lub dożywocie.
"Tak była pobita, że cała była sina"
Agnieszka Rams po ślubie zamieszkała z mężem w skromnym domu w Gądkowie Wielkim, niedaleko niemieckiej granicy. Stopniowo odseparowywała się od rodziny. Według bliskich, z którymi wtedy rozmawiali reporterzy "Uwagi!", małżeństwo nie należało do udanych. Pobicia i dewastacja wspólnego dobytku sprawiały, że w domu coraz częściej bywała policja.
- Jak były takie dni, że było cicho, nic się nie działo, to za kilka dni na pewno coś się stało - mówiła zaraz po śmierci córki Maria Rams. Opowiadała, że kiedyś mąż pobił i wrzucił Agnieszkę do kanału samochodowego. - Tak była pobita, że cała była sina - relacjonowała.
Ślady przemocy widzieli także sąsiedzi. - Zimą w okularach ciemnych chodziła, oczy miała podbite, ręce poobijane - mówi jeden z mieszkańców.
Po kolejnym pobiciu Agnieszka odeszła od męża i zamieszkała z siedmioletnią wówczas córką Anią w sąsiedniej miejscowości. Spokojem nie cieszyła się jednak długo - Karol R. uprowadził córkę i wyjechał z nią do rodziny mieszkającej na terenie Niemiec.
Kilka miesięcy później - w październiku 2014 roku - Agnieszka zginęła, a jej mąż zniknął.
To nie był wypadek
Na samym początku prokuratura badała sprawę pod kątem wypadku samochodowego, jednak sekcja zwłok wykazała, że działanie ognia było skierowane na osobę już nieżyjącą, a podpalenie samochodu miało zatrzeć ślady.
Paul W. został zatrzymany na terenie Niemiec na podstawie Europejskiego Nakazu Aresztowania. Stało się to dopiero dwa lata po zabójstwie Agnieszki.
- Jakby był niewinny, toby nie uciekał. Przyszedłby na pogrzeb - twierdzi matka ofiary.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: aa/gp / Źródło: UWAGA TVN/tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24