Gdyby nie oni, daniel padłby z wycieńczenia. Jeden z leśniczych wziął nóż i uciął sznurek, który zwierzę miało na porożu i zahaczyło nim o drzewo. - W takich sytuacjach trzeba działać szybko, bo stres mógłby dla niego skończyć się zawałem serca - tłumaczy leśniczy Marcin Woźniak.
Wszystko działo się w ostatni czwartek na terenie leśnictwa Lila w okolicach Rudy pod Krotoszynem (woj. wielkopolskie).
- W trakcie sprawdzania upraw leśnych usłyszeliśmy szamotaninę i dźwięki charakterystyczne dla danieli - mówi leśniczy Marcin Woźniak.
Udało się go uwolnić
Wraz z podleśniczym Krystianem Chmielarzem ruszyli w kierunku miejsca, z których dochodziły odgłosy. - Po pewnym czasie dostrzegliśmy daniela zaplątanego w sznurki, prawdopodobnie od snopowiązałki - tłumaczy.
Sznur zahaczony był o drzewo, a daniel, któremu sznurek zaplątał się w porożu, bezskutecznie próbował się wyswobodzić z pułapki.
- Podszedłem z nożem do niego. Sytuacja była niebezpieczna, bo zwierzę próbowało się bronić, ale udało się odciąć sznurki - wyjaśnia Woźniak.
Stał jeszcze kilkanaście sekund
Daniel początkowo nie był świadom, że został uwolniony. Dopiero po kilkunastu sekundach zauważył, że może odbiec i szybko zniknął wśród drzew.
- W takich sytuacjach trzeba działać szybko, bo stres mógłby dla niego skończyć się zawałem serca. Widać było, że się strasznie denerwuje - tłumaczy Woźniak.
Jak dodaje, daniel może mówić o dużym szczęściu - znajdował się w takim miejscu, że nikt inny by go nie zauważył i zwierzę skazane byłoby na pewną śmierć. - Dlatego apelujemy do rolników, by pamiętali o tym, żeby sprzątać po sobie - podkreśla.
Autor: FC//ec / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: Nadleśnictwo Krotoszyn | Krystian Chmielarz