"Niesamowity pasjonat", "wielki podróżnik", "żył tym o czym opowiadał", "porywał tłumy" - tak o zmarłym kajakarzu Aleksandrze Dobie mówią jego "koledzy po wiośle". Jedni znali go osobiście, inni z prelekcji, które chętnie wygłaszał w całej Polsce. Wszystkich łączy podziw dla zasłużonego podróżnika i to, że właśnie biorą udział w I Spływie Kajakowym upamiętniającym Aleksandra Dobę.
Wystartował I Spływ Kajakowy ku pamięci zmarłego wielkiego podróżnika i kajakarza Aleksandra Doby. - Pomysł narodził się stosunkowo niedawno, tego lata na innym podobnym spływie, bo też na odcinku 400 kilometrów. To była wycieczka dla kajakarzy polskich i niemieckich z Wrocławia do Berlina. Po drodze wpadło nam do głowy: a może byśmy zrobili coś podobnego dla Olka, który niedawno popłynął w swoją stronę - mówi Bogumił Jarema-Jarecki, organizator wydarzenia.
Najpierw uczestnicy wydarzenia zebrali się w sobotę rano przed domem rodzinnym podróżnika w Swarzędzu (woj. wielkopolskie).
- W tym domu na ulicy Glińskiego 8 urodził się Olek Doba. Z tego miejsca miał 20 minut do szkoły i tyle samo do klubu sportowego, gdzie trenował zapasy i 30 minut na lotnisko, gdzie ćwiczył latanie. Chodziliśmy razem do Technikum Mechanicznego na poznańskim Dębcu. Olek w rozmowach często wspominał swojego ojca i zasadę, którą mu wpoił: jak coś robisz, to rób to tak, żeby nikt nie musiał po tobie naprawiać. Często też mówił o swojej siostrze Wandzi, która dziś też tu przybyła, by pożegnać kajakarzy, którzy będą czcić pamięć wielkiego Ola - opowiada Ryszard Tomaszewski, kolega Aleksandra Doby.
400 kilometrów trasy
Przed uczestnikami spływu nie lada wyzwanie: chcą przepłynąć 400 kilometrów. Trasa, którą wyznaczono prowadzi przez Cybinę, Wartę i Odrę. Tuż przed startem spływu, reporter TVN24 Piotr Zagórski rozmawiał z osobami, które zdecydowały się wziąć udział w tym przedsięwzięciu.
- Właściwie to podjąłem decyzję natychmiast, bo bardzo długo marzyłem o tym, żeby przepłynąć od źródła Warty do Odry, więc jak okazało się, że jest taka wspaniała inicjatywa to postanowiłem wykorzystać ten moment. Miałem przyjemność poznać pana Aleksandra. Wspierał projekt fundacji "Lepszy świat", który zakładał budowę szkoły w Nepalu - mówił podróżnik Maciej Pastwa.
- Super inicjatywa, obcowanie z naturą. Trzeba uczcić wielkiego człowieka, myślę, że to mu się należy - powiedział Błażej Boryczko, uczestnik spływu.
Ale w spływie biorą udział nie tylko kajakarze. Miejsce znalazło się dla wszystkich wodniaków. - Organizator zakładał, że może ktoś będzie chciał nawet płynąć wpław, ale przy tej pogodzie to chyba byłoby trudne. Przygotowałem się do tego, by popłynąć na SUP-ie (Stand Up Paddling, pływa się na specjalnej desce oraz wiosłuje jednym wiosłem - przyp. red) 400 kilometrów. Byłem już nawet spakowany, ale nagle okazało się, że nie będę mógł pokonać całej trasy - mówił Grzegorz Pakuła, inny z uczestników spływu. I dodawał: - Na razie płynę do Obornik. Niewykluczone, że w czwartek pojadę pociągiem do Gorzowa Wielkopolskiego i tam dołączę chociaż na te trzy dni.
Płyną dla Aleksandra Doby
Każdy z uczestników ma jakieś swoje wspomnienie związane z Aleksandrem Dobą, choć nie każdy znał go osobiście.
- Mam nadzieję, że siły pozwolą i dopłyniemy do końca w takim zespole jak wypływam. To nie jest pierwsza moja taka długa trasa. Pierwsza była z Nowego Tomyśla do Dziwnowa i to właśnie po rozmowie z Olkiem. Powiedział mi, że jeżeli mam taki pomysł i go nie zrealizuję to nigdy nie będę wiedział, czy się da. Dlatego nie ma dziś innego miejsca, w którym mógłbym być, jeśli nie tutaj - tłumaczył kajakarz Jakub Konieczny.
- Aleksander Doba miał wielki talent do przyciągania ludzi i dzielenia się swoją pasją. Widziałem to na Przystanku Woodstock, gdzie dziesiątki tysięcy ludzi go słuchało i pan Doba do nich powiedział: no to teraz wiosłujemy. I ten tłum słuchaczy się poderwał i ludzie zrobili taką wielką falę - wspominał Maciej Pastwa.
- Myślę, że jeśli Olek nas widzi to z zadowoleniem patrzy na to jak jego koledzy po wiośle zdecydowali się kontynuować jego wielkie dzieło, czyli to do czego wszystkich namawiał: miej marzenia i je realizuj - dodał Ryszard Tomaszewski, wieloletni kolega podróżnika.
Miał 74 lata
Aleksander Doba trzykrotnie samotnie przepłynął kajakiem Atlantyk. Pierwsza przeprawa odbyła się z Afryki do Ameryki Południowej. Doba wystartował ze stolicy Senegalu, Dakaru 26 października 2010 roku. Po blisko 99 dniach i przebyciu 5394 kilometrów 2 lutego 2011 roku dotarł do Acarau w Brazylii. Dzięki tej wyprawie zapisał się na kartach historii jako pierwszy człowiek, który samotnie przemierzył kajakiem te wody. Kolejne wyprawy kajakiem przez Atlantyk odbyły się na przełomie 2013 i 2014 roku oraz w 2017 roku.
Doba otrzymał tytuł "Podróżnika Roku 2015" w plebiscycie "National Geographic". W 2018 roku został uhonorowany Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski i Medalem Stulecia Odzyskanej Niepodległości.
Podróżnik zmarł w lutym 2021 roku tuż po tym jak zdobył Kilimandżaro. - Był świadomy, szczęśliwy, spełniał swoje marzenie - mówił o drodze podróżnika na afrykański szczyt Łukasz Nowak, organizator jego ostatniej wyprawy.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24