Do końca roku dawny stadion Lecha przy ul. 28 Czerwca 1956 r. ma zostać wyburzony. Mecze na tym obiekcie z łezką w oku wspomina Józef Djaczenko, poznański dziennikarz i autor kilku książek o "Kolejorzu".
Jak pan wspomina swój pierwszy mecz na stadionie?
Józef Djaczenko: Byłem tam jeszcze jako dziecko, chodziłem wtedy do szkoły podstawowej. Byłem oczarowany atmosferą. Stadion pękał w szwach, był pełen rozemocjonowanych kibiców, na niektórych meczach było ich koło 20 tysięcy. To więcej niż oficjalna pojemność. Z czasem brakowało miejsca, więc przeniesiono mecze na Stadion im. 22 lipca i tam również było pełno.
Czy atmosfera była lepsza od tej, panującej na obecnym stadionie?
Oczywiście, bez porównania. Teraz oczywiście też jest fajnie, ale kiedyś było zupełnie inaczej. Trybuny na Dębcu były bardzo blisko boiska. Boisko, linia boczna, a tuż za nią, może ze 2 metry, stali już kibice. To był typowo piłkarski stadion.
W dodatku był umiejscowiony między torami, którymi jeździły pociągi do Ostrowa Wielkopolskiego i Wrocławia. Stadion pękał w szwach, a kolejarze pozdrawiali kibiców syrenami.
Pamięta Pan jakieś wyjątkowe wydarzenie, związane z którymś meczem?
Ważne były te decydujące mecze, np. czy Lech wejdzie do II ligi. Pamiętam ostatni mecz. Odbył się bodajże w 1996 roku. W latach 90-tych panował prawdziwy bandytyzm dlatego mecz ten odbywał się bez udziału kibiców, jednak z tłumami pracowników Zakładów Cegielskiego, którzy siedzieli na dachach i stamtąd obserwowali.
Najwyższy wynik?
O ile dobrze pamiętam 11:1 dla Lecha, z drużyną Szombierek Bytom.
Co Pan sądzi o wyburzeniu stadionu na Dębcu?
Bardzo dobrze, że go zburzą. To miejsce bardzo niebezpieczne do chodzenia, ruina. Jednak wiem, że pan Maciej Markiewicz, były bramkarz i obecnie przyjaciel klubu, chce, by w tym miejscu powstał jakiś obelisk albo umieszczona została jakaś fotografia, upamiętniająca to, że kiedyś był to stadion Lecha.
Autor: Ewelina Gołębiewska / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: archiwum Józefa Djaczenki