Wyszedł z klubu w Poznaniu i nie wrócił do domu. Po niespełna dwóch miesiącach jego ciało wyłowiono z Warty. Śledczy, po przeprowadzeniu badań już wiedzą - bezpośrednią przyczyną śmierci Michała Rosiaka było utonięcie. W organizmie chłopaka nie wykryto obecności środków psychoaktywnych.
Ze względu na prośbę rodziny zmarłego 19-latka, prokuratura udziela tylko ogólnych informacji o śledztwie.
- Przeprowadzone badania toksykologiczne nie doprowadziły do ujawnienia w jego organizmie jakichkolwiek substancji psychoaktywnych. Bezpośrednią przyczyną śmierci było utonięcie. W tej chwili nie mamy podstaw, by przypuszczać, że do jego śmierci przyczyniły się osoby trzecie - powiedział Michał Smętkowski, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
Bawili się w nocnym klubie
Michał Rosiak miał 19 lat, był studentem Politechniki Poznańskiej. Pochodził z Turku.
17 stycznia, jak co czwartek, poszedł z kolegami do miasta. Bawili się razem na imprezie i trafili do jednego z klubów nocnych na Starym Rynku w Poznaniu. O godzinie 0.54 wyszedł z lokalu i ruszył pieszo w kierunku dworca kolejowego Poznań-Garbary.
To początek ostatniej zarejestrowanej przez jego telefon trasy. Z ustaleń policji wynika, że nikt po drodze nie zaczepiał go, nie śledził, nie rozmawiał z nim.
Trop urywał się przy rzece
Sygnał GPS wskazuje, że po godzinie pierwszej Michał dotarł na przystanek autobusowy przy ulicy Szelągowskiej, w stronę Winograd.
Ostatni raz widziano go na tym przystanku o godzinie 1.36. Chłopaka nagrała kamera zamontowana w przejeżdżającym tamtędy nocnym autobusie. Siedział na ławce przystankowej. O godzinie 2:25, Michała już tam nie było.
Tam też leżał jego telefon. Aparat około piątej nad ranem znalazła i zabrała przypadkowa kobieta.
Od tego czasu policjanci próbowali ustalić, co się stało z chłopakiem.
Pomylił adresy?
Zachowanie chłopaka po wyjściu z klubu było dziwne. 19-latek mieszkał na osiedlu Armii Krajowej na Ratajach, ale wychodząc, ruszył w przeciwnym kierunku.
- Jest hipoteza dotycząca błędnego wyboru miejsca docelowego w aplikacji Google Maps. Został przez nas przeprowadzony eksperyment. Po wpisaniu słowa "Armii" pierwszym wynikiem była ulica Armii Poznań. Nawigacja proponuje trasę, którą poruszał się zaginiony. Nagrania z monitoringu potwierdzają tę wersję, szczególnie że widać, że chłopak cały czas trzymał włączony telefon w ręce. Detektyw wydrukował nam jego ostatnią trasę z konta Google - tłumaczył Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji.
Szukały go służby i znajomi
Poszukiwania chłopaka trwały od 18 stycznia. Organizowały je służby ratunkowe i znajomi chłopaka. Przeczesano tereny Cytadeli, Warty, a nawet politechniki, gdzie Rosiak studiował.
Wykorzystano też psy. Te podjęły trop i poprowadziły kilkaset metrów, wzdłuż rzeki, zatrzymując się na chwilę przy jednej z ławek. Na Wartostradzie ślad się urywał, co wskazywało, że chłopak mógł wpaść do rzeki lub tą samą drogą wrócić na przystanek.
Strażacy oraz policjanci sprawdzali rzekę sonarem od tego miejsca aż do mostu na Karolinie. Na rzece spędzili ponad 100 godzin. W kilku punktach namierzyli obiekty, które mogły być ludzkim ciałem. Warunki atmosferyczne nie pozwalały jednak na kontynuowanie akcji.
Ciało zauważył wędkarz
Ciało chłopaka odnaleziono 3 marca. Zauważył je wędkarz łowiący ryby w Warcie pomiędzy Obornikami a miejscowością Słonawy, 40 kilometrów od miejsca, gdzie ostatni raz był widziany. Na ciele nie stwierdzono żadnych obrażeń, które wskazywałyby na udział osób trzecich.
Autor: FC/gp / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Poznań