Bartłomiej Wróblewski z Poznania miał w nocy atakować najwyższy szczyt świata. Mount Everestu po raz kolejny nie udało mu się zdobyć. Na przeszkodzie stanął silny wiatr.
O ataku na "dach świata" Wróblewski poinformował we wtorek wieczorem. - Założyliśmy obóz czwarty na wysokości 7920 metrów. Planujemy zaatakować tej nocy o 2. Na szczycie będziemy około 7 rano. Samopoczucie dobre - napisał do redakcji tvn24.pl.
Do nocnego ataku jednak nie doszło. - Pogoda się załamała. Wciaż jesteśmy w obozie czwartym. Wiatr sięga 70 km/h. Jeśli pogoda się poprawi, zaatakujemy tej nocy. Jeśli nie - schodzimy - przekazał Wróblewski około godz. 8.
Przed "strefą śmierci"
Powyżej obozu IV, w którym przebywa obecnie Polak rozpoczyna się tzw. „strefa śmierci”. - W dniu ataku szczytowego wspinaczka wiedzie granią południowo-wschodnią na Szczyt Południowy (8750 m n.p.m.), a stamtąd na główny szczyt Everestu (8.848 m). Technicznie trudnym fragmentem tej części wspinaczki jest pokonanie 12-metrowej ściany skalnej tzw. uskoku Hillarego (8760 m) - tłumaczy Wróblewski.
Przeszkadza mu pogoda
Poznaniakowi ewidentnie brakuje szczęścia. To jego druga wyprawa na Mount Everest. Pierwsza zakończyła sie niepowodzeniem - do zdobycia szczytu zabrakło mu 1000 metrów. Podobnie jak teraz, na przeszkodzie stanęła pogoda.
Tym razem Wróblewski najwyższą górę świata atakuje od strony Nepalu. Przed rokiem szczyt próbował zdobyć od strony chińskiej.
Autor: FC//kv/k / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: Bartłomiej Wróblewski