Szokujące informacje podaje Prokuratura Rejonowa w Pile w sprawie dwulatki, która zmarła w szpitalu. Jak wynika z zeznań matki, obrażenia, jakie miała Lilianna, wywołane były przez ojczyma. Mężczyzna miał wpaść w furię, gdy przegrał w grze komputerowej, i rzucił dziewczynkę o drzwi. Obrażenia były tak duże, że dziecko zmarło w szpitalu. Szymonowi B. grozi 12 lat więzienia. Mężczyzna oraz matka dziewczynki zostali aresztowani.
W środę pilska prokuratura zajęła się sprawą śmierci dwulatki. Dziewczynka zmarła na stole operacyjnym. Do szpitala trafiła ze złamaniem czaszki. Na głowie miała krwiaki. - Zmiany ewidentnie pochodzą z urazu, a nie z powodu zmian chorobowych - mówił Rafał Szuca, dyrektor placówki.
Areszt dla matki i ojczyma
Pod zarzutem znęcania się nad dzieckiem i nieudzielenia mu pomocy sąd rejonowy w Pile aresztował w czwartek matkę dziewczynki oraz jej ojczyma.
O trzymiesięczny tymczasowy areszt dla obojga opiekunów zmarłego dziecka wnosił prokurator. Ojczym dwuletniej Lilianny został przesłuchany w czwartek rano. Śledczy przedstawili mu trzy zarzuty: psychicznego znęcania się nad trójką dzieci kobiety oraz fizycznego znęcania nad 2-latką a także udzielenia żonie środka odurzającego w postaci amfetaminy matce dziecka.
Szymonowi B. grozi 12 lat więzienia. Mężczyzna nie przyznaje się do winy. Twierdzi, ze nigdy nie stosował wobec dzieci przemocy.
Kobieta usłyszała zarzut nieudzielenia pomocy swemu dziecka. Miała zataić przed lekarzami, którzy kilka dni wcześniej badali jej dwuletnią córkę, że doszło do urazu głowy. Ta sytuacja - przyjmuje prokuratura - uniemożliwiła prawidłowe leczenie dziecka.
Matka obciąża partnera
W środę przeprowadzono sekcję zwłok. Ta wykazała obrażenia wewnętrzne - krwiak śródmózgowy oraz resztkowy krwiak podtwardówkowy na stronie prawej, a także cechy obrzęku mózgu i złamania prawej i lewej kości ciemieniowej oraz prawej kości potylicznej. - Biegła stwierdziła, że te obrażenia mogły powstać kilka dni przed zgonem dziecka - mówi Magdalena Roman z Prokuratury Rejonowej w Pile.
Po południu śledczy przesłuchali matkę. Według jej zeznań, winę za stan dziecka ponosi jej partner.
- Obrażenia te powstały w wyniku popchnięcia dziecka i uderzenia w futrynę drzwi. Według relacji kobiety - mężczyzna był zajęty grą na komputerze. Gdy "nie szło mu w grze", chwycił przechodzące obok niego dziecko za rączkę i pchnął, w skutek czego dziewczynka uderzyła głową w futrynę - mówi Roman.
Szymon B. namiętnie grał w jedną z internetowych gier komputerowych typu RPG i zamieszczał w sieci filmiki z nią związane.
Nie powiedziała lekarzom, co się stało
Do sytuacji miało dojść w zeszły czwartek, 16 marca. Dopiero po dwóch dniach, gdy stan zdrowia się pogarszał, dziecko trafiło do szpitala.
- Matka wiedziała o tym, że dziecko doznało obrażeń głowy w wyniku uderzenia o futrynę i nie przekazała tych informacji lekarzom, którzy badali dziewczynkę w sobotę, niedzielę i poniedziałek. Jak sama mówi, nawet kiedy lekarze dopytywali o obrażenia, nie opowiadała o zdarzeniu z 16 marca - tłumaczy Roman.
Zmarła podczas zabiegu
Informacja o śmierci dziecka trafiła do prokuratury w środę. Śledczych zaalarmował ordynator oddziału intensywnej opieki medycznej lokalnego szpitala. Kiedy dziewczynka trafiła do szpitala, była nieprzytomna.
- Poinformował o tym, że na oddział trafiło dziecko w stanie ciężkim z obrażeniami głowy. W trybie pilnym zostało poddane operacji - relacjonowała Magdalena Roman.
Podczas zabiegu nastąpiło zatrzymanie akcji serca dziecka. Mimo niemal godzinnej reanimacji lekarzy, dziewczynki nie udało się już uratować.
Jak udało się ustalić reporterowi TVN24, dziewczynka już wcześniej trafiała do szpitala. Dwukrotnie lekarze zauważali na jej ciele zasinienia. Matka tłumaczyła ten fakt ruchliwością dziecka, innym razem twierdziła, że córka spadła z krzesła.
MOPS: Matka nie radziła sobie z opieką
W rodzinie dwulatki nie działo się najlepiej, co przyznała sama matka. To ona zgłosiła się do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej i poprosiła o wyznaczenie asystenta, który pomógłby w wychowywaniu potomstwa. - Rodzinie asystent został przydzielony na prośbę samej matki, która nie do końca radziła sobie z opieką nad trójką dzieci. Przychyliliśmy się do tej prośby - mówi Liwia Kolasa, rzecznik MOPS w Pile.
W lutym asysta została wzmożona, bo ze szpitala dotarły do ośrodka informacje, że obrażenia dziewczynki mogą mieć związek z udziałem osób trzecich. Sprawę zgłoszono prokuraturze.
Rodzinę odwiedzał i asystent (raz w tygodniu), i pracownik socjalny. Z ich relacji wynika, że rodzina nie utrudniała kontaktu, nie stwarzała problemów przy współpracy. Kwestia siniaków była jednak poruszana już od dawna. - Pierwsza hospitalizacja dziecka była w listopadzie ubiegłego roku, na skierowanie lekarza rodzinnego pod kątem choroby krwi. Chodziło o jakąś skazę krwotoczną polegającą na tym, że na ciele pojawiały się zasinienia - mówi Kolasa.
- Wiedzieliśmy, że dziecko było hospitalizowane. Jak asystent przychodził do domu rodziny, to były przypadki zasinień, ale mama motywowała to chorobą. W zachowaniu rodziców nie było nic podejrzanego - kończy.
Autor: FC/mś/jb / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Poznań