Pijany pacjent zaatakował w karetce ratownika medycznego. - Zaczął grzebać w szufladach, kopać, podszedł do mnie i uderzył z otwartej dłoni w głowę, podduszał - wylicza ratownik, któremu napastnik złamał rękę. 39-latek za swoje zachowanie usłyszał już zarzuty, grożą mu trzy lata więzienia.
Wszystko działo się w środę po południu, na ul. Libelta w Poznaniu. Zgłoszenie, jakie otrzymali ratownicy dotyczyło zachowania 39-letniego mężczyzny pod wpływem alkoholu. Policjanci chcieli go przewieźć na izbę wytrzeźwień, ale potrzebowali "zielonego światła" od pracowników pogotowia. W takich przypadkach sprawdza się zawsze, czy podróż radiowozem nie zagrozi życiu lub zdrowiu.
- Był wydolny krążeniowo, ale chcieliśmy zawieźć go do kliniki psychiatrii, żeby wykluczyć ewentualne zaburzenia psychiczne - relacjonuje Mateusz Szymczak, pracownik pogotowia ratunkowego.
Pijanego mężczyznę usadowiono w karetce. Swoje agresywne oblicze ujawnił, kiedy z zasięgu jego wzroku zniknęły policyjne koguty.
"Zaczął podduszać"
Zaczęło się od wiercenia w fotelu. - Zaczął pytać "Co tu macie?", grzebać w szufladach, kopać, zamykać je nogami. Został upomniany dwa, trzy, cztery razy. Nie poskutkowało, odpiął pasy i podszedł do mnie. Uderzył z otwartej dłoni w głowę, potem chwytem zaczął poziomować do podłogi i podduszać - opowiada Mateusz.
Z relacji ratownika wynika, że mężczyzna był cały czas wulgarny, groził mu, że "i tak go znajdzie".
Kiedy udało mu się uwolnić z uścisku, 39-latek docisnął ratownika mocniej do podłogi, obciążając rękę. Ma ją dziś złamaną w nadgarstku.
Kierowca zatrzymał ambulans. Poprosił o pomoc policjantów, którzy cały czas jechali za karetką. - Kiedy otworzyłem drzwi w asyście funkcjonariusza, on jeszcze kopał nas - dodaje Szymczak.
Więzienie za awanturę?
Sprawą zajmuje się już policja. - Mężczyzna został zatrzymany i usłyszał dwa zarzuty: znieważenia funkcjonariusza publicznego i namawiania do odstąpienia od czynności służbowych. - potwierdza Piotr Garstka z wielkopolskiej policji. Mężczyźnie grozi nawet do trzech lat więzienia.
- My nosimy się z zamiarem powództwa cywilnego przeciwko temu mężczyźnie. Został zaatakowany nasz pracownik, a my musimy zagwarantować ciągłość pełnienia dyżurów. To są dla nas też problemy m.in. ekonomiczne - dodaje Robert Judek, rzecznik wojewódzkiej stacji pogotowia ratunkowego.
Mateusz Szymczak przyznaje, że agresywni pacjenci są stałą udręką ratowników. On sam pracuje w pogotowiu od 13 lat.
Autor: ww/gp / Źródło: TVN 24
Źródło zdjęcia głównego: archiwum prywatne