Od zaścianka do ekstraklasy. Poznań postawił na rowery

Wartostrada przy katedrze
Rowerowa trasa kórnicka
Źródło: Filip Czekała/TVN24
Płot na środku drogi rowerowej, slalom między słupami, znaki nakazujące zejście z roweru, bo dalej przejazdu nie ma. Jeszcze dekadę temu Poznań był stolicą rowerowych absurdów. Wydawało się, że urzędnicy częściej wkładali rowerzystom kij w szprychy niż próbowali pomóc. Teraz zdobywa rowerowe laury, ale wciąż są miejsca, gdzie na dwóch kółkach można poczuć się jak w latach 90.
Artykuł dostępny w subskrypcji
Kluczowe fakty:
  • W 2005 roku Poznań miał tyle dróg rowerowych, ile teraz buduje w dwa lata.
  • Kiedyś budowało się tu drogi rowerowe z kostki brukowej, na środku których stały słupy. Urzędnicze koncepcje polegały na wyeliminowaniu rowerzystów z ulic, a nie na budowie wygodnej siatki tras.
  • Ówczesny prezydent uciszał krytykantów mówiąc, że powinni się cieszyć, że w ogóle mają po czym jeździć.
  • Z Michałem Pieprzem z Rowerowego Poznania wsiedliśmy na rowery, przejechaliśmy Poznań. Sprawdziliśmy z czego miasto może być dumne, a czego powinno się wstydzić.

Jest 2005 rok, pierwszy dzień wiosny. Poznańscy rowerzyści jak co roku topią w Warcie marzannę. W wodzie obok tradycyjnej kukły ląduje kostka brukowa.

Czytaj także: