"Nigdy nie skrzywdziłem żadnego zwierzęcia" – oświadczył we wtorek przed Sądem Rejonowym w Ostrowie Wielkopolskim mężczyzna skarżony o przywiązanie psa do drzewa i porzucenie w lesie ze skrępowanymi taśmą klejącą łapami.
Prokuratura Rejonowa w Ostrowie Wielkopolskim oskarżyła 26-letniego Szymona J. o znęcanie się nad psem. Zwierzę znaleziono 6 lipca 2017 roku w lesie w Wielowsi w powiecie ostrowskim.
"Już wcześniej chciał się go pozbyć"
- W toku postępowania prokurator wykazał, że 4 lipca 2017 roku w jednej z miejscowości pod Ostrowem Wielkopolskim mężczyzna znęcał się nad psem w ten sposób, że porzucił go w lesie, przywiązując smyczą do drzewa i krępując tylne łapy taśmą klejącą. Przez to uniemożliwił zwierzęciu poruszanie się i uwolnienie, a także pozbawił psa dostępu do pokarmu i wody – poinformował rzecznik prasowy ostrowskiej prokuratury okręgowej Maciej Meler.
Śledztwo ujawniło, że oskarżony próbował się pozbyć psa już wcześniej, a adoptował go ze schroniska w czerwcu. Oskarżony Szymon J. nie przyznał się do zarzucanego mu czynu i powiedział, że nigdy nie skrzywdził żadnego zwierzęcia.
Mężczyźnie grożą nawet dwa lata więzienia.
Suczka pozostawiona na pastwę losu
Psa znaleziono 6 lipca 2017 roku w lesie w Wielowsi w powiecie ostrowskim. - Suczka nie mogła wyswobodzić się z uwięzi, obok niej leżała resztka taśmy. Prawdopodobnie miała też związane przednie łapy i pyszczek, ale udało jej się zerwać taśmę - mówiła kierowniczka schroniska w Ostrowie Wlkp. Agnieszka Nowicka, którą pierwszą poinformowano o znalezionym psie. Według kierowniczki z relacji mężczyzny, który znalazł zwierzę, wynika, że pies przebywał w lesie co najmniej od 4 lipca.
- Mężczyzna, który znalazł psa, powiedział, że był w lesie dwa dni wcześniej i słyszał szczekanie, ale sądził, że ktoś jest ze zwierzęciem na spacerze - tłumaczyła. Kiedy wrócił do lasu, usłyszał już wycie i skomlenie psa.
Ktoś nie chciał, by przeżyła
Agnieszka Nowicka sprawę znęcania nad zwierzęciem zgłosiła policji, a zdjęcia i post z filmem umieściła na profilu schroniska na portalu społecznościowym. Jak mówiła, po raz pierwszy spotyka się z przypadkiem porzucenia zwierzęcia w tak drastycznych okolicznościach.
- Do tej pory zwierzęta były porzucane, ale biegały luzem, a w tym przypadku ktoś świadomie chciał, żeby suczka nie została odnaleziona i zginęła z głodu - dodała.
- Tego samego dnia zgłosił się do mnie pracownik schroniska w Niedźwiedziu za Antoninem. Powiedział, że pies pochodzi z jego schroniska i został zaadaptowany przez rodzinę z Grabowa nad Prosną. Dowodem na to są dokumenty, zdjęcia oraz szwy po sterylizacji suczki, ponieważ operację przeprowadzono w schronisku tuż przed wydaniem psa do adopcji - powiedziała Nowicka.
To on rozpoznał psa
Prowadzący schronisko w Niedźwiedziu Andrzej Cichosz potwierdził to w rozmowie PAP i opowiedział, jak w czerwcu przyjechało małżeństwo z 26-letnim synem, żeby zaadoptować psa.
- Przyjechali drogim samochodem, dobrze ubrani i wyglądali na ludzi wykształconych. Serce mi się radowało, że dwuletnia suczka trafia w dobre ręce, bo wcześniej długo była bezdomna. Znaleźliśmy ją bardzo wychudzoną i wystraszoną. Długo pracowaliśmy nad nią, żeby odzyskała zaufanie do ludzi. Tymczasem wyrządzono jej taką krzywdę - powiedział.
Jak dodał, kilka dni przed porzuceniem zwierzęcia w lesie suczka ponownie trafiła do jego schroniska. - Błąkała się po okolicy, więc ją zabraliśmy i poinformowaliśmy opiekunów z Grabowa, żeby ją odebrali. Na początku upierali się, że to nie może być ich pies, bo jest z nimi w domu. Powiedziałem, że przyjadę sprawdzić. Wówczas stwierdzili, że widocznie im uciekł. Po suczkę do schroniska przyjechał ich syn w tym samym dniu, kiedy porzucono ją w lesie - powiedział Cichosz.
Autor: FC / Źródło: PAP, TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: Schronisko Ostrów